Isolde Verdneer

Isolde Verdneer
Komitet Uczniowski

Umiejętności bojowe : II
Skąd : Oslo, Norwega
Rok nauki : VII
Wiek : 18 lat
Jestem : neutralny
Czystość krwi : czysta
Status majątkowy : bogaty

Isolde Verdneer Empty
PisanieTemat: Isolde Verdneer   Isolde Verdneer EmptyPon Kwi 06, 2015 1:47 am

Isolde Julie Verdneer
VII klasa | Kolvarien | Czysta krew
Oslo, Norwegia | Bogaty | Jestem neutralny

Charakter

Uhm, ok.
I koniec. Dwa słowa wystarczą, aby oddać cały charakter Izoldy. Można jeszcze dodać, że nienawidzi swojego imienia. W literaturze mamy do czynienia z trzema wielkimi idiotkami. Julią Capuletti  - no błagam, kto normalny zabiłby się w wieku czternastu lat dla chłopca, którego nie znał nawet tydzień?! No właśnie! To durne. To. Po. Prostu. Durne. Jasne, każdy z nas miał kiedyś czternaście lat - nawet Isolde, chociaż się nie przyznaje - i znał chłopca (czy tam dziewczynę, hola-zola-lola, nie ocenia!), który wydawał się tym jedynym, ale czy komukolwiek przyszło do głowy brać od razu ślub, a potem wbijać sobie sztylet w serce? Bo rodzice nie pozwolili pójść na randkę?! Czy ktokolwiek w ogóle kupuje tę historię?! Katarzynę Earnshaw - ta przy okazji dzierży berło najbardziej denerwującej heroiny po w s z e czasy. Wsze! Najpierw sama stwierdziła, że woli wyjść za faceta z kasą (który przy okazji był naprawdę dobrym człowiekiem i niesamowicie ją kochał!), by potem odstawiać z tego powodu cyrki, zepsuć wszystkim krew, w końcu umrzeć i nawet po śmierci męczyć wszystkich dookoła swoją durną osobą. Katarzyno, zgiń porządnie! Oraz Izolda Jasnowłosa. Ta to już w ogóle jest tragiczna, jak jej cała miłosna historia. Ona się nawet w tym Tristanie nie zakochała od pierwszego wejrzenia (to jeszcze można wytłumaczyć w racjonalny sposób, mini-udar, zaburzenia dwubiegunowe, depresja, początki schizofrenii czy zbyt duża ilość alkoholu, Verdneer też zdarzyło się coś podobnego, wypiła dwa piwa, zobaczyła ładne tatuaże i zawołała: „mój ci on”) - oni wypili miłosny napój! W porządku, to można podciągnąć po całą alkoholową teorię, ale w jej przypadku wraz z kacem przychodzi też koniec wielkich romansów! Żadne zakazane schadzki, wygnania za morza i - bo jakżeby inaczej - śmierć.
Izolda. To jakby przy samych urodzinach przypiąć dziecku etykietkę: „sorry kochanie, jesteś głupia”. Po takich ludziach potem się już niczego nie oczekuje! Przedstawia się człowiek gdzieś na mieście, mówi „elo-elo-trzy-dwa-zero-jestem Izolda” i wszyscy już kiwają głową z politowaniem zastanawiając się, gdzie Tristan i za ile się zaćpa ze smutku.
No. Najgorzej.
Czasami łapią ją podobne filozoficzne rozważania na temat własnej egzystencji, najczęściej gdzieś nad ranem, kiedy siedzi pod jakimś barem w Oslo - nie żeby pałała wybitną miłością do Norwegii, po prostu wszyscy jej znajomi siedzą teraz w Stolicy - z butelką rozgazowanego piwa w ręku - bo przecież wcale nie lubi piwa. Czwarta rano, najlepsza pora na rozwiązywanie egzystencjalnych rozterek. Kim jestem? Dokąd zmierzam? Czego chcę od życia? Co daje mi szczęście?
Szybko jej przechodzi, na szczęście. Dwie godziny snu - po co więcej? - powrót do szkoły, szybki prysznic, wyprasowana szata i Komitet Uczniowski, grzeczna córeczka tatusia, mugole do gazu i te sprawy. Nie żeby miała cokolwiek do mugoli, są naprawdę w porządku. Tworzą fajną muzykę i mają spoko deski, na których można jeździć wieczorami po molo. Po prostu, ma takie a nie inne nazwisko, tata rzucił aluzją (dyskretną jak wybuch bomby atomowej, czasami zastanawia się za co płacą mu aż tyle pieniędzy. No ale może jak za pieniądze to się bardziej stara i rzeczywiście jakoś pierze te mózgi. W ogóle, to takie śmieszne określenie. Pranie mózgu. Zawsze sobie wyobraża wtedy taką malutką pralkę, coś na wzór Frani, co trzeba potrzeć organem o taką tarkę i zostawia się tam jakaś istota szara, potem się je wykręca jak szmatki i wiesza, aby wyschły. Przypięte mini-mózgowymi-klamerkami. W kolorze różowym) to zrzeszyła się z podobnymi sobie dzieciakami we wspólnym knuciu i szydełkowaniu.
Jej to na dobrą sprawę totalnie obojętne.

Aparycja

Ogólnie to trochę przykra sprawa. W sensie, niezręczna. Tak się jednak wydarzyło - to pewnie wina mięsa z kurczaków. Nie, żeby nie jadła mięsa od kilku lat, ale na kurczaki zwalić najprościej  - że jest wyższa od swojego ojca. O dobre kilka centymetrów. Nie zdziwiłaby się, gdyby winne (zamiast kurczaków) okazały się geny listonosza, są jednak dość podobni - poza tym wzrostem - dlatego nikt nie woła jeszcze o badania genetyczne.
To naprawdę wszystko co warte wynotowania w kwestii wyglądu. Nie mamy przecież do czynienia z kimś nadzwyczaj pięknym i nie muszę kolejnych linijek poświecić na przekonywanie, że tak, jej włosy lśnią jak żywe srebro, oczy są jak szmaragd a usteczka cud-miód-pierwsza klasa (jak w x-menach), każdy chce je całować. Nie, żeby z tym całowaniem to akurat było jakieś osiągnięcie, wystarczy rzucić „Zolda, chodź się miziać”, a ona zrobi swoje słynne „uhm, ok” (w zestawie ze wzruszeniem ramion), przecież jest jej to kompletnie obojętne.
Zolda brzmi prawie jak Zelda. Albo Zordon. Beznadziejne przezwisko, proszę go nie używać.
W przeciwieństwie do swojej siostry, a takich ma aż dwie, ale ta druga jest zdecydowanie za mała by myśleć o głupotach, śpieszmy się być dziećmi, lata tak szybko odchodzą! - wcale nie uważa, że powinna się odchudzać czy nie akceptować samej siebie, to trochę głupie. W sensie, ten brak akceptacji. No jasne, nie można tak tylko jeść chipsów (szczerze uwielbia solone chipsy, są naprawdę pyszne. I nie zawierają mięsa!) i siedzieć na kanapie, umarłaby z nudów z siedzącym trybem życia. Kiedyś nawet myślała, że ma ADHD, ale tata nic nie zdiagnozował, więc mu wierzy. Znowu mógł się nie postarać, bo to nie za pieniądze, jednak renoma z niczego się nie wzięła, nie ma powodów by mu nie ufać. Lubić też nie, ale błagam, Isolde ma całą masę przyjaciół, których nie lubi.
Nie żeby rozważała ojca w kategoriach przyjaciół, ale mam wrażenie, że zaczynam tutaj mieszać punkt prezencja z punktem rodzina, a chyba nie o to chodzi. Mogłabym, co prawda, tak śmiesznie to sobie połączyć, nie będę jednak oszukiwać.
Kiedy miała piętnaście lat, chociaż to też mogłabym napisać raczej w historii, przeszła dwudniowy okres buntu, ścięła włosy na bardzo krótko i zafarbowała je (za pomocą starszej koleżanki) na platynowy blond. Potem strasznie żałowała, no ale byłaś głupia to cierp. Na całe szczęście, włosy mają to do siebie, że odrastają, może udawać, że nic się nigdy nie wydarzyło.
Zresztą, lubi udawać, że sporo rzeczy w jej życiu nigdy się nie wydarzyło.

Więzy rodzinne

No to jak już zostało wspomniane kilka razy, ma tatę. Tata jest nawet w porządku gościem, serio - wiem, że teraz każdy puka się w głowę. Naprawdę jej odpowiada ten układ. On się nie przejmuje nią. Ona się nie przejmuje nim. Jeśli chce może nawet utorować sobie drogę do bogów i Asgardu, droga wolna, jej to kompletnie obojętne. Na dobrą sprawę z mamą to ma podobny układ. Też jest jej kompletnie obojętna i się nie przejmuje jej istnieniem - chociaż mamie to przychodzi z większym trudem, czasami wysyła do niej kruki z żalami. Nie piszesz do mnie córeczko, tak jej pisze, i głupio się trochę robi. Bo przecież mama nie jest taką najgorszą kobietą na świecie. Co prawda, przynajmniej w ocenie Isolde, nie ma w ogóle charakteru (znaczy, za czasów młodości miała w sobie zalążek sadyzmu, proszę spojrzeć jak nazwała swoją pierworodną, ale druga ma już w miarę normalne imię, widać, że jej przeszło. Angeria nie najgorzej, brzmi prawie jak Algieria, a to fajny kraj. Była raz, poleca gorąco) - tylko czy to charakter może oceniać osoba, której na dobrą sprawę wszystko jest obojętne? Ona by nawet chciała tak wiecie, przyjaźnić się ze swoją mamą, ale zawsze o tym zapomina. List napisać z „och, mamo, u mnie wszystko w porządku i tak dalej”, dodać na końcu kocham cię, żeby zrobiło się jej miło. Serio. Budzi się rano z postanowieniem, że dzisiaj będzie ten dzień, kiedy sama do niej napisze. Potem idzie pod prysznic, ubiera się, wychodzi z dormitorium, zagaduje ją przypadkowy znajomy i… przepadło, uleciało z głowy, przypomni się jej dopiero jak trafi do łóżka. Przeklnie pod nosem - dużo przeklina, ale tłumaczy sobie zawsze, że to bogactwo językowe i wielka ekspresja wypowiedzi - po czym obieca, że napisze dnia kolejnego. I tak w kółko. Aż Mamcia nie napisze jej smutnego liściku z „znowu o mnie zapomniałaś, córeczko”. Czuje się wtedy jak wyrodne dziecko, a przecież wcale się nie buntuje. Zbyt jej wszystko obojętne by się stawiać. Jasne, wiedzie sobie dwa życia na raz, ale potrafi je nieźle oddzielić, nikt nie cierpi z jej powodu.
Bo tak jednak głupio, komuś świnię podkładać. U Neoasów może sobie pokrzyczeć mugole do gazu, czarodzieje górą, ale jakby przyszło co do czego to by wszystkich wypuściła i poszła z nimi na piwo (chociaż go nie lubi. Piwa w sensie, nie mugoli). Tylko nie mówcie tego ojcu, bo jeszcze się pogniewa za to, że nie chce zająć należącego się jej miejsca w Asgardzie.

Biografia

Najgorzej.
Bo co można napisać w punkcie „historia” u kogoś, kto na dobrą sprawę ma na większość rzeczy, że tak powiem dosadnie, wylane? Nigdy nie prowadziła żadnego pamiętnika, nie mogę teraz się wspomóc żadnym „drogi pamiętniczku, dzisiaj po raz pierwszy całowałam się z chłopcem”. Na dobrą sprawę nawet nie pamięta, który był pierwszy, była pewnie w trzeciej klasie i jakiś starszak chciał się popisać przed kolegami, że ma to już za sobą to zawołał „ej, Izka” - nigdy nie mówcie na nią Izka, proszę, wydrapie wam oczy, a tak bardzo nie lubi tych swoich niekontrolowanych napadów agresji - „chodź się całować”. To poszła.
Ogólnie, dużo w jej życiu się wydarzyło tylko dlatego, że ktoś powiedział „chodź, będzie fajnie”. Ma duże szczęście, że nigdy nie zaczepił jej pan w białym vanie.
Chociaż, nie przepada za lodami. Woli sorbety, mleko jakoś do niej nie przemawia. Co nie zmienia faktu, że kiedy mówią „otwórz usta” to otwiera bezrefleksyjnie i bierze wszystko co dają, nawet nie pyta.
Jej historia też nie jest jakoś przesadnie traumatyczna. Może wyglądałoby to wszystko trochę smutniej, gdyby przejmowała się nie wiem, obojętnością ojca czy problemem głodu w trzecim świecie, ale co zrobisz skoro nic nie zrobisz? Jest taka jedna anegdotka, którą usłyszała pewnej nocy gdzieś w zakurzonym piwnicznym pubie, lubi bywać w takich miejscach. Opowiadał ją szalony buddystka, który pieszo zwiedzał świat (obejmowało to stopa. Pojechałaby kiedyś na stopa, ale po co komu samochód skoro jest teleportacja? Magia zabija wszystkie przygody). Mówi o mnichu, starym, doświadczonym, który ze swoim młodym protegowanym wybrał się na spacer. Ogólnie ten szalony buddysta to mówił o tym z dobrą godzinę i cały czas tracił wątek. Dlatego napiszę wersję streszczoną. W każdym razie, wybrali się na ten spacer. A że ich zakon - jest coś takiego w buddyzmie jak zakony? To klasztory prędzej. Tak. W ich klasztorze obowiązywała klauzula czystości, nie wolno było dotykać płci przeciwnej. Nad rzeką spotkali jednak starszą kobietę. Która nie mogła przejść, urwał się most. Czy też nigdy go nie było, bo to raczej potoczek, żadna Amazonka - kobieta była jednak wiekowa, ciężko się jej było przeprawić. Na dodatek z pakunkami! Kazał więc ponieść, ten starszy, młodszemu sprawunki, a sam siup, babcię na barana. I przez rzeczkę.
Odstawił ją bezpiecznie na drugi brzeg, ta wylewnie podziękowała. Wszyscy są szczęśliwi.
Oprócz ucznia - który był świadkiem złamania ślubów swojego mistrza. Spacerują więc sobie - z celem czy też bez, to raczej nieistotne. Chociaż przeczytałam ostatnio, że ludzie coraz rzadziej sobie idą ot tak, na spacer, bez wyraźnego celu. Zmartwiło mnie to bardzo. Isolde też zmartwiło, bo ona sobie tak lubi pochodzić. Bez celu. Prędzej czy później się okazuje, że jednak coś znajduje. I jest fajnie. Albo nie - wylane. W każdym razie, uczeń nie wytrzymuje. I krzyczy do mistrza. Jak mogłeś! Dotknąłeś kobiety! Przeniosłeś ją przez rzekę! Na co mistrz odpowiada - tak, przeniosłem ją przez rzekę. I odstawiłem na brzegu. Ty za to niesiesz ją nadal.
Może to była wina tego piwa co je wypiła w nadmiarze - chociaż nie lubi. Może dymu papierosowego. A może szalonego buddysty. Ale dotknęło to ją jakoś mocno. I od tamtej pory stara się nie nosić tego co jej zbędne. I na co nie ma większego wpływu.
Żadnego - tak na dobrą sprawę.
Powrót do góry Go down
 

Isolde Verdneer

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Organizacja :: Kartoteka-