Leo Johanson Umiejętności bojowe : III Skąd : Sztokholm, Szwecja Wiek : 23 lata Jestem : neutralny Czystość krwi : 1/4 Status majątkowy : bogaty Zawód : dziennikarz i malarz
| Temat: Leo Johanson Pon Kwi 06, 2015 6:42 pm | |
| Leonard Johanson 23 lata | Dziennikarz i malarz | 1/4 Sztokholm, Szwecja | Bogaty | Jestem neutralny Leo i Ally Nie zawsze można być szczęśliwym. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie, kiedy patrzę teraz na siebie z perspektywy czasu. Ally pojawiła się w moim życiu tak nagle. Nawet nie wiem, w którym momencie stała mi się tak nieprawdopodobnie bliska, że zdecydowaliśmy się zaraz po ukończeniu jej szkoły wziąć spontaniczny ślub. Rodzice odradzali mi tego pomysłu, przyjaciele mówili, że jestem nieprawdopodobnie głupi – przecież zaraz mi się odwidzi i na miejscu Ally pojawi się inna dziewczyna. W końcu miałem jeszcze sporo czasu na to, aby związać się z kimś na całe życie. Nikt jednak nie potrafił mi przemówić do rozsądku, nie chciałem ich nawet słuchać, bo w końcu wiedziałem od nich lepiej. Ceremonia była skromna, zaprosiliśmy najważniejsze dla nas osoby, wszyscy bawili się przednio. My jednak jednomyślnie stwierdziliśmy, że oficjalne celebrowanie to nie dla nas i pod koniec dnia wymknęliśmy się gościom i pojechaliśmy na pizzę do jakiegoś obskurnego lokalu, bo mieliśmy dosyć weselnego jedzenia. Pamiętam, że ludzie patrzyli na nas jak na wariatów, byliśmy w końcu elegancko ubrani, ale w tle nagle zaczęło lecieć „Madness – It Must Be Love” i wtedy zdałem sobie sprawę, że ja naprawdę kocham Ally. To wszystko działo się zbyt szybko, by analizować cokolwiek – żadne z nas tego nie zrobiło, wtedy nie było takiej potrzeby. Ally ujęła mnie prostym gestem i poczuciem humoru, swoją naturalnością i szczerym uśmiechem. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, tak zazwyczaj było tylko w tych tanich romansidłach, które oglądaliśmy razem z Ally na wężowej kanapie. Gwoli ścisłości, to ona je oglądała, a ja prawie zawsze zasypiałem na jej kolanach. Ale myślałem wtedy sobie: „Hej, Leo, może w końcu ci się w życiu poszczęściło?”. I tak sobie ubzdurałem do głowy, że bez niej żyć nie potrafię. Byłem więc taki, jaki tylko potrafiłem być – najlepszy. Nigdy nie należałem do najbogatszych osób, więc nie mogłem jej zabierać w podróże dookoła świata ani kupować drogich prezentów. Chciałem po prostu, żebyśmy byli szczęśliwi. Tak zwyczajnie, bo chyba o to w życiu chodzi, prawda? Opuściłem mój rodzinny Sztokholm, znalazłem nam niewielkie mieszkanie w samym centrum Oslo, by mogła mieć blisko do pracy, a nawet nauczyłem się gotować i robić jej ulubione sushi. I wydawało mi się, że chyba jakoś nam się wiodło. Byliśmy ze sobą szczęśliwi. Przynajmniej ja byłem. Dobrze pamiętam ten nieszczęsny dzień, w którym się rozstaliśmy. To było w zeszłe święta. Szczerze ich nie znoszę, dlatego też broniłem się przed nimi jak tylko mogłem – ale to była walka z wiatrakami. Od samego rana czułem, że coś między nami jest nie tak. Widziałem to w jej oczach. W końcu nastąpił kulminacyjny moment, pokłóciliśmy się ostro i zdemolowaliśmy pół mieszkania. Niepotrzebnie. Żałowałem swoich słów i decyzji, że przytaknąłem na jej pomysł o naszym rozwodzie bez jakiegokolwiek zawahania. Na początku myślałem, że Ally żartuje, ale wcale tak nie było. Pieprzona duma nie pozwoliła mi jej zatrzymać. I moja żona odeszła, zwyczajnie odeszła. Spakowała wszystkie swoje rzeczy do kartonów i nawet się za mną nie obejrzała. Na początku myślałem, że może jest w ciąży, że może znalazła sobie kogoś innego, lepszego ode mnie… Starałem sobie to racjonalnie wytłumaczyć, ale nie – wzięliśmy rozwód z najbardziej idiotycznego powodu na świecie. Ja ostatecznie sprzedałem nasze skromne mieszkanie, było w nim zbyt wiele przytłaczających wspomnień, by przebywać tam samemu. Pamiętam, że źle zniosłem rozłąkę z Ally. Urżnąłem się wtedy jak świnia i dzwoniłem do niej jak pojebany. Przez kilka dni z rzędu. Nie odebrała ani razu. A później długo nie było nic. Cisza. Nie licząc tylko iskierek wyrzutów w oczach, krótkich, nieważnych rozmów, których zdecydowanie wolę nie utrwalać w pamięci. Przez długi okres męczyłem się z tym, uparcie wierzyłem, że jednak jest jakaś nadzieja na coś znacznie więcej. Na powrót. Poukładałem swoje życie na nowo, kawałek po kawałku. Przeprowadziłem się, odżyłem towarzysko, w końcu ukończyłem dziennikarstwo i udało mi się znaleźć nieźle płatną pracę. W międzyczasie jeden z moich kolegów zauważył moje obrazy, zainteresowały się nimi odpowiednie osoby, a później wszystko już poszło z górki. Nie sądziłem, że stanę się z dnia na dzień obrzydliwie bogaty, a moje prace zostaną docenione. Nie jestem jednak jakoś specjalnie szczęśliwy – gdzieś brakuje mi obok tej mojej Ally. Tak, wciąż jest moja, chociaż nie wiem, czy byłbym w stanie teraz tak powiedzieć przy niej samej. Zmieniło się wszystko, dobrze o tym wiem, sam na to pozwoliłem. Wciąż jednak często do niej zaglądam – po to, by naprawić lodówkę czy niezauważenie zepsuć coś innego i mieć wymówkę do kolejnego spotkania; chociażby po to, aby zobaczyć ją specjalnie zaspaną z samego rana przed wyjściem do pracy. Wiecie, jako jej były mąż czuję obowiązek, by sprawdzać, czy wszystko z nią w porządku. Tak to już się stało, że Ally została moim życiem i nie wiem, czy to się zmieni. Chyba nie chcę tego robić. Ponoć kochać to także umieć się rozstać, ale nigdy nie przepadałem za mądrościami Vincenta van Gogha. |
|