Christian Dekker

Christian Dekker

Umiejętności bojowe : II
Skąd : Oslo, Norwegia
Rok nauki : VI
Wiek : 17 lat
Jestem : neutralny
Genetyka : brzegin
Czystość krwi : półkrwi
Status majątkowy : ubogi

Christian Dekker Empty
PisanieTemat: Christian Dekker   Christian Dekker EmptySro Lip 29, 2015 9:55 am

Christian Dekker
VI klasa | Verden | Półkrwi
Oslo, Norwegia | Ubogi | Jestem neutralny

Reptile Room

Ludzie długo gadali, jak tej nieładnej przybłędzie Hege Dekker udało się omotać coś tak pięknego. Ukochany niemej dziewczyny, którą wielu podejrzewali o upośledzenie był jak łabędź uwięziony w ludzkim ciele – tyleż kruchy i dziki co piękny. Tylko ci, którzy wiedzieli o biedaczce więcej nie dziwili się ich małżeństwu. W zamian pogardzali nią.
Kaleka została porzucona w dzieciństwie, gdy okazało się, że nie przejawia zdolności magicznej. Świat poszedł do przodu, ale w małych czarodziejskich miejscowościach wydać na świat charłaka to, Boże uchowaj, wstyd okropny. Oczywiście dziewczynkę odchowano na tyle, by wiedziała co nieco o świecie i umiała sama wystać cały dzień na ulicy z plastikowym kubkiem w ręku. Nie nauczono jej pisać ani czytać, a mówić od urodzenia nie mogła. Jedyne, co jej zostało to ręce. Języka migowego nauczył ją właściciel podupadłego sklepu zoologicznego na ulicy Złośliwej Walkirii. Trzymał głównie węże i ropuchy w terrariach i wielu mówiło, że jego miejsce jest między gadami. Śliski i brudny, a miał tyle pieniędzy, że podejrzewali go o działalność na czarnym rynku. Była to zresztą prawda – na zapleczu obracał truciznami i przeróżnymi nielegalnymi substancjami.
Od niego Hege dostała najsilniejszą amortencję, jaką warzono w całej Skandynawii. Spędzając dni Bóg wie gdzie, za jedyne towarzystwo mając węże (niektórzy mówili, że dziewczyna umie rozmawiać z nimi na migi), zobaczyła gdzieś jego. Prawda, brzeginie rzadko się zdarzają. Tym bardziej płci męskiej. Może on był ostatni na całym półwyspie. Czyni to naszą historię tym bardziej smutną, znaczy to bowiem, że na niemowę zmarnował się najpiękniejszy gatunek stworzeń na tej ziemi.
Omamiony eliksirem nie zauważył nawet, jak przerażona, że ucieknie od niej gdy tylko oprzytomnieje, brzydulka zamknęła go w zapleśniałej klitce zawalonej starymi meblami i brudnymi słojami pełnymi żywych i martwych gadów. Opiekun kobiety, nie wiadomo czy na tyle samotny czy na wskroś zły, odesłał ją z mnóstwem pieniędzy, ale bez słowa. Stać ją było na eliksir, którym szprycowała swą alabastrową miłość dopóty dopóki nie został zawarty między nimi ślub.


Hot Mess

Nie ma co zaprzeczać, często się tak zdarza: ojca nie ma, dziecko jest. Głupia dziewczyna, miała niewiele ponad dwadzieścia lat, gdy powiła syna. Chłopiec był przepiękny, od razu widać było, że przejmie cechy ojca. Po porodzie, żywiąc nadzieję, że mężczyzna, oszalały od ciszy panującej w ciągłym półmroku mieszkanka pokocha ją i dziecko szczerze zaprzestała podawania amortencji. Uciekł, gdy tylko miał okazję. Kobieta miała dość pieniędzy, by chłopca utrzymać.
Christian – gdyby Hege znała imię męża, zapewne tak by ono brzmiało, więc i tak ochrzciła dziecko – wyrósł na chłopaka przedziwnego. Żył wśród węży całe życie, więc sam z siebie przejmował ich zwyczaje: długo zachowywał bezruch, a kiedy już się poruszał, to szybko, zręcznie. Zamiast mowy przez długie lata słyszał jedynie syk gadów. Nauczył się mówić do węży zanim ludzka mowa dotarła do jego uszu. Nadal, po dziesięciu latach, niektóre słowa nie układają się mu w ustach, więc tylko syczy i charczy. Zamiast mówić i słuchać nauczył się patrzeć, pokazywać i dotykać.
Matka nauczyła go migać – nie było dla nich innego sposobu, by się komunikować. Po pierwszą różdżkę poszedł sam i nie powiedział do sklepikarza ani słowa. Dotykiem i węchem chłonął eliksiry, na które matka trwoniła pieniądze. W zagraconym mieszkaniu nadal schowana jest gdzieś fiolka amortencji. Christian uczył się na niej wyodrębniać składniki, wyczuciem nadrabiać brak wiedzy. Wędrując po Oslo zachodził najczęściej do apteki i tam chłonął wzrokiem wszystko, co można ugotować, skruszyć, dosypać, dolać, uwarzyć.


I see no point in life if I can't be beautiful

Długo nie mógł się przyzwyczaić do wodzących za nim spojrzeń. Długo nie lubił patrzeć w lustro. W końcu jego wężowa natura nakazała mu spróbować wystawić swoje piękno na pokaz, nosić je jak najtwardszą zbroję, taką, której do obrony niepotrzebne są na zawsze obce mu słowa.
Zbroja tak delikatna i filigranowa, że miast ją kruszyć ma się ochotę pogładzić ją, doszukać się w niej miękkości wszechobecnej w wizerunku chłopca.
Miękkie jest jego spojrzenie, z wielką delikatnością kierowane na twarz matki. Tylko ona jest stałym elementem w jego życiu. Matka, dotyk śliskich gadzich łusek i ciężkie zapachy starego domu. Dłonie przywodzą na myśl ptasie skrzydła – białe, szklane, tak lekko dotykające wszystkiego, że ma się wrażenie, że w ogóle nie czuć jego dotyku. Zamiast powiedzieć coś do ciebie, zapatrzy się, a z jego oczu mało wyczytasz, choć ono cię nie zrani, nie obciąży. Woli cię dotknąć, a w jego alabastrowej skórze jest coś, co każe ci sprawdzić, z czego jest zrobiona. Czy jest zimna, jak marmur, który przypomina.
Przyciągają go dwie rzeczy – zapachy i piękno. Musi wszędzie dostrzec urodę, niewypowiedziany czar, który nim zawładnie. Na jakiś czas, chwilę, którą zajmie mu powąchanie twoich włosów. Sam wąchał kiedyś swoje włosy i oprócz słodyczy orzechów wyczuł tylko miękkość. Jak lalka ze szkła i jedwabiu, jest biały, pusty i perfekcyjny. Mało go w życiu obchodzi, w ogóle nie zauważa upływu czasu. Przecież matka mówi, że już zawsze będzie piękny. Niczego więcej mu nie trzeba.
Z trudem nauczył się czytać, ale odkrył, że słowa też są piękne. Słowa Marlowe’a, słowa Blake’a, słowa Keatsa. I miłość jest piękna, i woda jest piękna, i węże są piękne. Zimno jest piękne. Choć nie zauważał tego szczególnie do niedawna, ludzie są również. Ich hałasy, ich westchnienia, ich chód i kołysanie ramion, zapachy, które wyczuwa się tylko wodząc nosem po rozgrzanej skórze na szyi. Nadal nie lubi słuchać, ale jest to mniej irytujące.
Zapragnął zatem piękno uwielbić, całkowicie mu się poświęcając. Ponieważ oczy i dłonie przedłożył nad inne narządy zmysłów naturalnie przychodzi mu talent rysownika. Wystarczy raz spojrzeć, raz dotknąć, a spod jego ręki wyjdzie rysunek zagłębienia pod szyją, na którym widać ciepło słońca grzejącego skórę i krew płynącą niespokojnie pod nią. Widać, że jesteście piękni w jego oczach.
Ze wszystkiego co go otacza najmniej czasu poświęca dywagacjom, czy umysł sam w sobie jest piękny, ale zdaje mu się, że nie. Umysł jest słaby. Łamie się pierwszy. Zanim złamie się serce, noga albo ręka w człowieku złamie się umysł. Można go nagiąć dowolnie, jeśli wie się, czym. Jemu przychodzi to bardzo łatwo, w końcu jest przepiękny, taki miękki, delikatny, estetycznie doskonały.
Daj mi to. Przynieś mi tamto. Powiedz, że to twoja wina. Pozwól mi się narysować. Pocałuj mnie.
Posłuchasz się.
Doskonały. Doskonały. Doskonały.



Powrót do góry Go down
 

Christian Dekker

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Organizacja :: Kartoteka-