|
|
|
| |
Mistrz Gry | Temat: Park Baldura Pon Gru 29, 2014 12:55 am | |
| |
| | | Nana Mabrouk Umiejętności bojowe : V Skąd : Karinainen, Finlandia Wiek : 28 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : pracownik domu pogrzebowego
| Temat: Re: Park Baldura Sob Kwi 18, 2015 5:19 pm | |
| Nie była pierwszą lepszą czarodziejką by dać się złapać na te sztuczki za pierwszym razem. Za drugim była juz przygotowana. Trzeciego nawet nie oczekiwała. Pierwszy raz natknęła się na nich, wychodząc z karczmy w szemranej dzielnicy przylegającej do Złośliwej Walkirii. Było ich raptem dwóch i choć zmęczyła się prędko udało jej się wymknąć, tym samym nie czyniąc większych szkód nikomu ani niczemu. Jeden atak nie przesądzał niczego, a rozdmuchiwanie piasków pustyni po stolicy Norwegii bez większego powodu byłoby niepotrzebnym zwracaniem na siebie uwagi. Nie tak działali skrytobójcy, prawda? Przestraszyła ich widmami obcego cierpienia i choć obaj mieli na twarzach znamiona ni jednej krzywdy, które już zdążyli wyrządzić w imieniu swojej słusznej sprawy, wizje tego, co mogła im sprzedać pustynna burza, były zbyt szalone i obce, aby podjęli się wyzwania. Pierwszy raz obyło się bez krwi. Za drugim razem natknęła się na Sabat przy Måneström, rozsiewając swoje wici w poszukiwaniu Natalie Venäläinen. Przyjechała tu w konkretnej sprawie i nie marnowała swoich środków na zainteresowanie tematem, jednak druga jawna prowokacja, otwarty atak na przyjezdną czarownicę tym razem nie mógł obejść się bez szkody. Tylko dwóch z czterech mogło wrócić do kwatery i zameldować o tym, że prażące egipskie słońce rozpuściło lodowe czapy na drzewach, a kry na rzece trzaskają pewnie do tej pory gładzone wspomnieniem letniego skwaru. Dwóch pozostałych, o ile towarzysze zmartwili się nad ich losem, zapewne odpoczną od bojowych zadań jeszcze kilka dni w miejskim szpitalu, gdzie personel medyczny spróbuje zrozumieć, jakim cudem dostali udaru. Dwa ataki w tak krótkim czasie nawet w niedoświadczonym umyśle wzbudziłyby niepokój. Na brak doświadczenia Nana nie mogła sobie pozwolić, na błędy, na niewiedzę. Po drugim razie odkryła, czym spowodowane jest zamieszanie i z trudem musiała podjąć decyzję jak się do tego ustosunkować. Otwarty komunikat kierował ją w zasadzie prosto pod nos poszukiwanej siostry Yngviego Venäläinena, która to podobno była sprawcą tego całego cyrku, trudno było jednak jej pysznej duszy ugiąć karku i oddać się zwyczajnie w ręce władz. Osobiście byłaby nawet do tego zdolna, dusza piramidy jednak, z którą dzieliła jedno ciało, chciała zaśmiać się prosto w twarz tym sabatowym psom. Dwa ataki w tak krótkim czasie były jednak także bardzo dużym wysiłkiem jej sfatygowanego ciała. Mikstur i ziół przygotowanych na wypadek własnej słabości miała zapas stosunkowo duży, jednak nieuwzględniający tak poważnych bitew o wolność. Wbrew pozorom przetrwanie dwóch ataków wyszkolonych czarodziejów północy było wysiłkiem kosztującym ją wiele fiolek eliksiru. Kilka nieprzespanych nocy. Otwierające się bez przerwy rany ziejące czarnym mięsem, parujące korzennym zapachem smarowideł. Trzeciego ataku nawet nie oczekiwała. Wychodząc nad wyraz ostrożnie na ulice Oslo przykryła ramiona kożuchem kupionym w tutejszym sklepie. Bardziej niż zwykle zadbała o kamuflaż, intensywniej niż zawsze rozglądała się po uliczkach. Ból kręcił się w jej stawach i mięśniach jak robaki pod skórą, kąsając i ostrzegając, że wielu następnych dni nie pozwoli jej przeżyć spokojnie. Trzeciego ataku nie chciała doświadczać, a jednak pojawili się znikąd. Już ta cisza dzisiejszego dnia mogła wzbudzić w niej podejrzenia, powietrze stało w miejscu jakby cała dzielnica wzięła głęboki wdech, szykując się na to, co miało nadejść. Przy próbie teleportacji z parku poczuła blokadę uniemożliwiającą jej ucieczkę, zamknęła oczy i pozwoliła klątwie piramid po raz kolejny działać za nią. Było ich tym razem zdecydowanie więcej, więcej niż mogła się doliczyć, nie zdążyła się nawet skupić na tych wszystkich otaczających ją obcych energiach, kiedy rozpoczęły się pierwsze ataki. Zaklęcia ze świstem przecinały powietrze, z trzaskiem rozbijały się o ziemię i kruszyły kamienie alejki na której się znajdowali. Atak, atak, obrona, pierwsze salwy, zgodnie z przewidywaniami były jedynie sprawdzianem wzajemnych umiejętności. Byli godnymi siebie przeciwnikami, choć na twarzy obcej pojawił się grymas zniesmaczenia, było ich stanowczo zbyt wielu. Gdy jeden z nich wysunął się na przód poczuła jedynie szarpnięcie w okolicach łokcia i z ukłuciem żalu odprowadziła wzrokiem swoją czarną różdżkę wirującą teraz w powietrzu prosto do jego ręki. A niechże się nią udławi, to przecież jadowita różdżka, jak się miało stać tak się stało, pozbawiona głównego środka obrony musiała w tym momencie sięgnąć do głębszych zakamarków swoich umiejętności, narażając tym samym słabe ciało na kolejne poważne obciążenia. |
| | | Loki Aaken Umiejętności bojowe : IV Skąd : Sztokholm, Szwecja Wiek : 27 lat Jestem : za Sabatem Czystość krwi : półkrwi Status majątkowy : majętny Zawód : naukowiec
| Temat: Re: Park Baldura Sob Kwi 18, 2015 5:54 pm | |
| Nie był zadowolony z dzisiejszego przydziału. Od kiedy zaczęły się te miejskie czystki był jeszcze bardziej naburmuszony niż zwykle i nie za bardzo się hamował w okazywaniu swojego niezadowolenia. Chrząkał i stękał za każdym razem, kiedy ktoś go o coś prosił lub pytał, ostentacyjnie wydmuchiwał nos w chusteczkę jakby smarkami chciał okazać wszem i wobec, że go ta praca dosłownie wykańcza. Wypruwa z niego życie. Przez nos! To niegodne człowieka! Grupa Sabatowców, do której został tym razem przydzielony, nie okazywała wcale większej radości z jego kompanii, gdyż i tak wisiało nad nimi ciemne widmo dzisiejszej bitwy, a marudzący Aaken u boku to bardzo słaby talizman szczęścia. Fortuną był jednak fakt, że ze wszystkich Sabatowców akurat on jeden mógł im jakkolwiek pomóc, biorąc pod wnikliwa analizę taktykę niepowodzeń dwóch poprzednich ataków. Czekał z nimi cierpliwie, czytając po raz kolejny raport z poprzedniego spotkania z nieznajomą o dziwacznym nazwisku, ukryci pod jednym z jego niezawodnych zaklęć w samym centrum parku Baldura. Umiał się ukrywać, wypracował w sobie ten talent już jako dziecko, choć ogromną tego zasługą były nierejestrowane wizyty w podziemiach dworu Aaken i wnikliwe studiowanie różnych zwojów, do których dostępu mieć z pewnością nie powinien. Czekali spokojnie, w napięciu, nieruchomo, niemal nie oddychając do chwili, aż znalazła się w dokładnie określonym punkcie na dokładnie wybranej alejce. Wyszli z magicznego cienia Aakena, jak zjawy, wysypali się półokręgiem wokół Pustynnej Wiedźmy uzbrojeni w najokrutniejsze i pozbawione wszelkiej litości zaklęcia. Rykoszet odbijających się klątw niósł się głuchym łoskotem między drzewami, a Loki po raz kolejny zmarszczył się nieprzyjemnie na twarzy, zastanawiając się, kto będzie ten burdel potem sprzątał. - Jak to, kto. Pewnie ja - westchnął sam do siebie, początkowo trzymając się na uboczu. Brudna robota zawsze spadała na Aakena. Nikt nie mówił o tym głośno, ale przecież tylko w ten sposób mogli przynajmniej na chwilę pozbyć się jego marudnego utyskiwania, a on, mimo że też się nie przyznawał, z wielką ulgą opuszczał główną kwaterę Sabatu. Panowała tam atmosfera tak ciężka, że niemal dostawał kamieni nerkowych, nie mógł jednak przyznać się, że lubi pracę w terenie, bo by go złośliwie odsunęli, klął więc dwa razy bardziej i dwa razy szpetniej na każde przydzielone mu zadanie, tak na wszelki wypadek. W określonym momencie wysunął się przed szereg, korzystając z luki w obronie czarownicy i wprawnie rzuconą klątwą wyrwał z jej palców różdżkę. W słabym wieczornym świetle lamp i zachodzącego słońca polerowana rękojeść migotała srebrnym blaskiem, jakby chciała kusicielsko puścić mu oczko. Namówić go, by ją chwycił. Był głupi, wyciągając rękę po ten przedmiot. W momencie gdy drewno dotknęło jego nagiej skóry poczuł rażący ból promieniujący niemal do łokcia i natychmiast upuścił drewniany patyk na ziemię. Przyglądając się ze zdziwieniem swoim pulsującym czerwienią palcom zaklął tak szpetnie, że najbliżej stojący towarzysz aż obejrzał się urażony. Trucizna? Klątwa? Czuł się jakby użądliły go w dłoń wyjątkowo jadowite osy. Był głupi, jeśli myślał, że to koniec. Wszyscy byli głupi, jeśli sądzili, że bez różdżki będzie bezbronna. Czary Mabrouk spowijały ich niczym ciepły płaszcz. Była to tak obca magia, że niemal hipnotyczna, spokojna i opiekuńcza; silna, lecz ustępliwa. Czując wibrujące w powietrzu cząstki w głowie Lokiego zrodziło się pytanie: ile mógł stracić Sabat czyniąc sobie z Pustynnej Wiedźmy wroga, zamiast wyciągać po nią swoje zachłanne łapska? Wydała z siebie wtedy ten śpiewny jęk, który wywołał w jego głowie głośne echa jakby znajdowali się w jaskini. W następnej chwili powietrze wypełniły gorące powiewy nadciągające z rozmaitych stron. Nana zachwiała się i otworzyła szeroko oczy wybałuszając je w wyrazie niemal przerażenia. Wciągnęła powietrze w płuca, a potem wzdrygnęła się czując jego smak. Widział to w niej wyraźnie. Obcą twarz, która pojawiła się na doskonale wypudrowanych kościach kobiety. Najbliższe otoczenie wypełniła pełna napięcia zapowiedź nieuchronnej przemocy, słyszana w szepczącym wietrze. Burza zamknęła się wokół nich w ułamku chwili, niczym skrzydło biorące ich w objęcia. Mieli wrażenie, że w kłębach piasku kryje się jakaś gwałtowna świadomość o czerwonych oczach, sięgająca nieustępliwie pod ich ubrania tysiącem raniących palców, torujących sobie ścieżki na ich skórze. Luźne skrawki ubrań, sprzączki suwaków, sznurówki, troczki bluz chłostały ich w gwałtownym rytmie, a brzmiący w powietrzu ryk wypełniał czaszki. Pustynia odpowiedziała na wezwanie swojej oddanej czcicielki. Wszystko co Loki kiedykolwiek mógł zakładać odnośnie starcia z obcą magią wydostawało się teraz na zewnątrz, radując wolnością. Szybka akcja pojmania powoli przeradzała się w otwarta bitwę Sabatu kontra skrawek innego świata. |
| | | Nana Mabrouk Umiejętności bojowe : V Skąd : Karinainen, Finlandia Wiek : 28 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : pracownik domu pogrzebowego
| Temat: Re: Park Baldura Wto Kwi 21, 2015 4:52 pm | |
| Piasek jest zawsze preludium. Od swoich ponownych narodzin, kiedy nekromedycy wyciągnęli jej półżywe ciało z piramidy i tylko sobie znanymi sposobami rozdmuchali w niej gasnącą iskrę życia, piasek był zawsze początkiem. Nie opuszczał jej; jak najgorsza zaraza, jak najlepszy przyjaciel. Potrzebowała dni, tygodni, miesięcy, z piaskiem w oczach, ustach, wysypującym się z luźnych rękawów i fałd ubrań, by z czasem nauczyć się, że trzeba ciasno oplatać ciało, chronić je przed drażniącym dotykiem ziarenek w najwrażliwszych miejscach. Był zarówno błogosławieństwem niosącym życie jak i przekleństwem odbierającym do niego chęć. Nosiła ciasne stroje również z innego, znacznie bardziej przyziemnego powodu. Były bezpieczniejsze, stanowiły zbroję utrzymującą ją całą w kupie. Czasem myślała, że to co spotkało ją w piramidzie było prawdziwą śmiercią, a teraz, magicznie ożywione zwłoki stanowiły rozpadający się dom dla dwóch dusz. Jej własnej i tej, która przebudziła się w pradawnym grobowcu. Piasek był zawsze początkiem. Zapowiedzią. Pojawił się znikąd i targany szalonym wiatrem najpierw zupełnie przysłonił widoczność by z czasem mieszać się ze śniegiem tworząc rozbryzgujące się żółte błoto. Wołała swoim śpiewnym akcentem swoich sojuszników. Miała nadzieję, że gdzieś w okolicy błąkają się dusze kogoś wystarczająco dobrego, by wykaraskać ją z tego impasu. Pluła sobie w brodę po stokroć, że żadnego ze swoich prawdziwych przyjaciół nie wrzuciła do kieszeni płaszcza. Chociaż jednego z nich, każdy przecież był gotów do takiego starcia, lśniący srebrem skrawek mgły zamknięty w kryształowej fiolce. Część z nich wciąż się jej biała, wiedźmy, która wyrwała ich z ich ciał, inni jej nienawidzili za los niewolnika wieczności, jeszcze inna część darzyła Nanę nikłą sympatią. Wszystkie jednak duchy w jej starannej kolekcji darzyły ją szacunkiem proporcjonalnym do szacunku, jakim ona obdarzała ich pół-realne postacie. Mogła jedynie modlić się do swoich pustynnych patronów o to, by zmarli w okolicy okazali się chętni do współpracy, liczyła nawet, że znajdzie się ktoś, kto nawet po śmierci darzyłby Sabat nienawiścią i w takiej sytuacji dopatrzyłby się okazji na krwawą wendetę. Chłód jaki ich ogarnął po pustynnej zawierusze zdawał się wgryzać ostro aż do szpiku kości. Czuła to, marznąć zaciskała zęby, kiedy ugodziło ją pierwsze zaklęcie wybijając z płuc powietrze jak ze starej reklamówki. Otworzyła oczy, próbując przezwyciężyć oszołomienie i ze zdziwieniem zauważyła, że przeciwnicy wyjątkowo krótko trwali w zaskoczeniu jej pustynną zamiecią. Doświadczeni wojownicy, hm? Widziała w oddali, przez mroczki w oczach, jego. Rude włosy potargane wiatrem opadały mu niesfornie na jedno oko, twarz ścinał zawzięty wyraz, a usta rozchylały się w ciężkich oddechach. Uśmiechnęła się do niego lekko, niemal figlarnie, nawet z tą blizną wydawał się jej przystojny. Wyglądał znajomo, mimo iż stali po dwóch przeciwnych stronach barykady, mimo iż używał zaklęć, których nie powinien. Wzrokiem omiotła jego postać i zauważywszy siniejącą dłoń opuszczoną wzdłuż ciała jej uśmiech rozciągnął się lekko. A więc to ty pokusiłeś się sięgnąć po moją różdżkę... Niemądry. Kiedy dosięgło jej drugie zabójcze zaklęcie opadła na jedno kolano, zastanawiając się, kiedy przeciwnikom przyjdzie do głowy myśl, że nie zdołają zabić tego, co już jest martwe. Z cienia drzew wypłynęły w złowieszczej mgle pierwsze cztery, srebrzysto-zielone postacie o półprzeźroczystych ciałach. Zmory. Lepsze to, niż duchy umęczonych dzieci... - przeszło jej przez myśl nim kolejne zaklęcie uderzyło ją między łopatki, wyrywając z głowy świadomość. Ostatnim jej przebłyskiem zażyczyła sobie jedynie, by duchy nie pozwoliły obcym psom dotknąć jej ciała dopóki nie odzyska trzeźwości umysłu. Czuła się bezbronna i słaba, ciało jęczało skrzypiąc stawami, opadając na plecy zobaczyła już jedynie księżyc w pełni nieśmiało wychylający się zza chmur. A potem? Już tylko ciemność. |
| | | Loki Aaken Umiejętności bojowe : IV Skąd : Sztokholm, Szwecja Wiek : 27 lat Jestem : za Sabatem Czystość krwi : półkrwi Status majątkowy : majętny Zawód : naukowiec
| Temat: Re: Park Baldura Pon Kwi 27, 2015 1:43 pm | |
| Przez długą chwilę nie widział prawie nic. Piasek przesłaniał uparcie wszystko, wdzierając się pod ubrania, paznokcie, pod powieki, do uszu, wgryzał się w niego jak robaki zżerające trupa. Szalenie intensywny peeling, tak ostry, że miał wrażenie, iż za chwilę zedrze z niego cała skórę. Gdy opadł, a zrobił to niemal równie nagle jak się pojawił, oczom Aakena ukazał się widok, jakiego się nawet nie próbował spodziewać. Dwóch jego towarzyszy ślizgało się w żółtym błocie nie mogąc utrzymać równowagi dużo dłużej i intensywniej niźli można by się po błotnistej kałuży spodziewać. Breja zachowywała się jak świadoma istota, tańcząc pod ich stopami jakby miała z tego wielką radość, oblepiając im nogawki i ciągając we wszystkie strony, nie pozwalając im się ani ruszyć, ani stać w miejscu, ani z tego miejsca uciec. Z cienistej, niemal czarnej teraz linii gołych drzew wystąpiły zmory. Księżniczki nocy o widmowych ciałach. Zielone włosy wiły się im u ramion, a twarze przez chwilę zastygły w słodkim zdziwieniu. Nie wiecie, co tu robicie, prawda? Uśmiechnął się słabo na tę myśl, tylko czy to je przed czymkolwiek mogło powstrzymać. Krzyk pierwszej z nich jak bat rozdarł zastygłe powietrze. Srebrne oczy zapadły się w widmowych twarzach, a linia ust rozerwała ukazując szpilkowate kły. Otoczyły kordonem kolejnego z dziwnie zdezorientowanych Sabatowców i choć Loki z ciekawości chciał zobaczyć do czego są one zdolne, ze smutkiem musiał skupić się na czymś innym. Na sobie samym. Jak wiele przyjemności nie dałoby mu obserwowanie zjaw szlachtujących tego palanta z grupy porządkowej - w momencie, w którym mógłby sam stać się ich ofiarą wolał odpuścić. Przez trwającą wieczność sekundę czas się zatrzymał, na jedno uderzenie serca, po czym przestrzeń znów wypełniły huki zaklęć miotanych we wszystkie strony. Tylko jakimi zaklęciami można się bronic przed tym co nadeszło? Z ziemi, zza drzew, z dalekich alejek nadciągały widmowe orszaki, całe rzędy, całe kolejki, krzyczały, śmiały się, wywijały rękoma jakby chciały przywitać grupę szturmową Sabatu. Czymkolwiek by w ich kierunku nie uderzał, klątwa z wizgiem przelatywała przez zbliżające się nieubłaganie ciała. Loki skrzywił się. Złapać czarownicę to jedno, ale napiżdżać się z kompanią umarlaków to coś, na co się nie pisał. Rzucił się biegiem między ławkami, by chwycić dłoń omdlałej Mabrouk, po czym krzyknął w kierunku swoich towarzyszy komendę odwrotu i aportował się z miejsca. Było mu słabo, źle, zasinienie obejmowało już jego ramię aż do łokcia, a palce stawały się twarde i zimne. Gdy próbował je zgiąć skóra na kłykciach pękła z mlaśnięciem uwalniając strużki krwi, na co zareagował kolejnym szpetnym przekleństwem. Lądując w kwaterze głównej Sabatu podniósł się z kucek, puszczając rękę swojej ofiary, jednak nim zdążył kogoś zauważyć sam padł jak długi, rażony trucizną tańczącą w jego żyłach taniec hula.
Nana i Loki z tematu |
| | | Sponsored content | Temat: Re: Park Baldura | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|