|
|
|
| |
Mistrz Gry | Temat: Zajazd „Świniobranie” Pon Gru 29, 2014 12:43 am | |
| |
| | | Ester Halíčková Umiejętności bojowe : V Skąd : Bratysława, Czechosłowacja Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : czysta Status majątkowy : przeciętny Zawód : kamuflażystka
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Nie Maj 10, 2015 12:06 am | |
| Skandynawia jest bardzo zimna, nawet o tej porze roku, bo choć w tym czasie w Bratysławie często pada deszcz, po nim jednak wychodzi słońce. A tutaj? Jest słońce blade, takie, które świeci po prostu, nie dając grama ciepła, światłem białym, towarzyszy mu mroźny wiatr, niejednokrotnie drobny śnieżek, który zostawia miliony małych kropelek na twarzy, włosach i szalikach. Ester nie należy do osób, które mają jakąś ulubioną i znienawidzoną pogodę. Akceptuje wszystko i dostosowuje siebie do warunków. Pada? Kaptur. Słońce? Chustka. Elastyczna jak plastelina, w każdych warunkach potrafi stać się harmonijmym elementem otoczenia. Chodzący kamuflaż. W Skandynawii przychodzi jej to nieco trudniej ze względów językowych, choć i to nie stanowi przecież przeszkody ogromne, Ester nie tyle, co jest małomówna, co nie ma z kim tutaj rozmawiać. Gdyby miała to by rozmawiała. Proste. W jej świecie wszystko ma swoją odpowiedź, cel, logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy, a jeśli nie to prędzej czy później Ester i tak znajdzie racjonalne wytłumaczenie następujących po sobie zdarzeń. Albo wyjaśnienia same się nasuną, po co ich szukać? Wszystko jest płynne i w swoim czasie, a tego Ester ma całkiem sporo. Jakimś cudem zawsze znajdzie na wszystko czas, zawsze starcza jej doby, a i w międzyczasie znajdzie się chwila na coś innego. Na spokojnie. Gdy się człowiek spieszy to się diabeł cieszy. Do gospody dociera punktualnie, nie za wcześnie, nie za późno, akurat, w sam raz, jak to ma w zwyczaju, zdolność wrodzona. Ściąga mokry prochowiec, odwiesza go przy drzwiach, nie chce, aby kapało z niej na wątpliwej czystości podłogę, chociaż kowbojki i tak zrobią kilka mokrych śladów. Ester naciąga rękawy na dłonie, nie jest jej ani za zimno, ani za ciepło, w sam raz (oczywiście), to po prostu kwestia przyzwyczajenia, odruch, pozostały po czasach nastoletniego epizodu nieśmiałości. Długo nie musi się rozglądać, wyławia mężczyznę z podejrzanego tłumu, którego lekko kwaśny zapach sprawia wrażenie, jakby był stałym elementem zajazdu. Ester nie zwraca na to uwagi i idzie, ustępując miejsca innemu mężczyźnie, niosącemu cztery kufle z piwem, nie chciałaby przecież, żeby coś się rozlało lub rozbiło. Dobrze, kufle odeszły, można ruszyć dalej. Nie dosiada się od razu, przecież gdyby jednak nie trafiła głupio byłoby wstać i odejść. Chociaż nie, Ester nie byłoby głupio, ale po co robić coś, kiedy nie ma się pewności, że to słuszne? Opiera tylko dłoń na krześle, naprzeciw mężczyzny. - Ty jsi ten holub? - Ester ma przyjemny głos, co jest zazwyczaj zaskoczeniem dla rozmówcy. To przecież pozory rządzą naszym światem, widząc piegowatą Halićkową z odrobinę za dużymi zębami człowiek z góry zakłada, że będzie rżała jak koń lub koza, trzęsąc rozstrojonymi strunami głosowymi. A tu taka ładna, ciepła, radiowa barwa, spokojna, jak ona sama, jak ulubiony sweter w wigilię, jak herbata wypita nad znamienitą książką. Może nie powinna tego wiedzieć, ale po co ukrywać i udawać idiotkę? Oczywiście że, Czechosłowacki wywiad nie zna każdego niezarejestrowanego gołębia, ten jest jednak dosyć istotny, a w tej sprawie zwłaszcza. Pyta więc wprost, czy mężczyzna jest tym gołębiem. Jeśli nie, nic złego się nie stanie, w najgorszym wypadku ktoś uzna ją za lekko bełkoczącą.
|
| | | Peer Lagerlöf Umiejętności bojowe : V Skąd : Oslo, Norwegia Wiek : 29 lat Jestem : za Protagonistami Genetyka : animag Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : eee, protagonista
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Wto Maj 12, 2015 6:40 pm | |
| Ostatnio wyjścia Peera Lagerlöfa do wszelkiej maści barów i podobnych im przybytków nie kończyły się fortunnie ani dla niego, ani dla ochlapusów, z jakimi miał do czynienia, a tym bardziej nie dla właścicieli każdej z gospód. Ot, to wszystko działo się samo; kłopoty znajdowały go z zadziwiającą łatwością, bo przecież sam ich na pewno nie szukał, no skąd! Zupełnie, jakby od tej drobnej utarczki z Mórim każdy inny, podobny mu przypadek był jedynie konsekwencją zapoczątkowanego u Grety efektu domino. Paradoksalnie, lawina tych nieszczęść uspokoiła się z momentem teoretycznego, ostatecznego usunięcia Lagerlöfa z życia publicznego, gdy to przez dłuższy czas lepszym dla niego wyjściem było niewychylanie nosa poza parę bezpiecznych kryjówek, które zmieniał jak rękawiczki. A potem wszystko zaczęło się na nowo. Nie pomógł nawet fakt zamiany czarodziejskich lokali na stricte mugolskie, dlatego po dwóch wizytach w niemagicznych krainach rozpusty, kolejnej już nie próbował, z niejaką ulgą wracając na stare śmiecie. „Świnobranie” zazwyczaj było dla niego łaskawe, liczył zatem, że dzisiejszego wieczora klientela i atmosfera zajazdu okaże się być sprzyjająca chociażby w drobnym stopniu jak dotychczas. Szczególnie, że ani trochę nie uśmiechało mu się uczestniczenie w kolejnym mało widowiskowym, natomiast mocno nadszarpującym (i tak wątpliwej jakości) reputację mordobiciu. I to przy kimś z zewnątrz. Nie, żeby specjalnie przejmował się tym, jakie wrażenie wywrze na zagranicznym gościu, ani co ten pomyśli sobie o skandynawskich służbach porządkowych, ale ileż można okładać się pięściami – i teraz tylko pięściami – gdy istniało ryzyko, że co bardziej podkurwiony pijus sięgnie po swoją różdżkę i, miast użyć jej jako niemagicznej broni, zacznie na prawo i lewo miotać zaklęciami. Wreszcie należało dorosnąć i wziąć sprawy w swoje ręce w bardziej pokojowy sposób. Gdy godzisz się na bycie tajnym agentem, nie masz prawa w środku zawieruchy wycofywać się z podkulonym ogonem. Gdy mówią ci: jesteś naszą jedyną nadzieją, co w domyśle znaczyć ma: jak cię nakryją i kropną to mała strata, teoretycznie już od kilku tygodni i tak jesteś martwy, to masz się wspiąć na wyżyny swoich umiejętności i wykonać powierzone zadanie tak dokładnie i ostrożnie, jakbyś odbierał poród pierworodnego. Cóż, Peer nie miał akurat w tym względzie żadnego doświadczenia, nie znaczyło to jednak, że nie dałby rady. Bo jak nie on, to kto? - Co ja jestem? – To wcale nie ta… To dokładnie tak. Nie tyle, że uznał kobietę za bełkoczącą, co nie dotarło do niego, co powiedziała. Nie mógł wytłumaczyć się zaskoczeniem, przecież starał się nie tracić czujności, odkąd przekroczył prób zajazdu. Poza tym, że miał się tu spotkać z jakimś zagraniczniakiem, nie wiedział absolutnie nic o człowieku, na jakiego czekał. Tak samo jak to mogła być ona, równie dobrze wcale nie musiała być. Gestem jednak zaproponował jej, by zajęła miejsce naprzeciw niego. Tak będzie bardziej komfortowo, Lagerlöf nie lubił, gdy ktokolwiek nad nim stał, jeśli nie był Nilsem, którego uczył zachowywania pionowej postawy. – Powtórzże no to raz jeszcze, tylko wyraźnie i drukowanymi literami. A najlepiej narysuj. Bo kto nie lubi kalamburów. |
| | | Ester Halíčková Umiejętności bojowe : V Skąd : Bratysława, Czechosłowacja Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : czysta Status majątkowy : przeciętny Zawód : kamuflażystka
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Czw Maj 14, 2015 11:53 pm | |
| Ester nie ma pojęcia, z jakimi barowymi problemami boryka się od jakiegoś czasu Peer. Nie chodzi o to, że nie ma skąd wiedzieć, przecież i tak wie coś. Jej przełożeni uznali, że nie jest to informacja na tyle istotna, a może to był ich błąd? W obcym kraju konieczność współpracy z osobą, która a) teoretycznie już nie żyje b) łatwo pakuje się w kłopoty może być uciążliwa. To chyba kwestia wiary w pracownika, a nie niedopatrzenie, bo ty sobie przecież poradzisz, prawda, Ester? Wszyscy wiedzą, że sobie poradzisz, w swoim stylu, na spokojnie, w swoim czasie, bez nerwów, bez niepotrzebnych bodźców, bez impulsów, a już na pewno nie takich, które mogłyby być opłakane w skutkach. Wszystkie głosy są dla ciebie zawsze odpowiednio stłumione, nie przyciszone, po prostu oddalone, jak pół szept, pół śpiew, tak jak teraz, siadając do stolika mężczyzny wykonujesz nieznaczny ruch ręką, tworząc wokół waszej dwójki barierę, musisz mieć pewność, że nikt nie posłucha. Owszem, przechodzący tędy będą słyszeć, że rozmawiać, ale nie o czym, obojętnie jak blisko podejdą, zawsze będzie zbyt gwarno by rozróżnić poszczególne słowa. Ester rozumie co trzecie słowo, ale nie trudno jej wywnioskować, że sama nie została zrozumiana. Mimo powagi misji cała sytuacja odrobinę ją bawi, zwłaszcza w momencie, kiedy wręcza mężczyźnie skrawek papieru, co więcej, wręcza go z uśmiechem. To nie aż tak rzadki widok wbrew temu, co zapewne powiedziałyby osoby z otoczenia kobiety, po prostu w jej wypadku od uśmiechu do śmiechu bardzo długa droga. To uśmiech trochę podszyty rozbawieniem, wcale nie skierowany przeciwko rozmówcy, wręcz porozumiewawczy przy odrobinie dobrej woli, bez niej, jest to prostu uśmiechem Ester, którego się nie da opanować, to właśnie ten rodzaj, kiedy grymas pełznie na twarz machinalnie, bo nachodzą nas niespodziewane emocje, nawet te małe. Znalazła więc na stoliku obok etykietę z piwa, na której narysowała ptaszka w locie. Ptaszkowi na łebku dorysowała kapelusik. - Holubek. - Dodaje właśnie karteczkę podsuwając. Holub. Gołąb. Holubek. Gołąbek. Swoją drogą to szalenie ciekawe, że akurat gołąb, patronusy, oraz zwierzęta, w które zmieniają się czarodzieje zazwyczaj wiele o nich mówią. Jakie są gołębie? Zyjące w stadzie? Czyste, jeśli opierać się na Biblii. A może to całkiem coś innego? Przechodząca obok kobieta zbiera puste kufle z sąsiedniego stolika i pyta, czy coś dla was. Ester odwraca więc wzrok od swojego rozmówcy i zerka na bar, znowu na mężczyznę, na bar, na barmankę, zamawia koniak. Barmanka kiwa głową i już, już ma odchodzić. - Pan ne zamawia? - Ester bardzo lubi dobre trunki. Lubi je w ilości minimalnej, takiej, która wcale nie uderzy do głowy z odgłosem szumu fal, nie zbliży podłogi do twarzy, ani głowy do muszli klozetowej. Ester nie lubi być pijana, ale uwielbia rozkoszować się porządnym alkoholem. Smakuje. Docenia, lub odrzuca, ale jeśli ma okazję to lubi dawać szansę dobrym winiakom z całego świata. Ojciec Ester miał cały barek karafek. Honza nie miał, Ester miała. Taka z niej córa, cały ojciec. Papierosów zwykłych też nie pali. - Halíčková. - Przedstawia się, a na przywitanie dłoń należy uścisnąć. Taki dziwny zwyczaj, należy Ester do osób, które sobie cenią intymność i sferę prywatną każdego człowieka, ale nie krzywi się też, kiedy należy obcej osobie rękę podać lub wspomóc, gdy upada, a zdarzają się tacy, co na każdym kroku manifestują swoją niechęć do dotyku. |
| | | Peer Lagerlöf Umiejętności bojowe : V Skąd : Oslo, Norwegia Wiek : 29 lat Jestem : za Protagonistami Genetyka : animag Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : eee, protagonista
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Nie Maj 17, 2015 10:13 pm | |
| Śledził ją uważnie. Najpierw, jak sięgała po etykietkę po piwie; jak szczupłymi, długimi palcami chwytała świstek papieru, podsuwając go sobie przed nos. Potem, gdy kreśliła na nim dziwne kształty, powoli układające się w coś, co w swojej ostatecznej formie przypominało całkiem zgrabnego skrzydlatego. Śledził ją, kiedy przesuwała etykietkę w jego stronę – odrzucając od siebie myśl, że w niewymowny sposób został zaszufladkowany, to tylko barowe realia. Wzrok zatrzymał na niej trochę dłużej, niż wymagała tego sytuacja, gdy już zabrała dłoń i czekała na jego reakcję. Przyjrzał się małemu stworzonku, powstrzymując chęć sięgnięcia po brakującą różdżkę, by animować rysunek, jak często robił w czasie zabaw z Nilsem. Holubek. Musi być gołąbek. Spuścił kąciki warg, kiwając nieznacznie głową. Masz go. - Gołąb – rzucił bardziej w ramach ciekawostki aniżeli niegrzecznego upomnienia. Norweski to trudny język, sam za dzieciaka miał problemy z przyswojeniem niektórych słów, choć nie brzmiały i nie wyglądały specjalnie skomplikowanie. Rozumiał jednak, że błyskawiczne zaznajomienie się z całym arsenałem bardziej lub mniej nieprzystępnych wyrazów i zwrotów nie było umiejętnością, powszechnie znaną i większa część magicznej populacji, choć zdolniejsza od mugoli, i tak miała z nią problemy. Także luz blues, dziewczyno, dopóki istnieje jakikolwiek sposób porozumiewania się, jesteście uratowani. I uradowani. – To ja – potwierdził jej wcześniejsze przypuszczenia. Czechosłowacki wywiad spisał się wyśmienicie, dokładnie naprowadzając swoją agentkę na właściwy cel. On mógłby jedynie pomarzyć o podobnej skuteczności skandynawskich służb, gdzie każdy na wstępie otrzymywał ulotkę „zrób to sam”, zwłaszcza jeśli chodziło o międzypaństwową współpracę. Odnalezienie się w Wielkiej Brytanii było skondensowaną szkołą życia, o której od kilku lat chciałby czym prędzej zapomnieć. Może, kiedy to wszystko się skończy, pójdzie do tego posągowego gnoja prosić o spłatę przysługi? Bo w to, że Venäläinen będzie mu winny chociażby jedną, nie wątpił ani trochę. Był nie tylko gnojem, był szalonym gnojem, a takim można wmówić wszystko. Gonitwa myśli, jaka obecnie musi mu towarzyszyć stanie się idealną zasłoną dymną. Uniósł dłoń, powstrzymując kelnerkę od dalszego notowania zamówienia. - Spasuję. – W towarzystwie kobiet starał się nie pić, nawet jeśli było to spotkanie czysto towarzyskie. To takie nie było, tym bardziej chęć sięgnięcia nawet po butelkę piwa powinna zostać jak najbardziej stłumiona, wraz z wszystkimi innymi niespodziewajkami, jakie zazwyczaj niosła ze sobą taka butelczyna. Czym innym i jednocześnie ostatecznie powstrzymującym go przed kłopotami był absolutny brak forsy. Całość oszczędności, prawdopodobnie bardzo nieroztropnie, oddał Majce, nie chcąc przyjmować od niej choćby milii pomocy więcej. – Mnie znasz, co nie? – Musiała. Głupio by wyszło, gdyby wiedziała, że jest animagiem, ale nie wiedziała, jak się nazywa. Chociaż, obecnie nic nie powinno go już zdziwić. Ścisnął podaną mu dłoń, ponownie, dłużej niż wypadało, przytrzymując ją, sprawdzając, czy jest prawdziwa; czy nie jest widziadłem, które pod wpływem silniejszego uścisku rozpłynie mu się w palcach, jak sztuczka wyjątkowo bezlitosnego dowcipnisia. – Masz jakieś imię? – Po co od razu przechodzić do konkretów? Starał się mówić wolniej i wyraźniej, kiedy jasnym stało się, że jest w pełni rzeczywista i że to na nią miał dziś czekać. Doczekał się, mógł więc sam sobie wręczyć nagrodę, nikt inny przecież tego nie zrobi. |
| | | Ester Halíčková Umiejętności bojowe : V Skąd : Bratysława, Czechosłowacja Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : czysta Status majątkowy : przeciętny Zawód : kamuflażystka
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Pon Maj 18, 2015 11:55 pm | |
| Dziwne rzeczy dzieją się w momentach, kiedy świadkowie są często niczego nieświadomi. Wszystko może się wydawać takie samo, dla większości, dla jednostek to sytuacje skrajnie nowe, coś spadnie na nich znienacka, śmierć ojca, wygrana na loterii, sąsiedzi, których ukrywaliśmy zostali znalezieni i zaciągnięci do getta. Ile w tym pomieszczeniu ludzi bierzesz oddech właśnie w tym momencie? Ilu właśnie przełyka ślinę, popija alkohol, mruga, dokładnie teraz. Teraz. Kąt widzenia ludzkiego oka wynosi około 100° , w przybliżeniu, bo w zależności od umiejętności poszczególni osobnicy są w stanie zobaczyć więcej. Przeniknąć przez struktury, kątem oka pomimo małej głębi ostrości zauważyć najmniejsze, nienaturalne załamanie przestrzeni. Prawda Ester? Zawsze na posterunku, z równym oddaniem przyglądasz się rozmówcy, jednocześnie analizując kawałek o kawałku otoczenie. Tu jest wiele bardzo ciekawych osób, niewątpliwie, sądząc po sposobach ich obrony przed atakami umysłowymi. Ester wyszukuje każdą ryskę, każdą dziurkę, coś, czego mogłaby użyć, żeby nie marnować swojej energii na obalanie całych barier, punktu zaczepienia. Oczywiście, żadnej z tych ochronnych peleryn nie musi niwelować, to tylko rozpoznanie w terenie, ot, zboczenie, nie tyle co zawodowe, co życiowe chyba. Bariery przecież nigdy nie zostały jej narzucone, sama zaczęła je chłonąć, bardzo dawno temu. Gołąb? Być może, Ester powtarza wyraz bezgłośnie, naśladując ruch warg, poprawne wypowiedzenie zajęłoby jej kilka prób zawierających ewolucję od holubka do gołąbka. Po co. To już temat zamknięty, nawet jeśli macie czas. Bo przecież macie, prawda? Ester zawsze ma na wszystko czas, musi mieć go teraz na poznanie sytuacji od wewnątrz, a nie z papierowych raportów, na poznanie struktur otoczenia i swojego rozmówcy. - Peer Lagerlof - Ester waży każdą sylabę z osobna starając się możliwie jak najpoprawniej wymówić jego nazwisko. Trochę dla siebie bardziej, niż dla niego, przecież oczywistym jest, że wie, jak się nazywa. Trochę jak pierwszy raz przeczytane na głos zaklęcie, trochę ostrożnie, trochę z zaciekawieniem, niby bez różdżki nic się nie stanie, ale przecież nigdy nie wiadomo. Zwłaszcza, kiedy do wielu działań magicznych wcale się różdżki nie potrzebuje. To wcale nie takie trudne nazwisko, ale Ester i tak nie potrafi wymówić go w sposób, jakby jednocześnie połykała kluski. Dla niej Skandynawia tak brzmi, jakby każdy obywatel dławił się wypowiadanymi przez siebie słowami. Na stole pojawia się szklanka z koniakiem i lodem. Co to za zabiegi? Lód rozpuści się i Ester będzie musiała pić taki rozwodniony trunek? A kim ona jest, jakimś amerykańskim wymoczkiem? Sięga po jedną z kostek, łapiąc ją zgrabnie między dwa palce. Nie będziesz ty marna kostko psuć jej tej przyjemności. - Ano, jakieś mam. - Kiwa głową na boki jakby gdybała, czy się nim podzielić, czy nie, oho, a zaraz musim ci to powiedzieć, panie Laherlof? Ludzie to zawsze, tego, tamtego, na dzień dobry imię chcą znać, a gdzie się podziały te czasy, kiedy można było się zwracać do znajomych nawet nie tak bezpośrednio? Do wieloletnich sąsiadek, u których pije się kawę cztery razy w tygodniu mówić pani Petlichkova? Kostka zaczyna topić jej się w palcach, więc przykłada ją do warg, trochę stara się wyssać zimnej wody, trochę bo tak, trochę dlatego, że lubi kostki lodu, jak większość ludzi chyba, w odróżnieniu jednak do nich, nie lubi, kiedy znajdują się w jej napojach, szczególnie tych alkoholizowanych. Podjęła jednak decyzję, że skoro panu Lagerlof zależy, aby jej imię poznać, to nic się nie stanie, zawsze może go przecież upomnieć, to nic osobistego, już i tak zauważyła, że pominął formy grzecznościowe. I nic nie pije. Ale to nie szkodzi, dziś niech jeszcze tak będzie, jutro będzie mogła mu postawić napój, lub nawet zrobić obiad. Przenosi więc znów uwagę swoją z kostki na rozmówcę. - Ester.
Ostatnio zmieniony przez Ester Halíčková dnia Wto Maj 19, 2015 5:32 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Peer Lagerlöf Umiejętności bojowe : V Skąd : Oslo, Norwegia Wiek : 29 lat Jestem : za Protagonistami Genetyka : animag Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : eee, protagonista
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Wto Maj 19, 2015 3:01 pm | |
| Tu czas płynął inaczej, na zmianę przyspieszając i zwalniając. Sinusoidalnie wznosił się i opadał, zamykając ich dwójkę, a może cały zajazd?, w kalejdoskopie-klepsydrze, gdzie cząsteczki składające się na ich obecną rzeczywistość przesypywały się raz mozolnie, by za chwilę spłynąć kaskadą gwałtownie w dół, a potem niespiesznie, rozciągając się do niemożliwych granic, wrócić na swoje poprzednie miejsce. I tak w kółko, raz po raz zmieniając kolejność i prędkość i przyprawiając Peera o mentalne mdłości. Może to atmosfera i właściwości „Świniobrania”, o których zdążył zapomnieć lub z pełną premedytacją wyparł je z myśli. Może to sprawka jego rozmówczyni i jej osobliwych umiejętności, tego osłonięcia ich pozornie niewidoczną barierą, dostrzegalną jedynie na skraju załamania pola widzenia albo gdy na dłużej zawiesi się na niej wzrok, kiedy powietrze wokół faluje, załamując się pod abstrakcyjnymi kątami. Może było tu coś jeszcze. Ktoś, kogo być nie powinno. Jedna z marionetek Venäläinena, najstarszego, reszta nie miała wystarczającej siły przebicia, by zyskać chociażby jednego, lojalnego przyjaciela. Może to tylko złudzenie, zmęczenie nie dającą odetchnąć teraźniejszością. Może. Nie było sensu sprawdzać. Wiercenie się na krześle, jakby miało się owsiki w dupie w niczym by im – głównie jemu – nie pomogło. Przeciągnął się, mimowolnie w ślad za kobietą raz jeszcze poruszając ustami i uwalniając z klatki warg kolejnego gołębia. Holub. To niosło ze sobą coś obcego i szorstkiego, jakby zmiana kilku liter zastąpiła całe znaczenie czymś innym w tym najgorszym, najbardziej niebezpiecznym sensie, robiąc z symbolu dobroci i czystości śmiercionośnego potwora. Myśli wypełniła mu wizja gołębi drążących dziurę w brzuchu martwego dziecka. Gdy kelnerka zniknęła mu z pola widzenia, aż osunął się na krześle, mając nadzieję, że zepchnie w ten sposób myśli w przepaść, żegnając się z nimi zdrowymi kopniakami. No, naprawdę świetnie, że jakieś masz. Dobrze wiedzieć, skwitował w głowie, lecz nie ponaglił jej. To byłoby mało uprzejme, a brak uprzejmości to pierwszy stopień do piekła. Czekał zatem cierpliwie, czy zechce się nim pochwalić, czy może uzna, że on wcale znać go nie musi. No, nie musi, racja, może nazwać ją jakkolwiek, jakaś Anna czy inna Petra, bo pojęcia nie miał, jakie w Czechosłowacji imiona dają dziewczynkom. Zawsze wolał jednak znać całościowe personalia drugiego człowieka, święcie wierząc w moc magii imienia, póki więc istniała… Szansa… Odchylił się do tyłu, bębniąc palcami po wytartym blacie. Dlaczego. Ona. To. Robi. Z wyraźnym trudem przełknął ślinę, uciekając wzrokiem w stronę sufitu. Nie będzie go tu żadna kokietowała. Nie w taki sposób. Byli prawie w pracy. Trochę bardziej na spotkaniu towarzyskim. Ale wciąż ciążyła nad nimi praca. - Ester! – powtórzył za nią z ciężką ulgą, z hukiem stawiając przednie nogi krzesła na podłodze. – A więc… Co wiesz? – Obiema dłońmi wybił na stoliku krótki rytm, spojrzeniem wędrując po szklance z bursztynowym płynem. Gdzieś między nią, a Ester wylądowała kropelka z topniejącej kostki. Nie pomogło. Profesjonalizm, Lagerlöf, bądź profesjonalistą. Zmusił się do podniesienia na nią wzroku, uśmiechając z mocno zaciśniętymi ustami. Miał ją wdrożyć w obecną sytuację gett, a potem przekazać komuś bardziej wykwalifikowanemu… Znaczy, wciąż żywemu i pracującemu w Ambasadzie. Na przykład Amdahlowi. Albo Enarsonowi, ehehehe. |
| | | Ester Halíčková Umiejętności bojowe : V Skąd : Bratysława, Czechosłowacja Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : czysta Status majątkowy : przeciętny Zawód : kamuflażystka
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Wto Maj 19, 2015 9:58 pm | |
| Dlaczego się pan tak spina panie Lagerlof? Czy Ester zrobiła coś niestosownego? Świadomie lub nie, może utrzymując, że nie, może po prostu będąc sobą zwyczajnie rozprasza pańską uwagę nie mając niczego złego?, złego nie, ale czegoś na pewno na myśli. Może trochę mając. Na pewno ją ten gołąb intryguje, skąd się wziął, na pewno o to zapyta, ale nie teraz, teraz jest czas na inne rzeczy, a na to jeszcze będzie, bez wątpienia, chyba, że pan się umyje od tego, ale Ester na pewno chętnie porozmawiałaby z panem poza zajazdem, poza sprawą getta. Niech pan nie myśli, że przekaże ją później komuś innemu, jak znaleziony świeżo artefakt, to nie tak ma być. Przecież jest pan w jej zadaniu istotnym ogniwem. Woda jej już nie smakuje, odkłada więc kostkę na blat stolika, robiąc przy tym małe kałuże, łączy je czubkiem palca, tworząc małe strumyczki. Sięga po szklankę. Ojciec Ester lubi koniak bardzo, ciekawe, jaki tu mają. Przygląda się więc Halickova swojemu, patrzy w sam środek dna, jakby mogła coś z niego wyczytać, coś, cokolwiek, jakby myślała nad ojcowym rytuałem, zawsze każdy jakiś ma, Ester na przykład najpierw smakuje trunki wzrokowo, ocenia ich barwę, gęstość, to, jak współgrają ze światłem, jak będą smakować jej przy obecnym natężeniu dźwięków i zapachów. Unosi w końcu szklankę do ust i bierze łyk, mały, na początku zwilżając po prostu wargi i język. I jak Ester, jesteś zadowolona? Przygląda się zawartości, bierze drugi, większy. Piła oczywiście lepsze, ale nie ocenia go źle. To zadziwiające, jak napoje i żywność mimo tego samego składu i procesu przygotowania smakują w różnych regionach świata inaczej. Szklankę odkłada spokojnie na miejsce. - Pan był v ghettu. Mate tam kohoś? Kontakt? Ja musim se tam dostać. - Nie do środka, rzecz jasna, w okolice, dostatecznie blisko, aby zbadać wszystkie zabezpieczenia, znaleźć ich słabe punkty, albo dopiero opracować na nie plan, to wymaga czasu, taki wielki obszar, czasu i pomocy, a Ester jest tu sama, to jednak nie jest przeszkoda, przecież jest w swoim fachu najlepsza. Ona swoją misję zna dobrze, potem przekaże wszystko protagonistom. Sama ją przekaże, pan, panie Lagerlof nie musi tego robić. Odchyla się do tyłu, opiera na krześle. Ester zawsze uważała, że nawet w spelunach miejsca do siedzenia powinny być wygodne, aby przyciągać jak największą ilość gości, a tych, którzy już są zachęcić do pozostania. Świniobranie jednak najwyraźniej nie wyznaje tej zasady. - Ja sam zajmuje barierami. - Co przecież już zdążył pan zauważyć, ale mógł uznać to jedynie za zasłonę adekwatną do sytuacji. No więc nie, Ester jest barierową boginią, abrakadabra. Przygląda się Ester swojemu rozmówcy, nie można powiedzieć, że uważnie, ani natarczywie, te słowa nacechowane są jednak trochę negatywnym wydźwiękiem, a ten jej wzrok ma całkiem niebrzydki wyraz, choć fakt faktem, kontakt wzrokowy utrzymuje się zazwyczaj przez trzy sekundy, zerka w bok, znowu trzy sekundy. Tutaj tego nie ma. Tu jest ciąg, przerywany jedynie krótkimi mrugnięciami. - Niech me pan opowie. - Panie Lagerlof, niech pan do niej mówi. Opowiada znaczy się. O gettcie. Oczywiście. Bo o czymże innym. |
| | | Peer Lagerlöf Umiejętności bojowe : V Skąd : Oslo, Norwegia Wiek : 29 lat Jestem : za Protagonistami Genetyka : animag Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : eee, protagonista
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Pon Lip 06, 2015 2:00 pm | |
| Peer wiele miał do czynienia z obcokrajowcami, najczęściej poza granicami Norwegii. Całe stada Brytoli ganiające za zamaskowanymi skurwysynami – tamtejszym odpowiednikiem ichniego Sabatu. W gruncie rzeczy super sprawa, do czasu, kiedy nie posypały się pierwsze ofiary, a ziemia nie zbroczona została krwią. Dla takiego żółtodzioba, jakim był wówczas Lagerlöf to lekcja lepsza od każdego przebytego szkolenia. Równie owocne okazało się obcowanie ze sztabem aurorów z każdego zakątka świata. Teraz jednak całą zdobytą wtedy wiedzę szlag trafił, a Peer z czymś na kształt zażenowania i paniki przyglądał się i słuchał swojej rozmówczyni. Kultura osobista na najwyższym poziomie, panie Lagerlöf. Pan był v ghettu. Kiwnięcie głową. No był. Nawet kilka razy. I to w nie jednym. Częściej pod postacią mniej wzbudzającą zainteresowanie. Zwiedził każdy zakątek tych obozów pracy, zepsuł jeden z pieców do wypalania cegieł i przysporzył tym sporo problemów osadzonym spod Trondheim. Więcej w żadnym się nie pojawił. Mate tam kohoś? W zaskoczeniu uniósł brwi, w pierwszej chwili uważając to za bardzo nietrafiony żart. Jeśli nie jesteś członkiem Sabatu i już nie siedzisz w jednym z gett, szanse na to, że masz tam kogokolwiek są bardziej niż prawdopodobne. Jednak bez słowa ponownie skinął głową. Ma. Wcale sporo osób, począwszy od co najmniej piątki kolegów po fachu, poprzez parę znajomych mord z Ambasady, a na już ledwie pamiętanych twarzach ze szkolnych czasów skończywszy. Kontakt? Zawahał się. Czy pośród tylu ludzi, z którymi niegdyś przyszło mu przebywać, była chociaż jedna osoba mogąca zdawać raporty z działań sabatowców? Naturalnie mógłby to być każdy auror i protagonista, którzy w niezależnie jakich warunkach zobowiązani są dbać o dobrobyt całego społeczeństwa. Ot, kolejne poświęcenie dla dobra ogółu. A potem pomyślał o Sierrze i myśli zatrzymały mu się na Venäläinenie. Skinął głową, bardziej jakby zgadzał się sam z sobą, niż dawał niemą odpowiedź Ester. Dlaczego by nie podłożyć im konia trojańskiego? Ja musim se tam dostać. Najpierw zerknął na szklankę z koniakiem, powoli przenosząc spojrzenie na kobietę. - No chyba nie! Do reszty cię pojebało? – To wcale nie tak, że w tym konkretnym momencie uważał ją za dostatecznie szajbniętą. Po prostu. Tak jakoś wyszło. Zresztą, każdy auror ma w sobie trochę ze świra. Żaden normalny, porządny człowiek nie szedłby na bitkę ze złolami. Normalni, porządni ludzie udają, że nic się nie dzieje i gotują obiady, sprzątają w domu albo chodzą do zoo. Ona też by tak mogła, Skoro taka z niej barierowa królowa, to niech sprawdzi, czy magiczne zoo ma założone właściwe zabezpieczenia na swoje klatki, a na getta niech popatrzy sobie z daleka. Uświadomiła go, że właśnie o to jej chodziło. No, to zmienia postać rzeczy. Zaciskając usta tak mocno aż mu wargi pobielały, wygiął je w podkowę, smętnie kiwając głową. Spoko. Zaraz jej opowie. Wszystko jej opowie, jeśli tak przedstawia się sytuacja. I, nachylając się do niej, zaczął mówić. Najpierw o tym, jak wszystko się zaczęło. Że wzięli każdego podstępem i tylko nieliczni, którzy nie pojawili się pierwszego dnia, którzy w jakiś sposób zostali ostrzeżeni, zdołali uciec. Opowiedział o tym, jak wygląda wszystko od środka. Gdzie trzymali są ludzie. Gdzie przebywają strażnicy. Ilu ich jest. Jak rozdzielane są prace dla ceglaków. Jak zaciąga się surowiec do cegielni. - A wejście jest strzeżone. Zazwyczaj przez dwójkę gnoi. Średnio co godzinę dwie grupy po trzech ludzi obchodzi wokół cały teren. Generalnie przejebane. Przynajmniej dla laika. |
| | | Ester Halíčková Umiejętności bojowe : V Skąd : Bratysława, Czechosłowacja Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : czysta Status majątkowy : przeciętny Zawód : kamuflażystka
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Wto Lip 07, 2015 8:42 pm | |
| Ester bardzo lubi formy grzecznościowe i często ich używa, niejednokrotnie nawet w odniesieniu do starych znajomych, nabierają one wtedy jednak żartobliwego wydźwięku. Używa ich zawsze dopóki dopóty rozmówca nie zaproponuje jej uproszczonej formy i wtedy, niekiedy, zdarza jej się zwracać do kogoś per Pan. Paradoksalnie nie ma jednak Ester problemów z wypowiedziami dość bezpośrednimi, czasem nawet gorszącymi, choć na jedno zdanie Ester przypada piętnaście zdań przeciętnego rozmówcy. Halickova natomiast nigdy nie podróżowała wiele, nie poznała tłumu czarodziei z innych krajów, Czechosłowacja miała swój własny, mały, magiczny świat, którego pilnie strzegła. Mieli własnych fachowców, którym zawierzali kształcenie młodego pokolenia magicznego, emigracja nie cieszyła się popularnością. Pan Lagerlof bardzo różnił się od ludzi, których znała Ester. Wysławiał się w ujmująco prosty sposób, konkretny, odrobinę wulgarny, ale zmiękczony intonacją, jaką stosował dla poszczególnych wyrazów. Zaden z mężczyzn, z którymi rozmawiała nie wypowiadał się w taki sposób, obojętnie, czy był to kolega - kawalarz z pracy, czy Blahoslav Pogoda, beznadziejnie niezgrabny kuzyn lokalnego mafiosy, który potykał się nawet na prostej drodze i klął przy tym jak szefc. Przekleństwa Pogody były brudne, nieprzyjemne, a te brzmiały zupełnie inaczej. Może dlatego, że były obce, w ten sposób intrygujące. Dlatego nawet jego miniaturowy wybuch jej nie przeszkadza. Pomijając fakt, że wytrącić ją z równowagi jest naprawdę trudno. Potrzeba by informacyjnego wulkanu, żeby straciła cierpliwość, której posiada niekończące się pokłady, gromadzone przez tyle lat życia. Słucha uważnie. Słucha o wszystkim, nie przerywając, nie kiwa głową, nie kręci, nie wtrąca niepotrzebnych ‘aha, no’ przerywników, nie bierze nawet malutkiego łyka, dopóki rozmówca nie dokończy swojej relacji. Dopiero kiedy pada ostatnie słowo i następuje po nim przerwa, oświadczająca koniec, Ester odchyla się i opiera na krześle przenosząc wzrok na sufit. Myśli. Wizualizuje sobie to w głowie na tyle, na ile pozwala jej to wyobraźnia. Bez szczegółów. Bardziej suchy schemat, przypominający wstępny projekt mapy, planu budynku czy szkic rysunku. Piony, poziomy, kropki, kreski, kółka. Trochę ceglanych murów. Wraca w końcu na ziemię, mówi, że to, co ona ma do zrobienia się wcale trudne nie wydaje, przydałoby się kilka nazwisk, ludzi, którzy sprawiają pieczę nad zabezpieczeniami magicznymi. Czy Pan je zna? Czy zna kogoś, kto mógłby ich znać? Ester zna przecież ludzi z branży, każdy działa inaczej, tworzy inne struktury, niby to wszystko magia, ale kamuflażyści, trochę jak artyści, w każdym wielkim dziele zostawiają swój ślad. Ponownie wyraża chęć udania się w najbliższym czasie w okolice getta. To wcale nie musi być tak blisko jak się panu zapewne wydaje. - Pan se me podoba, panie Lagerlof. - Mówi w końcu bez ogródek, po krótkiej przerwie, sięgając przy tym po szklankę i biorąc łyk. Bo i czemu nie mogłaby się z tego zwierzyć? Praca pracą, ale Ester zawsze na wszystko znajdzie czas. |
| | | Peer Lagerlöf Umiejętności bojowe : V Skąd : Oslo, Norwegia Wiek : 29 lat Jestem : za Protagonistami Genetyka : animag Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : eee, protagonista
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Wto Lip 07, 2015 10:37 pm | |
| Spodobało mu się to, że słuchała. Nie każdy tak potrafi. Nie każdy chce słuchać. Z nią było inaczej. Słuchanie widać było w jej oczach, w niemal niewidocznie zmienionych rysach twarzy. Niby wciąż przygotowana na swobodną gadkę-szmatkę, a jednak nie chcąca zgubić żadnego wypowiedzianego przez Peera słowa. W pewnym momencie, prawdopodobnie kiedy przez myśl przemknął mu venäläinenodupoliz Björkson, zdał sobie sprawę z tego, że gdyby miał możliwość, zatrzymałby na chwilę czas. Nie na długo, zaraz zebrałoby mu się na wspominki. Tylko na tyle, by dokładniej przyjrzeć się twarzy Ester i całej sekwencji zmian, jakie przeszła. A potem koniec. Skończyły się właściwe słowa, zastąpione ciszą przy ich stoliku i napływającym falami gwarem zajazdu. Atmosferę Thor strzelił, co niekoniecznie było czymś złym. Myśli wróciły na stosowne tory, a domagające się zaspokojenia potrzeby w końcu zostały wysłuchane. Lagerlöf uległ pragnieniu i machnął ręką na kelnerkę. Piwo było tu tanie i wchodziło wcale nieźle. Odwracało uwagę i stanowiło całkiem dobrą wymówkę od wszystkiego. Spełniało więc każde z kryteriów niesienia dyskretnej pomocy, o którą błagało wszystko wewnątrz Peera. Takiego wezwania zawodowy wojak nie mógłby zignorować. Podrapał się po brodzie, zastanawiając nad barierowiczami. Haugen, z którym przyszło pracować mu raz czy dwa, został zceglony w zeszłym tygodniu, Odynie świeć nad jego duszą. Był też ten jeden, mały gnojek, co ze swoimi barierowymi mądrościami musiał na wszystkim pierwszy położyć łapska. Nic dziwnego, że któregoś razu mu je ujebało. Karierę jako taką zakończył, kontakty jednak ma, jak nie do oficjalnych barierołamaczy, to na pewno do tych z półświatka. - Østberg. Ernst Østberg jest niezgorszy. Ostatnio mieszkał w Røst – wyjaśnił lakonicznie, gestem ręki dziękując kelnerce za rozchlapanie przed nim piwa. Super, dziewczyno, sama sobie to sprzątaj. Mokry spód kufla wytarł o szatę. I tak była brudna, potem każe wyprać ją Arenowi. Lekceważąco przytaknął esterowym planom odwiedzenia getta. Jego to wcale nie urządzało. Najchętniej w tym momencie oddałby ją komuś innemu, żeby nie mieć na sumieniu jeszcze jednego stworzenia, co gorsza zagaramanicznego. To nie było całkiem tak, że chciał się jej pozbyć, bo była balastem. Na pierwszy rzut oka, ciężka raczej nie była. Inaczej sprawa miała się z przygniatającą go odpowiedzialnością. W ciągu ostatniego roku, kiedy chcąc nie chcąc, sam musiał zacząć opiekować się Lagerlöfem Juniorem, baczenie na innych wystarczająco go zmaltretowało. Będąc oficjalnie martwym i oddawszy Nilsa pod cudzą opiekę, miał nadzieję na odebranie zasłużonego urlopu. Nie w tym życiu. - No dzięki. – Uniósł brwi, głośno przełykając zaczerpnięty łyk. – Co? – Trochę chciał wierzyć, że się przesłyszał. Trochę, że to żart. A trochę, że czegoś mu dolano. Prawdopodobniej lepiej poradziłby sobie teraz z bandą sabatowców mających instynkty neandertalczyka, niż z siedzącą naprzeciw wystarczająco inteligentną… Czeszką? Polką? Damą. – Po co? |
| | | Ester Halíčková Umiejętności bojowe : V Skąd : Bratysława, Czechosłowacja Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : czysta Status majątkowy : przeciętny Zawód : kamuflażystka
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Sro Lip 08, 2015 12:35 am | |
| Ester uśmiecha się znad swojej szklanki, pozytywnie zaskoczona reakcją pana Lagerlofa. Co za człowiek! Szczerze liczyła właśnie na coś, czego w życiu by nie odgadła. Podziękować każdy może, lub odrzucić komplement lekceważącym skinieniem głowy. Zagubiony jak gołąbek w klatce bardzo ją kusił, swoim zmieszaniem lekkim, bo czuła pod skórą, że to tylko powłoka, warstwa, przez którą należy się przebić, aby dotrzeć właśnie tam. W porządku. Przecież ona ma czas. Bardzo, bardzo dużo czasu, sporo cierpliwości i chęci. Dzielenie obowiązków nigdy nie przysparzało jej problemów, to i nie widzi przeszkody, aby zająć się gettem oraz panem Lagerlofem jednocześnie. Ester, chciałabym powiedzieć, że kiedyś się zgubisz, ale to nie prawda. To jedna, z najbardziej ogarniętych osób w środkowej Europie, słowo daję. Choć i diabliki swoje ma, jak każdy. Jak każdy, panie Lagerlof. Niech się pan nie martwi, naprawdę nie musi się pan nią opiekować, to chyba najgorsze, co mógłby pan teraz zrobić, niańczyć ją. - Po co? Co to znaczy? Nerozumim. Po co, tak se u vas mówi? - Tylko mówi na co. Śmieje się lekko. Ester nie wie, czy to pytanie o co, za co, czy dlaczego. A może to jego obrona? Może ma żonę, rodzinę, dziewczynę, kochanka? Nie. A nawet jeśli. Co z tego, czy ona sama nie jest wciąż mężatką? Dawno zdjęta obrączka leży gdzieś nad dnie szuflady w bratysławskiej komodzie kuchennej mieszkania Ester. Dlaczego kuchnia? Bo tam nikt nigdy nie chowa biżuterii, a już na pewno nie takiej, która coś znaczy. Ester nie obawia się, że ktoś mógłby się włamać i ją skraść. Obawia się, że szukając klipsów na rodzinną imprezę sama by się na nią natknęła. A jakie jest prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie zajrzy do szuflady z podstawkami do jajek i kolorowymi wykałaczkami? Nikłe. Wychyla szklankę, pozbawiając ją całej reszty płynu jednym haustem. Pochyla się do przodu, opierając łokcie na stoliku. Co za dziwny, dziwny mężczyzna. - Chcialby pan zjeść sniadanie se mnou? - Odkłada szklankę i unosi lekko dłoń, dając kelnerce znać, że chciałaby zapłacić, nie odrywa przy tym jednak wzroku od pana, panie Lagerlof. Noc jest młoda, zapewniam pana, że Ester będzie po niej głodna. Uśmiech jej gaśnie na chwilę, kiedy musi wzrok oderwać od lagerlofskiej twarzy, by uregulować rachunek. - Kdy tylko budu spowrotem z Røst. - Tak, z Røst. Komu w drogę temu czas. Dlaczego by tej sprawy nie załatwić natychmiastowo? Wstając wykonuje nieznaczy ruch dłoni. Ściągnęła barierę. Zasuwając za sobą krzesło puszcza rozmówcy oczko i bez słowa pożegnania udaje się w stronę drzwi, gdzie na wieszaku wisi jej zapewne mokry wciąż prochowiec. Po co ma wypełniać przestrzeń słowami pożegnania, skoro za parę godzin zamierza złapać go znów? Przy drzwiach rzuca mu ostatnie uśmiechnięte spojrzenie i wychodzi. Nie martw się, Lagerlof, Ester znajdzie Ostberga zanim dopijesz swoje piwo. Za parę godzin, jeśli tylko będziesz chciał możesz dostać sprawozdanie z tej wycieczki, aby upewnić się, że wszystko poszło gładko. |
| | | Peer Lagerlöf Umiejętności bojowe : V Skąd : Oslo, Norwegia Wiek : 29 lat Jestem : za Protagonistami Genetyka : animag Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : eee, protagonista
| Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” Sro Lip 08, 2015 1:29 pm | |
| I na co ona się tak śmieje? Co takiego śmiesznego było w jego pytaniu? Peer nie rozumiał. Nie rozumiał i chciał wiedzieć, o co chodzi. Po co jej się podoba. Po co się śmieje. I po co właściwie tutaj przyjechała. Dlaczego wybrali ją? To miejsce, z którego pochodzi… Czy tam do typowo męskich zajęć zaprzęga się kobiety? Czy nie mieli nikogo bardziej wykwalifikowanego, kto w spodniach miałby jaja a nie jajecznicę? W tej chwili skłonny był uważać, że kobiety nie nadają się do takich misji; że powinny siedzieć w domu i opiekować się dziećmi albo piec ciasteczka. To brzmiało jak Maia Hukkelberg, jednak co zrobić, skoro obecnie to ją miał jako jedyny szablon kobiecego zachowania do porównywania z innymi. To był całkiem przyjemny wzór do naśladowania. Może z wyjątkiem przechodzenia z jednej strony na drugą, spółkowania z wrogiem i jednoczesnego spiskowania przeciw niemu. Gdyby jemu próbowano wykręcić podobny numer, ręce z nogami by takiemu pozamieniał, a głowę wepchnął w dupę. I pozamiatane. Niestety nie w tym przypadku. Ale i takiemu obrotowi sprawy nie ma się co dziwić, od razu widać, że Venäläineny to pantoflarze. Peer drugi raz nie da się tak podejść, poza Nilsem miłość przyniosła mu same kłopoty. Wzruszeniem ramion zbył jej pytania. Może tak, może nie. Później się dowiesz, Halíčková. Wargi jeszcze tylko uniósł w czymś, co w zamyśle miało być szelmowskim uśmiechem. Ale ani to szelmowskie nie było, ani też obok uśmiechu nie stało. Może być, że trochę się przed nią bronił. Od pewnego czasu na kobiety – jeśli nie były ambasadowymi bufetowymi albo koleżankami po fachu, z którymi znał się jak łyse konie – lubił co najwyżej popatrzeć. A i to starał się robić dyskretnie, nie chcąc przypadkiem zostać przyłapany na tym przez Gythę. Prawdopodobnie nie obeszłoby jej to wcale. Prawdopodobnie już go nie pamięta. Prawdopodobnie zapomniała nawet jak miała brzmieć jego ślubna przysięga. Peer wciąż jednak pamiętał i dlatego nie powinien teraz… Choćby rozważać możliwości, że może… Cmoknął i, nim odpowiedział, przełknął parę porządnych łyków. - Czemu nie. – Śniadanie to nie przestępstwo. Do rana jeszcze trochę czasu, ale gdyby przestawić zegarki. Albo przenieść się do Mongolii. Można byłoby je zjeść teraz, jak porządni, cywilizowani ludzie. Wzrokiem odprowadził kelnerkę, na o chwilę za długo zatrzymując go przy kontuarze, jakby obecna tam klientela wydala się nagle bardziej interesująca od wszystkiego innego. Dosłyszał jedynie końcówkę jej wypowiedzi. – Aha. To ja w takim razie poczekam. Gdzieś. – zapewnił z wahaniem, unosząc na pożegnanie rękę. Było tak dziwnie, że nie miał zamiaru nawet z tym dyskutować. Będzie śniadanie. Będzie Røst. Będzie jakieś później. I nie wiedział tylko, czy to mu się podoba. Chyba nie powinien puszczać jej samej, nie powinien też w niczym jej przeszkadzać. Miała swoje zadanie, on miał swoje. Po zneutralizowaniu zagrożenia przygoda się skończy i będzie można wrócić do zwyczajności. Może kiedyś nawet do domu. Teraz wypadałoby dać znać Amdahlowi, że wszystko jest względnie ok.
zt |
| | | Sponsored content | Temat: Re: Zajazd „Świniobranie” | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|