Dziewczynka biała jak śnieg
Zamiast Śnieżka, dano mi na imię Localeekkie. Nie wiem co gorsze. Gdybym nazywała się Śnieżka Paco też brzmiałoby idiotycznie. A imię nijak do mnie nie pasuje. Nie miałam nigdy ani krasnoludków, ani nie musiałam uciekać przed gniewem okrutnej macochy zazdrosnej o moją urodę. Moja macocha właściwie była całkiem w porządku, dopóki się tato z nią nie rozstał. Więc może nie była w porządku, tylko ja ją taką pamiętam. Mała byłam. Ale mamy mojej to tym bardziej nie pamiętam. Podobno miała trumnę białą, bardzo prostą. Lakierowaną. Mój tato jest pilotem. To on nauczył mnie wszystkiego. Miał mój brat Tiluktuk odziedziczyć dryg do lotnictwa, ale on jest takim ogromnym mięczakiem, mówię wam. Tylko silniki i silniki, ale do maszyny nie wsiądzie. Chociaż kupiliśmy sobie w te wakacje motor i jeździmy. Ale wiecie, jak to wygląda.
Leekkie, prowadź, więc ja z przodu, a Tiluktuk za mną, wiem, że lubi, ale jednocześnie się modli. Do samolotu też wsiadł ze mną dwa razy raptem. Nawet jak mały był, to z tatą nie latał, tylko ja latałam, córeczka tatusia, brałam pluszowy helikopter Dorę i leciałyśmy. Potem już latałam bez Dory, bo byłam duża. No i chodziłam do szkoły. O której moja rodzina nie miała wcześniej pojęcia.
Rumiana jak krew
- Leekkie, list do ciebie! - Moja macocha go wtedy wyjęła ze skrzynki, pamiętam jak dziś. Wszyscy się zebrali w kuchni. Kto pisałby list do małej dziewczynki, przecież nie wygrałam niczego w gazecie. List otwieramy i od razu go dałam Tiluktukowi, bo on lepiej czytał na głos ode mnie. Najpierw się śmialiśmy i szukaliśmy zdrapki. Ale dziesięć minut później ktoś zapukał do naszych drzwi. Pan w brudnozłotym płaszczu podający się za pracownika Ambasady Magii. Poszedł z tatinami do salonu, mój brat chciał podsłuchiwać, ale ja pobiegłam się bawić w policjantów i złodziei. Mimo że rozmowa mnie przecież dotyczyła. Już wtedy było wiadomo, że bujam w obłokach, moje miejsce było na niebie, nie na ziemi, tym bardziej nie w szkole magii. Od początku byłam słabą uczennicą. Nie czułam się dobrze wśród czarodziejów, wszystko to było dla mnie obce, niezrozumiałe, zamiast czytać podręczniki do transmutacji, przeglądałam schematy konstrukcyjne silników napędowych. Zdawałam od klasy do klasy
bo tak, w tym samym czasie robiąc licencję pilota. Wątpię, żebym po skoczeniu szkoły żyła wśród czarodziejów. To nie jest moje miejsce. Ja się tu nie nadaję. Mam wrażenie, że świat magiczny nigdy mnie nie zrozumie, ani ja jego, więc wybrałam wydział, który wymagał ode mnie najmniej wysiłku. Oczywiście mogłam iść na inżynierię, ale to by znaczyło, że chcę w przyszłości wykonywać jakiś zawód magiczny. A ja nie chcę. Chcę wrócić do swoich. Od trzech sezonów latam z grupą akrobacji lotniczej. Czarodzieje nie widzą co to, a przynajmniej na pewno wielu z nich nie wie. Zresztą to nic takiego. Mugole też interesują się raczej telewizją niż ślizgiem na ogon. Ostatnio jednak dowiedziałam się o wykorzystaniu pojazdów niemagicznych do latania. A że lubię motory oraz latać…
O włosach czarnych jak heban
„Leekkie, Leekkie! Zejdź na ziemię. Gdzie ty byłaś, szukałem cię przez trzy godziny. Grilla mieliśmy robić. Zjedz coś, jesteś chuda jak szkapa!”. Typowo mój tato w emocjach. On jest na co dzień opanowany, ale nie lubi, kiedy znikam. A znikam często i pojawiam się nagle, rzucam dziwną frazą i zanim ktokolwiek zdąży odpowiedzieć, mnie już nie ma. Lubię sama. Ukryć się gdzieś, gdzie jestem właściwie widoczna, ale ludzie nie potrafią dostrzegać. Gwiazdy liczę. Znam konstelacje wszystkie. Rodzaje chmur. Na pogodzie się znam też. Głową siedzę w chmurach, ale w bardzo racjonalny sposób. Nie marzę przecież o smokach i wampirach. Nie marzę, bo wiem, że istnieją i nie są mi do niczego potrzebne. Wolę swoje warsztaty i hangary. Nawet motolotnie. Lotnictwo i jego historia to rzeczy, o których zarówno świat mugoli i czarodziejów ma niewielkie pojęcie. Ale ja mam. I wiem, że temu chcę poświęcić życie.
Co mogę o sobie powiedzieć oprócz tego? Mam niezłą kondycję, muszę mieć. Tylko czasem pozwalam sobie na grilla, głównie po to, żeby spędzić czas z rodziną.
Za to bardzo lubię jagody i inne owoce leśne oraz ryby. Ryby są naprawdę super, jak ktoś potrafi je sam złowić to już w ogóle. Raczej nie mam gustu, ubieram się i czeszę bardzo praktycznie, chociaż urodę mam ciekawą. Mam niepomalowane paznokcie i rozdwojone końcówki, szerokie spodnie i kurtkę jeansową Tiluktuka, bo jak się pakowałam do szkoły to wrzuciłam po prostu ubrania na oślep, żeby mieć cokolwiek. I tak większą część moich walizek zajmują książki. Jedyne, co posiadam kobiecego to czerwona pomadka. Nawet mój strój kąpielowy jest bezkształtny, jednoczęściowy i granatowy. Zresztą, ja nie mam kobiecej sylwetki, żeby ten strój dobrze na mnie leżał. Różdżki często zapominam. Jestem słaba w magię, podejrzewam, że przechodzę przez Dahlvald tak, jak większość nastolatków brnie przez ogólniaki. Byle zdać i skończyć.