|
|
|
| |
Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Ogród Wto Wrz 01, 2015 1:37 pm | |
| |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Ogród Wto Wrz 01, 2015 1:49 pm | |
| Nie cierpię tego miejsca, wygląda jak rodem wyjęte z tych durnych, amerykańskich horrorów, które widziałem parę razy za czasów Longbourne. Obudziłem się jednak z tragicznie koszmarnym samopoczuciem i uznałem, że potrzebuję trochę tlenu, w tyk dusznych ścianach każdy w końcu źle by się poczuł. Wieje chłodny wiatr z północy, a mimo że mamy południe, jest tu dziwnie szaro. Cóż. Bindalseidet zawsze dba o odpowiedni klimat. Na jednym ze zrujnowanych, rozsadzonych przez zdziczałe pnącza murków zauważam Claudię. Chyba wolałbym pobyć sam, ale jej towarzystwo nie przeszkadza mi tak bardzo. Podchodzę do niej, nie śpiesząc się, i mimo zmęczenia zdobywam się na lekki uśmiech. - Hej. - Siadam obok, choć pewnej odległości. Przez chwilę milczę, oglądając rozpięte nad nami, wciąż łyse mimo wiosny, gałęzie. - Podejrzewam, że te widoki w niczym nie przypominają majowego dnia w Palermo. - Jak tam jest? Wiesz, lokacje, które odwiedziłem w życiu, można policzyć na palcach u jednej ręki. Nie, żeby mi to bardzo przeszkadzało, nie mam natury podróżnika, ale myślę, że może trochę słońca by mi się przydało. Byle rozsądnie dawkowanego, nie chciałbym się usmażyć na twoich oczach. |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Ogród Wto Wrz 01, 2015 2:18 pm | |
| Czuję się tak okrutnie oszukana. Tak okrutnie, bardziej niż kiedykolwiek, nawet niż wtedy, gdy Chiara przestała już jako dziecko stawać w mojej obronie. Rozumiałam to. Bała się. Obie się bałyśmy. I obie z tego nie wyrosłyśmy. I chyba to się nie zmieni. Chociaż przez chwilę, idiotka, miałam nadzieję, że wszystko może się ułoży i będę mogła powoli swoje marzenia jako plany wcielać w życie. Oczywiście nie mogło się tak stać, bo los mnie nienawidzi. I mój przyszły mąż okazał się takim samym zjebem jak mój brat. Oczywiście, że nigdy nie zakładałam, że będzie między nami coś więcej niż przyjaźń, nie traktowałam tego tak górnolotnie, nie sądziłam nawet, abyśmy mieszkali razem, blisko, możliwe, ale nie ramię w ramię, ale potem dowiedziałam się o tym i pomyślałam co jeśli mi na to nie pozwoli? Naprawdę, co jeśli to tylko jakiś chory żart? Nie wiem, czego się po nim spodziewać. Czy to nie śmieszne, że jedyni moi przyjaciele, jakich zyskałam, okazali się przypadkiem mieć skłonności do przemocy? Nie wiem. Boję się Yumy. Boję się jego z moim bratem. Pozwoliłam sobie wyć w wodzie. Gdyby ktoś zobaczył moją głowę małą jak główka szpilki nad powierzchnią wody pewnie by się nie przejął. Claudia pływa. Claudia i tak ma mokrą twarz. Nie chcę wracać do tej willi. Nie chcę wracać do szkoły, ani do Palermo. Ale wiem, że wrócę po prostu do Instytutu. Może… nie wiem. Jaki mam wybór? Zadnego. Nie wiem ile już tak siedzę w mokrym stroju okryta kocem, wyglądając pewnie jak pakunek. Z włosów wciąż sączy mi się zimna woda. Wargi mi drżą, ale wcale nie jest mi tak zimno, chociaż bose stopy trzymam na zimnym głazie. Nie mogę nic poradzić, bo łzy i tak sądzą mi się dalej z oczu, na domiar złego zjawia się nie kto inny, jak Yuma. Odwracam natychmiast głowę, dając sobie jeszcze chwilę przed konfrontacją. Nie. Nie ma w tym widoku niczego znajomego. Ale czy to coś zmienia? Nie sądzę, abym była szczęśliwsza patrząc teraz na riwierę. Trochę się trzęsę i zaciskam zęby na wardze, Claudio nie rób scen. Zadnych dram, zasada jest prosta. Tylko, że tej sytuacji nie da się chyba rozegrać spokojnie, wplatając to rozluźniający element komiczny? Mogłabym przecież udawać, że ściągam niewidzialny, zaręczynowy pierścionek z palca i mu go oddaję. Ale nie mam na to siły. - Nie… wyjdę… za… ciebie. - Odezwanie się było chyba gorszym pomysłem, po każdym wyrazie muszę łapać oddech, starając się nie zaszlochać, w dodatku nie wiem, czy dobrze mnie zrozumiał, przecież nawet nie zwróciłam twarzy w jego stronę. |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Ogród Wto Wrz 01, 2015 3:30 pm | |
| To, że jesteś przemoczona, nie dziwi mnie aż tak bardzo, od czasów łowienia muszelki czasem wychodzisz popływać. Zaczyna mnie zastanawiać, dlaczego siedzisz tu, skoro trzęsiesz się już trochę z zimna. A może wcale nie chodzi o chłód? Marszczę brwi i otwieram usta, by zaproponować przejście do salonu, przed kominkiem można się rozgrzać, ale wchodzisz mi w słowo. I zamieram cały. Nie odpowiadam od razu, bo prawdę mówiąc, nie dociera to do mnie. Przecież jeszcze wczoraj wszystko wydawało się w najlepszym porządku, miałaś dobry humor, rozmawialiśmy. Co zrobiłem nie tak? Przez myśl przechodzi mi tysiąc możliwych scenariuszy, może dostałaś jakiś list, który całkowicie zmienia sytuację, może Carlo ci groził, może dowiedziałaś się, że ja i Carlo wczoraj... ale dlaczego miałoby cię to tak poruszyć? Nie jesteśmy przecież razem, całe to małżeństwo miało po prostu zwrócić ci wolność, której nie zaznałabyś jako wiecznie niezamężna na łasce rodziny, ja... myślałem, że dobrze się zrozumieliśmy, czy powiedziałem coś, co sugerowałoby inny stan rzeczy? Robi mi się trochę sucho w ustach, Claudio, co się stało? Dlaczego unikasz mojego wzroku? Obracam się bardziej w twoją stronę i przysuwam się do ciebie, ale uciekasz. Nic nie rozumiem. Tu nie chodzi o zmianę sytuacji czy nastrojów, tu chodzi o mnie, prawda? Tak powiedziałaś. Nie "nic nam z tego nie wyjdzie" czy "nie możemy tego zrobić", po prostu stwierdziłaś, że nie wyjdziesz za mnie. Może to tylko autosugestia, ale gdy powtarzam sobie w pamięci to jedno wypowiedziane przez ciebie zdanie, w ostatnim słowie odczytuję więcej negatywnych odczuć niż wcześniej. - Ja... chyba mam prawo usłyszeć, dlaczego? - Odwracam głowę i patrzę trochę skołowany przed siebie. Nawet jeśli to tylko fikcyjny związek, kończysz go bez uprzedzenia, w chwili, gdy niemal wszystko jest już gotowe. To nie jest do końca... przyjemna postawa. Pocieram nieco nerwowo swój nadgarstek i dopiero teraz do mnie dociera, że schudłem przez ostatnich kilka tygodni. No proszę. Wydawało mi się to niemal niemożliwe. |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Ogród Wto Wrz 01, 2015 6:06 pm | |
| Chciałabym żebyś sobie poszedł, wolalabym naprawdę żeby znowu mi opatrywano rany niż żebyś mnie widział w takim stanie. Dla mnie ma to ogromne znaczenie. Emocje i tak przy tobie wylewały się ze mnie jak przy nikim innym i. Nie wiem. Naprawdę chciałam. A potem. Odwracam głowę. Nie będziemy w ten sposób rozmawiać. Nie jesteśmy tego typu ludźmi. Wstaję zarzucając z siebie koc, sama nie wytrzymam ze sobą w takim stanie. - Daj mi parę minut. - Nie jestem Claireminą, żeby ci tu wyć. Odchodzę kawałek i przez chwilę po prostu stoję z rękami opartymi na biodrach lustrując wzrokiem ciągnący się przede mną widok. Dobrze. Nie mogę się tak zachowywać. Odchodzę dalej. A zresztą. Przejdę się po prostu. Ziemia nie jest chłodna, dawno nie miałam okazji chodzić tak po prostu boso, Skandynawia jest na to za zimna przez większość czasu. A nawet jeśli to i tak mam już gwarantowane przeziębienie. Nic, z czym bym sobie nie poradziła. Zwłaszcza z moją nową różdżką. Chyba że lada moment i tą Carlo Antonio mi zniszczy. Odwracam się spoglądając szybko na Yume. Pieprzony. Pachołek. Maszeruję na brzeg, wchodząc do wody, chociaż jest zima, ale o to mi chodzi. Zanurzam się cała i wracam. Nie mam zamiaru pływać, już się dzisiaj wymęczyłam. Przecieram twarz dłońmi i wracam na nasze miejsce. Żałuję że nie mam tu papierosów, ale chyba nie warto zwlekać. Wykręcam tylko włosy i już. - Słuchaj, to nie mój biznes, ale ty podajesz mu się na tacy i sprawia ci to przyjemność. Nie oceniam tego. Ale nie wejdę w związek małżeński z kimś, kto wpada posłusznie w każdą pułapkę mojego brata bo. Bo się boję. Tego. Co on zrobi z tobą. Albo ty... -... ze mną. Ale tego nie jestem już w stanie powiedzieć. Opuszczam ręce, które nie wiem kiedy uniosłam i odejmuję się ramionami, odwracając od ciebie wzrok i spoglądając na swoje stopy. |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Ogród Wto Wrz 01, 2015 6:50 pm | |
| Parę minut. No dobrze. Niech będzie. Odprowadzam cię trochę nierozumnym spojrzeniem, naprawdę nie mam pojęcia, co się dzieje. I z czym to dokładnie ma związek. Pozostaje mi czepić się myśli, że to tylko nieporozumienie i po tym, jak sobie wszystko wyjaśnimy, cała sytuacja się unormuje. To znaczy. O ile nasz nadchodzący ślub w ogóle kwalifikuje się jako coś normalnego. Podnoszę dłoń do góry i nawet wstaję z murku w geście protestu, gdy wchodzisz do wody, zaraz jednak siadam z powrotem. W sumie to chyba nie moja sprawa, a ty nie jesteś typem histerycznej osoby, więc zakładam, że wiesz, co robisz. Tak naprawdę nie wiem, jak długo cię nie było, czas mi się strasznie dłuży, sam siebie szczuję różnymi scenariuszami rozmowy. Może dowiedziałaś się czegoś o mnie, co sprawia, że nagle wydaje ci się kimś kompletnie bezwartościowym. Nie wiem. Wzruszam ramionami i zrywam źdźbło trawy i dopiero wtedy, gdy mechanicznie zaczynam dzielić je na pół, dociera do mnie, co robię. Przepraszam, matko ziemio, za to marnotrawstwo? Musisz mi wybaczyć, duszku tego źdźbła, ja ostatnio robię różne. Głupstwa. Podnoszę głowę, gdy się pojawiasz. Otwieram usta. A potem je zamykam. I znowu otwieram. Aha. A więc o to chodzi. Aha. Może powinienem się zdenerwować, ale czuję się tylko bardzo, bardzo zrezygnowany. Przymykam na chwilę oczy, zbierając myśli, nim odpowiem. - Nie mów o mnie tak, jakbym był kimś niezrównoważonym. - Naprawdę myślisz, że chcę, by Carlo dalej tak się zachowywał? To nie ja do niego przyszedłem, unikałem przecież jego towarzystwa. Dopiero gdy on mnie naszedł, to wtedy ja, ja... nie wiem. Wypuszczam z rąk przedarte na pół źdźbło trawy i przygniatam je butem, jakby był to dowód mojej winy. - Nie skrzywdziłbym cię, Claudio. - Zaskakuje mnie brzmienie mojego głosu. Taka ilość smutku jest co najmniej zbędna, ale wiem przecież, że tego obawiasz się przede wszystkim. Że będę potworem godnym zastąpienia Carlo jako głównego dręczyciela. Ale ja nie jestem jak Carlo, Claudio. W niczym go nie przypominam. |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Ogród Wto Wrz 01, 2015 8:37 pm | |
| To chore, to po prostu chore. Nie mówię o tobie, jakbyś był niezrównoważony, chociaż nie, na pewno masz trochę pierdolca na punkcie mojego brata, inaczej nie idzie tego wyjaśnić. Tak, wszystkich nas nabierał na swoje gierki, ale Yumo, rozważni ludzie powiedzieliby w końcu stop. Carlo nie jest niezwyciężony. Miałam cię za inteligentnego człowieka, próbuję pojąć, dobrze, rozumiem, dlaczego mogłeś się pogubić. Ale dlaczego zwracasz się do niego? Carlo nigdy na tobie nie zależało. - Zdajesz sobie sprawę, że krzywda nie obejmuje tylko przemocy fizycznej? - Jestem złośliwa, wiem, ale. Dobrze, nie mam nic za swoją obronę, jestem złośliwa, kropka. Drżę już cała i usta pewnie mam sine, więc mijam cię i schylam się po koc, który narzucam na ramiona. Nie myśl sobie, nie skończyłam z tobą jeszcze. Wiem, że przez to wcale nie poczujesz się lepiej, ale co mam zrobić? Cofnąć się w czasie i zostawić twój nos w spokoju, tak, żebyśmy nigdy się nie zaprzyjaźnili? Nawet, gdyby to było możliwe, nie zdecydowałabym się na to. Bo mimo wszystko. Mimo wszystko. - Jedno. Jedno jego zdanie i byłeś gotów przestać ze mną rozmawiać. - Cóż, najwyraźniej jestem zła, bo przeszłam do syku. Nosi mnie strasznie więc odwracam się i odchodzę na kilka kroków, ale wracam od razu. - Wiesz co on najprawdopodobniej właśnie robi? Stoi w jednym z okien i obserwuje to wszystko pękając z satysfakcji. - Jestem pewna, że nie mylę się. Nawet nie patrzę w kierunku domu. I tak bym go nie zobaczyła. To pieprzony Carlo. Ale wiedziałby i wtedy wyszczerzyłby się bardziej. Mam ochotę na niego napluć. Przestępuję z nogi na nogę. Jedna noga na zimno, druga na zdenerwowanie. Co ja mam z tobą zrobić? -Yumo. - Dobrze. Spokojnie. W emocjach nie ma co rozwiązywać spraw. A to nie jest łatwa rozmowa. Siadam na murku. - Nie twierdzę że… nie łączy nas specyficzna więź, ale… nie znamy się. Mimo wszystko nie wiem, czego mogę się spodziewać. Znam go. Ty nie. Tak, wiesz więcej niż inni, ale to tylko ułamek. - Nie masz pojęcia, jak strasznym gnojem potrafi być. Może wiedziałbyś, gdybyś otworzył oczy. Ale ty zamiast tego je zamykasz i przyjmujesz go bez pytań. I. Spoglądam na ciebie i naprawdę, mam ogromną nadzieję, że zaraz rozwiejesz moje wątpliwości i odzyskam przyjaciela i nie wiem, wszystko będzie, może nie dobrze, ale chociaż między nami tak, jak powinno. - Nie chcę się ciebie bać, Yumo. - Dociera do mnie, że powiedziałam to na głos i czuję, jak zaczynam się czerwienić. |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Ogród Wto Wrz 01, 2015 10:28 pm | |
| Patrzę trochę cięższym wzrokiem, tak, wiem to przecież. Do przemocy psychicznej też bym się nie posunął, na pewno nie świadomie, a to, co zaszło między mną a Carlem... nie było przecież wymierzone w ciebie. Nie przypuszczałem nawet, że kiedykolwiek się o tym dowiesz, wiesz, Claudio, nie zamierzałem regularnie wymykać się na schadzki z Colettim. Myślałem, że jeśli wyładuję na nim całą swoją frustrację, poczuję się choć trochę lepiej, ale mam wrażenie, że to była tylko pożywka dla rosnącej we mnie martwicy. Chciałbym, żeby to było tylko melodramatyczne określenie, jednak naprawdę to właśnie się ze mną dzieje. Słucham cię z zamkniętymi oczami. Tak, może masz rację. Może jestem jego najlepiej naoliwioną mechaniczną zabawką, pajacykiem, który niezawodnie wyskakuje z pudełka, gdy tylko nakręci korbkę. Nie mogę zaprzeczyć, bo widzisz, pomimo tego, że pod wieloma względami czuję się inteligentniejszy niż większość społeczeństwa, wobec tych wszystkich intryg jestem zupełnie bezradny. Przykro mi, ale chyba nigdy tego nie zrozumiem, dlaczego ktoś, komu na tobie nie zależy, udaje, że jest wręcz przeciwnie, jak ktoś, kto poprzedniego dnia praktycznie cię torturował, potem je z tobą sernik i opowiada jakąś zabawną anegdotkę. Nie wiem, jak działa Carlo Antonio Coletti. Myślałem, naprawdę, że chodzi tylko o seks, ale może. Nie wiem. Może to kolejna gra. - Naprawdę chodzi tylko o to? O twojego brata? - Skubię mankiet koszuli. - Nie zależy mi na nim. - Skub, skub. - Nie myślałem, że... nie chciałem... - Sam nie wiem, co chcę powiedzieć, więc tylko patrzę się przez chwilę przed siebie. Może powinienem. Nie wiem. Przeprosić. Rośnie mi gula w gardle, to dziwne, bo ostatni raz, gdy płakałem, miałem prochy Fitzgeralda w oczach, a jeszcze wcześniej omal nie zostałem zrzucony z wysokości siedemdziesięciu metrów. A teraz jest mi tak po prostu. Normalnie. Smutno. Odchrząkuję, zażenowany, bo dlaczego miałbym być smutny? Carlo to dupek. Nie interesuje się mną, zawsze jestem tylko jakimś punktem w jego planie. Przecież to wszystko wiem, dlaczego gdy to mówisz, nagle czuję się tak... nie wiem. Przecież nie spodziewałem się niczego wielkiego po Carlu, ale mimo wszystko, świadomość, że nie jest się całkiem samotnym była miła. Przez chwilę. - Przepraszam, jestem zmęczony. - Wstaję pospiesznie i, uhm, niezręcznie, odruchowo zaczynam iść nieco zarośniętą ścieżką dalej, ale przecież willa jest z drugiej strony, więc odwracam się i. Patrzę na ciebie i zastanawiam się, czemu właściwie uciekam. Wzdycham głęboko. - Nie martw się o to - mówię szybko, trochę zdrętwiałymi wargami, więc również niewyraźnie. - Może faktycznie wykorzystuje mnie, by odegrać się na tobie, więc... - Jednoczesne planowanie wypowiedzi i skupianiu się na niewybuchnięciu szlochem jest chyba trochę ponad moje siły. - ...rozsądnie byłoby... - Co się ze mną dzieje? Zaciskam usta. - Przepraszam. - Wymijam cię szybko. |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Ogród Wto Wrz 01, 2015 11:37 pm | |
| Łapię cię za nadgarstek gdy przechodzisz. Nie. Ta rozmowa nie skończy się w ten sposób. Łapię oddech patrząc przed siebie, ale w końcu przenoszę wzrok, najpierw na twoją rękę, później na ciebie. Z nerwów ciężko mi się oddycha, niska temperatura nie poprawia mojej sytuacji. Przepraszam, że cię tak ściskam. Przepraszam, że cię zatrzymuję, chociaż widzę, w jakim jesteś stanie. Ale boję się, mam wrażenie, że jeśli teraz pozwolę ci odejść, to nigdy nie wyjaśnimy tej sprawy tak, jak powinniśmy. Rozluźniam uścisk, puszczając cię w końcu, chociaż wstaję, stając dokładnie naprzeciw. Jak ja mam ci pomóc, skoro nawet nie bierzesz mnie pod uwagę, Yumo, a ja naprawdę wiele bym chciała z ciebie zdjąć. Miotasz się przecież a mnie mięknie serce i jestem w stanie wybaczyć ci w sekundę i nie wiem, może jestem taka jak ty, może po prostu wpadam w jakąś grę, w jakąś pułapkę, tak jak ty w intrygi mojego brata. Ale nie wydaje mi się, gdybyś był świadomy ich istnienia. W takim razie, czy wciąż można tu mówić o grze? Jestem idiotką. Ale ty też. Jesteś strasznym, pieprzonym idiotą. Nie wiem, czy chcę ci coś powiedzieć, czy powinnam, chociaż mogłabym, wiele, ale nie wiem jak miałabym to zrobić, jak przekazać ci wszystko, aby nie powiedzieć za dużo, ja nie lubię, nie jestem przyzwyczajona do potoku słów, a mimo wszystko przy tobie zawsze jakoś się ze mnie wylewają, ale Yumo, może niektóre sytuacje warto po prostu zostawić bez komentarza? Nie wiem, ale nie układam nawet w głowie tego, co mi się tam gromadzi, dedykowanego tobie. Zamiast tego ściągam koc i narzucam go nam na głowy. Musimy wyglądać komicznie z zewnątrz, ale co z tego. Tutaj jest ciemno, a światło dociera z okolic naszych łydek. Płacz, jeśli chcesz, to może być nasz namiot bezpieczeństwa. Yuma… - Nie dasz sobie rady ze wszystkim sam. - Mówię w końcu po dłużej chwili przyglądania ci się i boże, gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę się względem drugiej osoby tak zachowywać, wyśmiałabym go. Unoszę twoją dłoń i sunę palcami po twoim serdecznym palcu, jakbym wkładała ci obrączkę. I w tym wydaniu to wcale nie wydaje mi się być elementem komicznym. Chociaż co prawda mógłbyś mnie wyśmiać, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, jak wiele chcę ci przez ten gest powiedzieć, chociaż uważam, że zbyt wiele słów naprawdę zepsułoby to wszystko. I. Nie wiem. Po prostu. Jesteś mi najbliższym przyjacielem. Który zdarzył się być ofiarą mojego brata. I mimo wszystko. Jesteś dla mnie. Mimo wszystko. |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Ogród Sro Wrz 02, 2015 12:56 am | |
| Claudio, co ty robisz...? Patrzę na ciebie, zaskoczony, trochę też zaniepokojony. To chyba bardzo nieładne z mojej strony, że spodziewam się czegoś złego po tobie, wstyd mi za tę myśl. Zdaje się, że jesteś jedyną osobą, z którą jestem tak blisko, a która nie próbowała mnie skrzywdzić chociaż raz. Och, to też brzmi trochę okrutnie, ale wygląda na to, że to prawda. Mrugam kilkakrotnie, patrząc na ciebie, wiesz, Claudio, naprawdę próbuję być dzielny i oszczędzić ci tego wszystkiego, ale w tym momencie bardzo mi to utrudniasz. Możemy, nie wiem, porozmawiać później. Jutro. Na spokojnie. I c-c-o. Kulę się w ramionach, zaciskając powieki, gdy nieco wilgotny koc spada mi na głowę i ramiona. A potem patrzę na ciebie, mam wrażenie, że moje oczy nawet w tym półmroku strasznie się błyszczą, jak dwa reflektory. I wiesz. Chyba nie dam rady dłużej się powstrzymać. Chyba na pewno nie. Źle się czuję, gdy płaczę, zawsze wydawało mi się, że rozpaczanie to najgorsza możliwa opcja. W historii świata nie zdarzyło się jeszcze, by płacz cokolwiek zmienił. Wiem to, nie musisz nic mówić, po prostu. Nie wiem. Masz rację, nie daję rady. Opieram czoło o twoje ramię, całe szczęście, już jesteś mokra, nie muszę mieć wyrzutów sumienia, że wyleję na ciebie potok łez, których, skądinąd, wcale nie ma tak dużo, może dlatego, że jakaś część mnie wciąż się próbuje przed nimi powstrzymywać. Claudio, popatrz, co ty ze mną robisz. Nigdy nie byłem sentymentalny, ale przez tę twoją niewidzialną obrączkę rozklejam się tak, jakbym faktycznie znalazł się pośrodku ekstremalnie wzruszającej ceremonii ślubnej. Na Wielkiego Ducha, przepraszam, wiem, jak nie cierpisz dramatów. Chyba ci ich ostatnio dostarczam całkiem sporo. Odsuwam się w końcu od ciebie, biorąc głęboki wdech, wycieram łzy przegubem dłoni. Wstyd mi trochę, więc nie zabieram od razu dłoni z twarzy, tylko przyglądam ci się przez palce. I uśmiecham się lekko do ciebie, chociaż jestem smutny. Nawet warga mi drży, jak u dziecka. To naprawdę nie pora na takie histerie. - Ja... chyba nie wypłukałem sobie Fitzgeralda do końca z oczu. - Przepraszam, to zła pora na żarty. Zwłaszcza tak nieśmieszne. Wzdycham. - Masz rację. Masz rację. Nie poradzę so... - Urywam, orientując się, ze trzymam twoją dłoń. Kiedy ja ją...? A może to ty...? Jestem tym tak zdumiony, że po prostu przez chwilę tylko gładzę opuszkami palców twoją rękę.
/zt |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Ogród Czw Wrz 03, 2015 7:08 pm | |
| Nie wiem, czy mogę go tak zostawić z tym samego, z drugiej strony, ja na niewiele się przydam, nigdy niczego nie podpaliłam, a jeśli podzielimy się obowiązkami to szybciej się z tym uporamy. Wychodzi na to, że postanowiłam urządzić sobie wycieczkę do katakumb. Chyba to trochę planowałam od początku, ale wypierałam ze świadomości. Lubię grobowce, proszę nie zadawać pytań. Mówię Lambertowi, że zabieram nieszczęśników aby urządzić im pochówek, a on niech nie podpali ruiny Brohli, bo zostaniemy bez dachu nad głową. Zresztą, wrócę niebawem. Tak myślę. Nie wiem, ile mi to zajmie. Rzucam Lambiemu ostatnie spojrzenie i wyciągam różdżkę z rękawa, chodźcie, spoczniecie z resztą rodziny. Kilka kartonów z kośćmi podrywa się w górę, a razem z nimi ruda, wciąż ukryta pod kotarą. Szkoda mi, że nie wiem kim jest. A nie chcę jej nadawać imienia, przecież jakieś miała. Może w bibliotece będą jakieś zapiski na ten temat? Książki mnie czasem zawodzą, ale na pewno jest tu jakaś rodzinna kronika. Poszukam potem. - Hej. - Rzucam na odchodne i idę wgłąb ogrodu, do granicy lasu. Pamiętam dobrze, gdzie to było? Pamiętam ścieżkę i o. Jest. Idę, a za mną orszak, kończący się równo z moim trenem. To przerażające jak pewnie czuję się w tym wydaniu, może dlatego, że wiem, że sam mój widok byłby w stanie odstraszyć potencjalnego przeciwnika. Oczywiście, o ile nie byłby to na przykład rekin. Ale raczej nie spotkam rekina w norweskim lesie. W lesie jest tak cicho, powietrze jest wilgotne. Potrzebowałam tego. Zerkam za siebie. Czy magia, którą napiętnowana jest ruda mumia przetrwa wilgoć katakumb? Miałabym wyrzuty sumienia, gdyby dziewczę jednak zaczęło się rozkładać. Oczywiście, nie jest to proces, którego nie da się cofnąć, szczególnie w początkowej fazie. To nie taka trudna magia. A z drugiej strony czemu miałabym naprawiać barwę skóry komuś, kto nie żyje od lat? Może po prostu złożę ją w grobie i zapomnę? Nie. Wiem, że będzie mnie to nurtować. Skąd te kamienie? Nie słyszałam nigdy o takim zwyczaju. Na powiekach owszem, ale pod? Zamyślona docieram do katakumb szybciej niż sądziłam, otwieram kamienne wrota i spoglądam na schody. Chcę tam wejść sama? Prostuję się. Nie znam ich planu. A z drugiej strony co zrobię? Wrócę się po towarzystwo? I niby czyje? Lamberta? Claudio. Nie bądź śmieszna. Zmarli niczego mi nie zrobią, nigdy nie miałam z tym problemu. Dlaczego nagle teraz dopada mnie to niepokojące uczucie, że nie powinnam wchodzić tam sama? Nonsens. To tylko podziemny cmentarz. Lumos. Stawiam stopę na pierwszym stopniu. Nic się nie stało. Więc schodzę. |
| | | Lambert Mieszkowic Umiejętności bojowe : I Skąd : Księstwo Polskie Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : książę
| Temat: Re: Ogród Czw Wrz 03, 2015 10:25 pm | |
| Nie jestem podżegaczem, słowo księcia, że gdy wrócisz, nie tylko posiadłość, ale w ogóle nic nie będzie się palić. Cóż, poza tym, co sami przeznaczyliśmy do spłonięcia. A nie licząc tego nic a nic. Odprowadzam Claudię wzrokiem, podnosząc dłoń na pożegnanie. Ciekawe, na jak długo może zająć ją taki pochówek? Czy po prostu upchnie szczątki w jakiejś wolnej wnęce, a może... nie, spodziewanie się po czarownicy, że odprawi nabożeństwo w starych katakumbach byłoby niemądre. Trudno mi oszacować, jak wiele mam czasu, ale z jakiegoś powodu mi niespieszno. Siedzę na drewnianym smoku z wyciągniętymi przed siebie nogami i myślę. Clairemina Brohlówna ma wiele pamiątek po swojej rodzinie, i chyba, chyba... żałuję, że ja nie. Zabrano mi wszystko, z czym tutaj przybyłem. To przerażające, gdy sobie uzmysławiam, ile pozostało po czasach, w których spędziłem większą część żywota. Te przedmioty są dużo młodsze, a wystarczy spojrzeć, wszystkie są takie zniszczone. Najstarsze tu jest... chyba jest... rozglądam się, ale odpowiedź nachodzi mnie sama. Najstarszy jestem ja. Nadchodzi tysiąc piąte lato od dnia, w którym się urodziłem. Wzdycham i z łatwością odłamuję smokowi jeden z kłów, drewno jest tak obżarte przez korniki, że kruszy się w rękach. Oglądam go, po czym rzucam na stos, który zamierzam właśnie zająć ogniem. Lambercie? Mrugam ze zdumienia i oglądam się za siebie. Nie widzę nikogo. - Drugi raz nie uda ci się zrobić ze mnie błazna, Claudio - mówię w nicość, ale nikt mi nie odpowiada. Pocieram ramiona, by dodać sobie otuchy. Może to tylko wiatr tak dziwnie zaszeleścił i zdało mi się słyszeć swoje imię. Albo może to moja własna myśl? Sam już nie wiem. A zatem. Wstaję i po chwili przypominam sobie, że schowałem różdżkę w kieszeni. Wydobywam ją i z dużym namysłem przykładam jej czubek do górnej wargi. Przekazano mi już wiedzę tajemną dotyczącą wywoływania ognia. Małych płomyczków, nie wiem, jak wywołać pożogę. Cóż, pożogi nie potrzebuję? Tak mi przykro. Zostawiła cię tu. Czy nikt o tobie nie myśli? - Claudio, przestań! - Zaciskam zęby, spanikowany. Rozglądam się, gdzie ta wiedźma się schowała? Nie jestem Claudią. Mam na imię Alois. Mam jedenaście lat. Alois? Ten dziwny, przytłumiony głosik faktycznie zaczyna pobrzmiewać w mojej głowie jak głos dziecka. Nie staje się przez to ani trochę mniej przerażający! - Tak, tak, nie zaprzeczam - zapewniam szybko bojaźliwym tonem. - Możesz do mnie nie mówić, Alois...? Cisza. Zerkam w stronę, w którą poszła Claudia. Nie idź za nią. Zdenerwuje się tylko na ciebie. NIE BĘDĘ TEGO SŁUCHAŁ. Zasłaniam uszy rękoma i uparcie wpatruję się przed siebie. Kazała ci spalić te wszystkie rzeczy, będzie niezadowolona, gdy zrobisz coś innego. Wszyscy się na ciebie gniewają, gdy nie zachowujesz się tak, jakby chcieli? Powoli opuszczam ręce na dół. Chcesz ze mną porozmawiać, Lambercie? - Chyba... sądzę, że mogę... tylko nie mam pojęcia, gdzie się znajdujesz - przyznaję w końcu. W twojej kieszeni. Hm? Ta mała kuleczka? Wyciągam ją i przyglądam się jej ze zdumieniem. Coś w środku niej tli się lekko, jakby jakie... światełko? Co to za czary? I ten brzęczący dźwięk, coraz silniejszy... mimo wszystko, bardzo to ładne. - Nie gawędziłem jeszcze... z kimś takim. - Uśmiecham się kącikami ust. - Co mogę dla ciebie zrobić, Aloisie? - Eeehm, ja to powiedziałem? Chyba ja. W końcu to mój własny głos, lecz... Jesteś bardzo miły, Lambercie. Mógłbyś pomóc mi stąd wyjść? Zgubiłem się na strychu dawno temu i nikt poza tobą mnie do tej pory nie zauważył. To w końcu bardzo duże poddasze. I wielce zagracone. Nie dziwota, że biedny Alois spędził tam tak wiele czasu. Tylko jak ci pomóc, Alois? |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Ogród Czw Wrz 03, 2015 11:52 pm | |
| Mam ogromną ochotę się zatrzymać, ale nie robię tego, to idiotyczne, najgorsze, co może mnie spotkać na dole to kolejne mumie, jakieś szczury, pajęczyny i może kilka zabłąkanych duchów. Nie boję się duchów. Ani mumii, co już udowodniłam. Niepokój pewnie wynika z tego, że mimo wszystko jest to niecodzienna sytuacja. Jestem na dole. To trwało długo, jestem chyba sporo pod ziemią. Co teraz? Najpewniej poszukam jakiegoś grobu i… Co to? Spoglądam w lewo, unosząc różdżkę wyżej, żeby oświetlić większą część podziemnej alejki. Ale jest zbyt ciemno. Odwracam głowę i wchodzę do pierwszego rzędu na prawo, pierwszy, kamienny grób na prawo. Dotykam jego wieka dłonią. Zimny, brudny i zniszczony. Nie potrafię odczytać do kogo należał. Chyba jego właściciel nie pogniewa się, jeśli ulokuję tam nowych zmarłych? Zle się tu czuję, mam wrażenie, że powinnam już wyjść, to nie tak, że chcę wrzucić ich do pierwszego z brzegu grobu i wyjść, chociaż właśnie to robię. Ale z drugiej strony dlaczego miałabym szukać innego? Po co? Przecież to już wszystko jedno. Odsuwam się, kurz wiruje wszędzie wokół, kiedy kamienna płyta odkleja się i przesuwa w lewo, ukazując mi wnętrze grobu. Podchodzę kilka kroków i oświetlam bardzo dokładnie, ale cóż. Jest pusty. Nie ma w nim nic. Jednym pociągnięciem ściągam kotarę z mumii, chyba masz szczęście koleżanko, może to miejsce dawno temu czekało specjalnie na ciebie. Chyba jednak. Będzie należał tylko do ciebie, przenoszę ją ostrożnie, manipulując jej ciałem w powietrzu i składając do środka. Obserwuję jej twarz aż do momentu, kiedy wieko rzuca na nią cień, a w końcu zakrywa całą. Powinnam… nie wiem… coś zrobić? Nie wyznaję żadnej religii. W końcu odrywam wzrok od kamienia i idę dalej, omijam jeden grób, podchodzę do następnego, przesuwam wieko. Jest pusty. Kartony jeden za drugim lądują w środku, kimkolwiek byliście, mam nadzieję, że nic już wam nie przeszkadza. Zamykam wieko, odwracam się, aby wrócić do wyjścia. I światło z mojej różdżki pada na sąsiednią alejkę. A mnie paraliżuje na parę sekund. To nie strach, nie mogę tego tak określić. Daleko od / do tego. Stoję tak i patrzę na perfekcyjnie zakonserwowanego mężczyznę. I stojącą obok niego kobietę. Zupełnie, jak ruda, wyglądają niemalże jak żywi. Na wysokości ramion są ich imiona, nazwiska i daty wyryte w małych, kamiennych plakietkach. Wchodzę w alejkę, stając naprzeciw pary, ale wtedy światło pada na kolejną osobę, przesuwam się, kolejny zmarły. Zerkam za siebie, alejka nie jest szeroka, dwie osoby przeszłyby swobodnie. Za mną jest to samo. Wracam do młodzieńca stojącego przy kobiecie. Mógł być w moim wieku. Podchodzę blisko, aż falbanki przy jego koszuli falują od mojego oddechu. Oświetlam dokładnie jego twarz. Duże gałki oczne, piegi, prosty nos, wąskie usta. Rude loki. Aureliusz Brohl 1753-1772. Unoszę dłoń i powoli przytykam palec do jego powieki, podnosząc ją. Kamień. Nie muszę już sprawdzać na parce obok, aby wiedzieć, że i oni maja kamienne substytuty. Spoglądam w głąb alejki, ale wciąż nic nie widzę. Jak wielu ich tu jest? Wysyłam promień światła i. Leci za długo, stanowczo za długo, po drodze rozdzielając się i skręcając. Na chwilę oświetla znajdujące się tu ciała, ale szybko nie jestem w stanie już skupić na nich wzroku. Spoglądam w górę, na sufit, starannie niegdyś wygładzony. Kamienne gabloty nie są takie wysokie, jeśli uda mi się na nie wspiąć… Wracam się do alejki, którą się tu dostałam, podwijając suknię i wdrapując się na jeden z grobów. Przepraszam. Choć prawdopodobnie i tak nikt tam nie spoczywa. Z niej wskakuję na kamienną półkę i robię niepewny krok. Wyciągam rękę, ale sufitu dalej nie jestem w stanie sięgnąć. A więc stoję. Dobrze, to było łatwiejsze, niż przypuszczałam. Skupiam się, a z różdżki, na chwilę oślepiając mnie, mimo, że przymknęłam powieki, wypada mi ogromna kula światła, rozpraszając się wokół. Otwieram oczy i. Boże. To jest całe nekropolis. Ogromne. Czy oni wszyscy tu są? Rozglądam się, nie będąc w stanie policzyć kamiennych bloków. Nagle jest mi tak strasznie, niewymownie żal. Tak przykro, choć nie rozumiem dlaczego, to po prostu ich forma pochówku, której nie rozumiem, ale taką mieli rodową tradycję. To nie może być przez to. Może to ten widok, niekończących się rzędów Brohli, wyglądających, jakby zasnęli obok siebie na stojąco. Zerkam przez ramię w dół, na kamienny grób, w którym złożyłam znalezioną na strychu dziewczynę. Gdzieś tutaj jest jej miejsce, do którego z jakiegoś powodu nie trafiła. Może powinnam…? Claudio, nie. Ale teraz, kiedy wiem jak to wygląda, czułabym się źle zostawiając ją tam. Nie. Przywołane przeze mnie światło powoli gaśnie, pogrążając katakumby w mroku. Odwracam się i schodzę ostrożnie, uważając, by nie nadepnąć sobie na suknię. Kości, które znaleźliśmy prawdopodobnie należały do służby, do kogoś, kto nie był członkiem rodu. Zresztą z nimi i tak już nic się nie stanie, ale ona…? Jeszcze raz zaglądam do alejki z Aureliuszem, stając na rozstaju, zerkając to na niego, to na kamienną trumnę. Nawet nie wiem, czy są poukładani chronologicznie. Znalezienie jej miejsca zajmie mi dużo czasu. Ale nie jest to niemożliwe. Dlaczego miałabym z drugiej strony poświęcać czas dla ludzi, którzy z tym światem nie mają już nic wspólnego? Tak. To bezsensowne działanie. I tak już przeniosłam ją do rodzinnego grobowca. Odwracam się i idę w kierunku wyjścia, wchodzę na schody mrużąc oczy, bo światło wydobywające się z zewnątrz razi mnie. Zamykam kamienne wrota i maszeruję ścieżką. Niczego nie czuję, ani nie słyszę, więc Lambert nie podpalił willi, to dobry znak, może nawet go pochwalę gdy wrócę i… Nie. Przystaję. Nie zajmę swoich myśli w ten sposób. Ściągam wargi, chwytam suknię w obie dłonie, podciągając ją w górę i zawracam szybkim krokiem. Znajdę to miejsce. |
| | | Lambert Mieszkowic Umiejętności bojowe : I Skąd : Księstwo Polskie Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : książę
| Temat: Re: Ogród Pią Wrz 04, 2015 12:27 am | |
| Jak mogę ci pomóc, Aloisie? Ale Alois przyznaje, że nie ma takiej wiedzy. Claudia jest mądra, proponuję, że może opowiem jej wszystko, kto wie, czy nie będzie w stanie poradzić czegoś, ale Alois się jej boi. Wiesz, co ona zrobi, Lambercie? Każe ci odnieść mnie na strych. Nie, jeśli nie wiesz, jak mnie uwolnić, wystarczy, że dotrzymasz mi towarzystwa. Wystarczy? Oczywiście. Ubolewam, Aloisie, naprawdę chciałbym jakoś ulżyć twojej niedoli. Niech ci nie będzie przykro. Przynajmniej masz dobre intencje. Większość ludzi nie miałaby, uwierz mi. Gdzieś między kolejnymi wypowiedziami orientuję się, że nawet nie odpowiadam głosem, po prostu formułuję repryzę w myślach i w jakiś sposób dociera ona do Aloisa. To strasznie dziwne. I niepokojące. Trochę się płoszę i stwierdzam, że może powinniśmy jednak wrócić do starego sposobu rozmawiania, nie podoba mi się to, że ma wgląd w moje myśli. Och, nie, Lambercie, nie patrz na to w ten sposób... chociaż to moja wina. Nie wyjaśniłem ci tego, jak to działa. Nie słyszę twoich myśli. Tylko to, co chcesz mi powiedzieć. I tylko to. - Naprawdę? - pytam na głos, po czym zamykam oczy i próbuję sobie wyobrazić coś możliwie najbardziej cudacznego. Tak, żeby nikt, kto by o tym usłyszał, nie powstrzymał jakiegoś wyrazu zdumienia. Może, może. Hm, wiem, proces oskarżenia o czary, ale miast czarownicy, sądzone jest poletko z płotu z nabitym nań żółtym serem. Alois nic nie mówi. Chyba naprawdę... nie okłamał mnie. Może to nawet lepiej, że potrafi wejrzeć bezpośrednio do relacji, jaką sobie sporządzam w głowie? Często się zdarza, że myślę jedno, a mówię drugie. W swoim umyśle zawsze jestem prawdziwszy. Hej, Aloisie, mogę ci się z czegoś zwierzyć? Z czego tylko chcesz. Zatem. Nigdy nie chciałem być księciem, mam na myśli oczywiście księcia posiadającego faktyczną władzę. Nie chcę wcale podejmować decyzji, które wpływem obejmą cały kraj. Dlaczego wszyscy traktowali mnie tak, jakbym tylko czyhał na okazję, by wepchnąć się na książęcy stolec? Chociażby Bolesław. Przyrodni brat! A wygnał mnie z rodzinnego kraju, nie dbając o to, gdzie zagna mnie okrutny los. A przecie... dzieckiem ledwiem był. I moja matka, przekonana, że książęcy zmysł pozwoli mi obrać słuszną drogę, zamknęła się w klasztorze, nie pożegnawszy się nawet. To okropnie smutne, Lambercie. Tak, tak, wiem. U Świętosławy nie czułem się miłym jej gościem. Jeszcze rok czy dwa, a wydałaby mnie za jaką podstarzałą wdówkę, z nadzieją na przejęcie jej wpływów i majątku. Mówiłeś to, prawda, Aloisie? Wszyscy chcą ode mnie rzeczy, których ja wcale nie chcę! Ja nie. Chcę po prostu się z tobą zaprzyjaźnić. Nie masz nic przeciwko? Ja... cóż... nie. Szkoda... szkoda, że nie poznałem cię wcześniej. Możemy to wszystko nadrobić. Mamy bardzo dużo czasu. Taaak... bardzo dużo czasu. Siadam, oparty o figurę smoka, trzymając w dłoni szklaną kulę. Mógłbym schować ją w kieszeni, ale gdy patrzę na nią, mam wrażenie, że Alois jest bliżej, a w tym wibrującym dźwięku niemal pobrzmiewa jego głos. ... Możesz mi obiecać, że nikomu nigdy o mnie nie powiesz? Tak. Tak, chyba mogę. |
| | | Clairemina Brohl Umiejętności bojowe : II Skąd : Bindalseidet, Norwegia Rok nauki : V Wiek : 15 lat Jestem : za Protagonistami Genetyka : jasnowidz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : gimb
| Temat: Re: Ogród Pią Wrz 04, 2015 1:49 am | |
| Oglądam dokładnie ten domek, który Claudia z Lambertem przynieśli do kuchni. Trzeba to jakoś wykorzystać! Tylko samemu to nie zabawa. Boję się też trochę go dotknąć, co jeśli się rozleci, albo coś uruchomię? To byłoby w moim stylu. Wychodzę z jadalni i widzę w tym samym momencie Claudię wychodzącą z salonu, podnoszę rękę, żeby jej pomachać i zawołać… ale… ona… idzie do Yumy i… chowam się za ścianą. Nie widziała mnie, całe szczęście. Wychylam głowę zerkając, ale nie weszła. Czemu nie weszła? I czemu dalej chodzi w tej upiornej sukni? Czy to dlatego, że jej się podoba? Kurczę, nic stąd nie słyszę! Czmycham za drzwi, kiedy Claudia skręca idzie w stronę jadalni, może jednak na początku mnie widziała i i i i i i idzie zwrócić mi uwagę, ale Claudio, ja nie podsłuchiwałam przecież! Czekam, wstrzymując oddech, ale poszła dalej, omijając jadalnię. Słyszę szelest jej sukni. I kroki. Kroki? Oboże czy. Czy Yuma poszedł za nią? Gdzie?! Odczekuję, i wychylam głowę. Tak, idzie za nią. Zahipnotyzowała go? Oboże, co ona zrobiła? A może to ta suknia? Może ta suknia jest zaklęta? I przez tą suknię on tak… Nie. To bez sensu. Przecież on już tak blisko i ona też, zanim ubrała to na siebie. Wygląda strasznie. Jakby nie mogła wybrać czegoś przyzwoitego i różowego! A-albo zielonego! Lambert mówił, że w zielonym dobrze by jej było. Na pewno na strychu były inne przepiękne stroje a Claudia musiała wybrać tą, która wygląda, jakby należała do Maleficent. I nawet się tak porusza! Claudia, nie suknia. Tak… tak… nie wiem. Ma biodra i. Omatko. Muszę natychmiast o tym opowiedzieć Lambertowi. Kiedy Yuma znika na szczycie schodów przemykam do salonu. Ha, miałam rację, skoro ona stąd wyszła to i Lambiego gdzieś znajdę w pobliżu. Otwieram drzwi i wybiegam, docierając do Lamberta opieram się o smoczą głowę i zniżam głos do konspiracyjnego szeptu. - Lambert, nie uwierzysz co się stało! Pisałam ci, że ona ostatnio to u niego spała, nie? No. A teraz, wyobraź sobie… poszła do jego pokoju i nie weszła, tylko poszła na górę, a on za nią! Co to może znaczyć?! |
| | | Lambert Mieszkowic Umiejętności bojowe : I Skąd : Księstwo Polskie Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : książę
| Temat: Re: Ogród Pią Wrz 04, 2015 10:09 am | |
| Alois opowiada mi o pająku, który kiedyś prawie go ugryzł. To przerażające, owad był większy niż moja otwarta dłoń (i niewątpliwie plujący jadem). Mało brakowało, a nieszczęsny Alois przedwcześnie pożegnałby się z tym światem! Po chwili zastanowienia zaczynam sam mówić o wszystkich tych chwilach, gdy z duszą na ramieniu myślałem, że tylko kilka mrugnięć okiem dzieli mnie od rychłego zgonu. To dziwne, bo tę makabryczną rozmowę jednak znajduję przyjemną. To pewnikiem kwestia dobrej kompanii? Tak, zapewne tak. Mrugam kilkakrotnie ze zdumieniem, gdy zauważam w końcu Claudię. Kiedy nadeszłaś? Nie spostrzegłem cię! Czuję się trochę winny z racji zaniedbania powierzonego mi zadania, ale Claudia tylko wyraża wdzięczność za pomoc i odchodzi. Trochę lżej mi na sercu. Nie musiała być tak ironiczna. Ironiczna? Naprawdę ciężko pracowałeś. Powinna szczerze podziękować, zamiast kpić. Pochmurnieję. A więc kpiła. Czego mogłem się spodziewać? Alois mnie pociesza, a ja jeszcze raz w myślach przyznaję, że cieszę się, iż udało mi się znaleźć tak unikalnego przyjaciela. Pod starym zakurzonym meblem! Alois śmieje się w mojej głowie. Tak, kto by przypuszczał? Co? Clairemina? Kiedy ty...? Patrzę szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć, że minął mi prawie cały dzień. Ostrożnie chowam szklaną kulkę do kieszeni tak, by Clairemina jej nie zauważyła. Przeto przysiągłem Aloisowi, że jego obecność pozostanie tajemnicą! Przyglądam się jednak Claireminie bezradnie, bowiem nie mam pojęcia, co właśnie rzekła. Hmmm. Hm. Hmmmmm. - A wiecie, pani, że ona na ślubnym kobiercu ma zamiar stanąć w tej okropnej sukni? Zgroooza. - Aż się wzdrygam. Nie ważne z jakimi wieściami przyszła Clairemina, moje są bardziej porażające! |
| | | Clairemina Brohl Umiejętności bojowe : II Skąd : Bindalseidet, Norwegia Rok nauki : V Wiek : 15 lat Jestem : za Protagonistami Genetyka : jasnowidz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : gimb
| Temat: Re: Ogród Pią Wrz 04, 2015 5:46 pm | |
| - Nie może być! - Zakrywam usta dłonią. Przecież to okropne! Okropne, jak ta suknia, jak można w niej chcieć wziąć ślub? Przecież będzie wyglądała strasznie, panna młoda ma być śliczna i wyglądać jak księżniczka, chociaż Claudia w swojej sukience i tak nie będzie księżniczką, ale w tej upiornej będzie wyglądała, jakby była demonem, który wabi Yumę na pewną śmierć! - Powiedziała ci to? - To dziwne, aby dzieliła się z Lambertem taką informacją, może tylko żartowała? Tak, może to to, pewnie chciała sobie zrobić z niego żarty, przecież wiedziała, że mi powie. Nie nabierzesz mnie Claudio! Z drugiej strony… Ona tak rzadko żartuje. Uśmiecha się po kryjomu, ale nie jest tak otwartą osobą, jak Carlo. Co jeśli naprawdę ta suknia tak jej się spodobała, że chce się w niej pojawić w urzędzie? W końcu chodziła w niej cały dzień. Macham rękami przy głowie, aby odpędzić od siebie te myśli. Łapię Lamberta za łokieć, ciągnąc go lekko, aby poszedł za mną. - Chodź, pobawimy się tym domkiem, który przynieśliście do jadalni. - Jestem już prawie przy drzwiach, kiedy zatrzymuję się i zerkam za siebie. - A… Lambert, a co z tymi rzeczami? One mają tak tutaj w tym ogrodzie… leżeć? - Tak je zostawicie tutaj? Przecież chyba po coś je przynieśliście…? To są takie do zniszczenia, tak? Raczej tak, no bo po co komu, a zwłaszcza mnie, drewniany, spróchniały smok. Hm. Może..? A nie, lepiej nie będę tego ruszać. Tak, lepiej nie będę dotykać niczego co było na strychu. Poza tym domkiem. |
| | | Lambert Mieszkowic Umiejętności bojowe : I Skąd : Księstwo Polskie Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : ubogi Zawód : książę
| Temat: Re: Ogród Sob Wrz 05, 2015 6:36 pm | |
| - Sama prawda li to! - zapewniam z gorącym zapałem, przeto na własne uszy żem słyszał! - Ledwo się w to okropieństwo przyodziała, a oznajmiła, że tak zamierza właśnie wieczną miłość ślubować. - Kręcę głową, cmokając, bo kto też widział, by w takim stroju wychodzić za mąż? Tak to można zaprzedawać duszę Złemu, a nie obiecywać wierność małżonkowi. - Nic nie musicie mówić, pani, kaliżdy przytaknie, jak to dalece nieobyczajne. - Że już nie wspomnę, jak niebezpieczne! Sama na siebie ściągnie nieszczęście, tak mówię ja, Lambert Mieszkowic. Oglądam się na drewnianego smoka, gdy Clairemina poczyna ciągnąć mnie za łokieć. Tak dobrze gawędziło mi się z Aloisem, jakby... hm, był starym druhem, a nie kimś, kogo znam ledwie od kilku godzin. Nachodzi mnie lęk, że może to jedyna okazja, by zamienić z nim kilka słów - co jeśli nazajutrz zniknie bezpowrotnie? Nigdy bym sobie nie przebaczył! Ta dziewczyna... jak zwykle zanudza cię dziecinnymi bzdurami. Ależ nie mówię wcale, że zabawa tym malutkim domkiem nie będzie krotochwilna, po prostu... Jesteś nazbyt uprzejmy, książę. Jestem? Idę za Claireminą, nieco skołowany, dumając nad tym, czy może rzeczywiście nie mam ochoty na zaproponowany przez nią sposób na spędzenie czasu. Chyba... chyba wolałbym porozmawiać z Aloisem. Nie musisz się martwić, Lambercie, jutro też tu będę. Tak? To... to... dobrze. - O-och, nie, one miały... - Omotam stos przytargany tu przeze mnie i Claudię wzrokiem. - Powinny zapłonąć, ale... - Żadna sprytna wymówka nie przychodzi mi do głowy! - Zrobimy to jutro - stwierdzam w końcu, kontent, że udało mi się jednak wybrnąć z tej sytuacji.
/zt bo mi chyba Monika nie odpisze : ( |
| | | Sponsored content | Temat: Re: Ogród | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|