|
|
|
| |
S. L. Venäläinen Umiejętności bojowe : IV Skąd : Oslo, Norwegia Wiek : 21 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : bogaty Zawód : Bono
| Temat: Sypialnia Wto Sty 06, 2015 9:22 pm | |
| Sypialnia Sypialnia jest w rzeczywistości pokojem, w którym nie znajduje się nic, oprócz ogromnego materaca na środku. Po prawej drzwi, po lewej duże okno, zasłonięte poszewkami na kołdrę. Parkiet. Oliwkowozielone ściany. Kiedyś stało tu krzesło, ale Bono nie wie, gdzie teraz jest. |
| | | Halbjorn Venäläinen Umiejętności bojowe : IV Skąd : Helsinki, Finlandia Wiek : 31 lat Jestem : za Sabatem Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : wytwórca myślodsiewni
| Temat: Re: Sypialnia Nie Sty 18, 2015 11:17 pm | |
| Nie odpuszczę. Tym razem ci nie odpuszczę. Tym razem ciebie nie odpuszczę. Tym razem nie pozwolę sobie tego schrzanić. Nie zrezygnuję z ciebie tak łatwo. Nie, kiedy wiem, gdzie mogę cię znaleźć. Nie, kiedy wiem, że jesteś. Nie, kiedy wiem, że muszę mieć cię przy sobie. Nie, kiedy wiem, że nie mogę pozwolić sobie zgubić cię drugi raz. Mogę być beznadziejnym gospodarzem, mogę być beznadziejnym synem, mogę być beznadziejnym bratem, mogę być beznadziejnym kochankiem, mogę być beznadziejnym katem, mogę, ale nie dla ciebie. Nie tym dla ciebie jestem. Nie tym dla ciebie chcę być. Nie wiem kim jestem, nie wiem, jak się określić, czy istnieją słowa, którymi mogę się nazwać, które pasować będą idealnie, które oddadzą choć część tego, co we mnie siedzi, czym jestem. Nie wiem, może ty mnie kiedyś nazwiesz. Może stworzysz definicję mnie, litera po literze, słowo po słowie. Dałbym ci się rozebrać na czynniki pierwsze, na atomy; oddałbym ci swoje kości, oddałbym pelerynę żył, paciorki oczu; duszę dostałbyś zamkniętą w szklanej kuli, gotową do zbicia w każdej chwili; myśli zapakowane w torebkach od herbaty. Dałbym ci wszystko, czego byś potrzebował, by stworzyć coś z niczego. Jesteś w tym dobry, nie myśl, że nie. Nie jesteś zwykłym kolekcjonerem, nie jesteś zwyczajnym artystą. Dlatego nie odpuszczę. Nie pozwolę sobie na klęskę. Nie pozwolę nam na porażkę. Nie ruszę się stąd dopóki się nie zjawisz. Nieważne, czy jesteś w środku, czy wyszedłeś, czy ignorujesz te hałasy, czy ci przeszkadzam, czy liczysz, jak wiele razy jestem w stanie wystukać na twoich drzwiach to nieme błaganie. Licz, ja jestem cierpliwy, tym razem poczekam, czekać będę tak długo, jak tylko trzeba będzie, nie ustąpię ani na chwilę, nawet jeśli stać miałbym tu kolejny rok i jeszcze jeden, i jeszcze. Nawet jeśli miałbym czekać wieczność, w końcu byś tu przyszedł, w końcu otworzyłbyś te drzwi, usłyszał pukanie, bo w końcu nie słychać byłoby niczego innego. I wreszcie moja pięść nie zatrzymuje się na drewnianej powierzchni. Ciężko mi jednak rękę opuścić, zupełnie jakbyś był meduzą i pod twoim spojrzeniem zamieniłbym się w kamień. A nie po to tu przyszedłem, nie miałem tu stać bez słowa powitania, bez słowa przeprosin, bez niczego, choć przecież nic nie mam ze sobą. Coś jednak jest nie tak; nie wyglądasz tak, jak powinieneś. Podążam w dół za twoim wzrokiem. Zbieram cię całego kawałek po kawałku od czubka głowy po stopy. Nie poznaję twoich oczu, nie poznaję koszuli, nie jest twoja, choć przecież to w niej widziałem cię ostatnio; nie poznaję twoich dłoni, nie poznaję ciebie. I ciągle nie jestem w stanie się ruszyć, chociaż widzę jak osuwasz się na podłogę, chociaż za wszelką cenę nie chcę pozwolić ci jej dotknąć. Chodź, Arthurze, to nic. Nic się nie dzieje, wszystko jest w porządku, jestem tu, trzymam cię. Nie będziesz brudził sobie mieszkania, nie będziesz pokazywał się sąsiadom. Nie jesteś dla nich. Chodź, nie jesteś wcale ciężki; chodź, powiedz, gdzie cię zanieść, gdzie ci będzie dobrze. Nie możemy tkwić pod drzwiami, to nie miejsce dla ciebie. Chodź, poradzimy sobie z tym. To tylko drobny problem, przecież wcześniej było gorzej. Tylko, że wcześniej nie wykrwawiałeś mi się na rękach. Wcześniej byłeś cały, jak cały może być ktoś, kogo w jednej chwili rozbiło się na milion kawałków. A teraz nie wiem, co z tobą zrobić. Nie wiem jak cię uratować. Nie tego się spodziewałem. Nie tego oczekiwałem. W końcu miałeś nie otwierać, miałeś mnie nie chcieć znać, miałeś zacząć od nowa. Ale nie tak. Nie tego dla ciebie chciałem. - Coś ty zrobił, coś ty zrobił, coś ty zrobił, Arthurze? – Słowa tłumi twój bark. Nie jestem w stanie przenieść cię dalej niż kilkanaście kroków od drzwi, chociaż nie tu powinieneś się znaleźć. Coś ty najlepszego uczynił? Dlaczego pozwoliłeś sobie na coś takiego? Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? Dlaczego chciałeś mi siebie zabrać? Chodź tu, Arthurze. Poczekaj jeszcze chwilę. Nie jestem medykiem, ale nie pozwolę zostawić cię takiego… Nie pasujesz mi taki, nie jesteś przecież brzydkim chłopcem. Naprawię cię kawałek po kawałku, centymetr po centymetrze zasklepię każdą fizyczną ranę, mamy przecież tak dużo czasu. Nie wiem, jak długo siedzę tak z tobą; zdrętwiałe nogi i ręce, zesztywniały kark nie mają znaczenia. Przecież to wszystko jest twoje, już nie moje, ale twoje, zawsze było i zawsze będzie tylko twoje. I dopiero kiedy pewność mam, że nie zostało w tobie już nic szkodliwego, nic wadliwego; kiedy odłamek z brzucha z głuchym brzdękiem opadł na posadzkę obok nas, a krew przestała broczyć nasze ciała; kiedy byłeś na tyle poskładany, bym nie bał się przenieść cię gdziekolwiek indziej; kiedy już znalazłeś się na tej imitacji łóżka – bo przecież nie zasługujesz na takie niewygody! – wtedy mogłem pozwolić sobie, by na chwilę spuścić cię z oczu. Nie mogę zostawić cię jedynie działaniom zaklęć, bo to tak, jakbym tę dziurę zakleił ci kawałkiem plastra. Musisz mieć tu coś jeszcze. Musisz mieć maści, eliksiry, wywary. I masz. Nic jednak nie jest mi znane. Nic nie jest poopisywane. Biorę jednak wszystko, wszystko to znoszę do sypialni. Gdy będziesz w stanie, powiesz mi wszystko. Teraz nie musisz. Teraz tylko tu z tobą posiedzę, Arthurze. Pilnować będę, by linia życia nie zniknęła ci z dłoni. Trzymać ją będę dla ciebie. Za ciebie. Nie pozwolę ci upaść drugi raz. |
| | | S. L. Venäläinen Umiejętności bojowe : IV Skąd : Oslo, Norwegia Wiek : 21 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : nieznana Status majątkowy : bogaty Zawód : Bono
| Temat: Re: Sypialnia Sob Lut 07, 2015 10:27 pm | |
| Pola są szare, niebo jest zielone, choć wszystko jest takie zgaszone, jakby nie było słońca, a światło istniało mimo to, nieruchome, nieuchwtne. Nie ma tu atmosfery, nie czuję temperatury, ani najlżejszego podmuchu wiatru, a mimo tego widzę jak kłosy lekko falują. Nie może mi się wydawać, robią to bardzo powoli, wolno do tego stopnia, że widzę, klatka po klatce, jak zmieniają swoje położenie, przesunęły się o fragment, choć w miejscu ich poprzedniego położenia wciąż widnieje blady kłos. Wszystko jest wyciszone. Mylą mi się kierunki, bo gdziekolwiek się odwrócę, wszystko wygląda tak samo. Szare morze zbóż, brudno zielone niebo. Chcę zrobić krok, ale nie mogę, kiedy spoglądam w dół widzę, że po kostki grzęznę z czarnej, gęstej mazi. Ciecz wydobywa się z mojego brzucha, przykładam do niego dłoń, ale nie mogę tego zatamować. Upadam na kolana, wygrzebuję stopy z brudnej ziemi, ale tracę równowagę, coś jednak nie pozwala mi upaść na twarz, wszędobylskie łodyżki formują się w kształt, humanoidalny, słomiany mężczyzna łapie mnie, trzyma mnie w ramionach, czarna maź przenika przez niego, widzę jak przebija się na drugą stronę, zostawiając czarną plamę na plecach, plama jest coraz większa, aż w końcu całe jego ciało jest czarne. Wszystko jest takie wolne, a jednak tak spokojne. Niczego nie słyszę, choć nasłuchuję, staram się, jednak żadne słowa mężczyzny do mnie nie docierają. Wiem, wiem mimo to, że mówi coś do mnie. Czuję, że go znam. Czuję, że to on. Dlaczego on? Co tu robi? Co robi na moim szarym polu, dlaczego mnie łapie, dlaczego pozwala, żeby moja krew czarna brudziła jego ciało. Nie mogę o nic zapytać, nie jestem w stanie nawet rozchylić warg, dopiero po chwili orientuję się, że ciało mężczyzny stało się tak czarne, bo najwyraźniej wchłonął wszystko, co wypadało ze mnie. Nie jestem już ranny, ale nie mogę długo podziwiać swojego czystego brzucha, bo słomiany mężczyzna zasłonił mi widok. Kiedy ponownie się odsunął, nie ma już szarego pola, a zielone niebo stało się ścianami. Jestem obolały. Docierają do mnie zapachy, szmery, chłód wokół i ciepło przy dłoni. Wiedziałem, że jesteś nim, wiedziałem to. Zabierz swoją dłoń, zabierz ją ode mnie. Wstaję, zbyt energicznie, zbyt pośpiesznie, bo natychmiast kręci mi się w głowie i uderzam czołem o ścianę, próbując złapać równowagę. To nic. Poradzę sobie. Znajdę miejsce. Tylko ciebie. Nie chcę. Kurwa. Widzieć. Jestem idiotą, że przez moment pomyślałem znów o tobie tak jak zawsze, że przez chwilę chciałem, żebyś mnie uratował. A może to jest kara? Może to mój czyściec i za drzwiami nie czeka mnie ani łazienka, ani klatka schodowa, tylko znów moja sypialnia, a w niej kolejny ty. Nie wiedziałbym czy zabić najpierw ciebie czy siebie a skoro to czyściec to i tak odrodzilibyśmy się na nowo. Chyba zwariuję. Wciąż tracę równowagę, ledwo docieram do drugiej ściany, ale nie spuszczam z ciebie spojrzenia, jak wściekły pies za ogrodzeniem, który może tylko warczeć i obserwować. Krążąc pod ścianami mimowolnie natrafiam wzrokiem na otwarte drzwi do garderoby. Widzę jaka jest zniszczona, więc zatrzymuję się na chwilę, o mało znów nie upadając. Teraz nie mam już nic. Już nic. Kim jestem. Panie Moro, kim jestem. Matko? Muszę znaleźć nową tożsamość. Muszę znaleźć nowe życie, zapomnieć o tym, co było, zapomnieć o Arthurze Bono, o Halbjornie, o Amali, o moich dziewczynkach, o sąsiadce, o zniszczonej garderobie, o odłamku w brzuchu. Ile to wszystko trwało? Moje życie? Kiedy poznałem ciebie? Miesiąc temu? Dzień, dwa? To i tak już nie jest ważne, wszystko palę, teraz w głowie, w tym momencie, odchodzę do kuchni, oglądam się na ciebie tylko ostatni raz, dopóki się nie teleportuję, a samo skupienie się przychodzi mi z ogromnym trudem, ale w moim życiu już nie ma miejsca na błędy. Żegnaj, mój słodki. |
| | | Halbjorn Venäläinen Umiejętności bojowe : IV Skąd : Helsinki, Finlandia Wiek : 31 lat Jestem : za Sabatem Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : wytwórca myślodsiewni
| Temat: Re: Sypialnia Nie Lut 08, 2015 7:47 pm | |
| Nie, nie, nie. Nie zrobiłeś tego. Nie mogłeś. Nie tak to miało wyglądać. Nie tak to się miało skoczyć. Nie po to szedłem tu taki kawał. Nie po to siedziałem tu z tobą. Nie po to cię ratowałem. Nie po to czekałem, aż się ockniesz. Nie tego oczekiwałem. Ale dlaczego miałem czelność spodziewać się czegoś innego, niż to, co właśnie dostałem? Dlaczego śmiałem liczyć na to, że uda mi się cokolwiek zmienić? Dlaczego w ogóle przejąłem się, że mogę cię stracić drugi raz? Pomimo że tak długo trzymałem cię teraz w rękach; pomimo że chłonąłem każdy skrawek twojego ciała; mimo że upajałem się twoim zapachem, wciąż nie mam pewności, że nie jesteś duchem, koszmarem, który tak często na początku nawiedzał mnie w snach. Patrzę na ciebie i nie wiem, czy jesteś prawdziwy; czy, obijając się o ściany, robisz sobie jakąkolwiek krzywdę; czy coś czujesz; czy jesteś tym, kim powinieneś być – dla siebie, dla mnie, dla innych. Czy twój wzrok, jasno mówiący, co o mnie myślisz, nie jest tylko wytworem mojej wyobraźni i odzwierciedleniem tego, co sam do siebie czuję. Nie wiem. Nie jestem w stanie ruszyć się z miejsca, nie mam odwagi, by do ciebie podejść, gdy znowu się chwiejesz i jesteś bliski upadku. Tak dobrze sobie radzisz sam, w porę chwytasz się moich niemych błagań: nie upadaj. A kiedy na chwilę spuszczam z ciebie wzrok, znikasz mi na dobre, zostawiając jedynie uchylone drzwi. Nie pędzę za tobą, może potrzebujesz tylko trochę więcej przestrzeni, może nie możesz na mnie patrzeć w tej chwili, może na moment potrzebujesz zmienić otoczenie, może potrzebujesz czegoś, co przegapiłem, czego nie przyniosłem. Nie pędzę za tobą, nie będę cię do niczego zmuszać. Poczekam tu aż ochłoniesz i powiesz mi, bym się wynosił. Albo został. Nie narzucę ci przecież swojej woli, nie tak postępuję. Nie jestem silny. Sił zaczyna brakować mi jeszcze bardziej, gdy dochodzi mnie głuchy trzask i wiem, że już nic mi nie powiesz; wiem, że kiedy wstanę i będę chciał cię znaleźć w tym małym mieszkanku, nie będzie cię nigdzie. Nie będę wiedział, gdzie jesteś. Zniknąłeś. Zniknąłeś tak, jak znika śnieg upadając na rozgrzaną słońcem ziemię. Nie będę wiedział, gdzie cię szukać. Wiem jedynie, że nie chcesz, żebym cię znalazł. Nie jestem już mile widzianym gościem w twoim życiu, gdziekolwiek ono będzie i jakiekolwiek ono będzie. Już cię tu nie ma, Arthurze. Chyba nigdy cię tu nie było. Na pewno nigdy już nie będzie. Nie dla mnie. Dla mnie właśnie przestajesz istnieć. Mozolnie zbierając się z podłogi, niczym cień przechodząc przez kolejne, ciche pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi, wymazując je z tej rzeczywistości – dla twoich sąsiadów nigdy nie było tu mieszkania, nie wiń mnie za to – wracam do domu. Do siebie. Dla siebie. I zastanawiam się, jak pozbyć się ciebie na dobre, od czego zacząć, jak to wszystko naprawić dla siebie. Nie jestem silny. Nie dam rady nie odpuścić. Nie dam rady przyjść do Björksona i uczyć się dla ciebie czasu. Nawet nie wiesz, że chciałem ci go dać – cały czas tylko dla ciebie. Nie dam rady prosić go, by wszystko cofnął. Tego nie da rady naprawić w ten sposób, więc tylko piszę mu notkę, że przepraszam za zawracanie głowy, że nie przyjdę, żeby o wszystkim zapomniał i o nic nie pytał. Twoja walizka. Znów ląduje w sklepie, a w niej wszystko to, co przyniosłeś. Nie będzie cię w tym sklepie, nigdy cię w nim nie było. W przepastnym dnie znika ostatnia fotografia, ostatni wycinek z gazety. Nie ma niczego, co przyniosłeś. Zostałeś jeszcze tylko ty sam w mojej głowie. Stawiam na ladzie nowe pudło fiolek. Nie wiem ile ich jest, mam tylko nadzieję, że wystarczą na pozbycie się ciebie. Zaczynam od początku, od pierwszego spotkania, od pierwszego spojrzenia, pierwszej rozmowy. Pozbywam się wszystkiego, co kojarzy mi się z tobą, każde wspomnienie zapachu, widoku, smaku. Gdy zostało mi już tylko dzisiaj, zaciskam dłonie na kontuarze. Nie zutylizuję cię. Nie sprawię, że znikniesz, nie byłbym w stanie. Na skrawku kartki piszę wiadomość do siebie, a potem wymazuję dzisiejsze wydarzenia ze swojej głowy. Zamykając ostatnią fiolkę nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego dłonie mokre mam od łez i dlaczego oczy tak bardzo mnie pieką. Nie wiem, po co to wszystko – te flakoniki wypełnione najprawdopodobniej moimi myślami, ta walizka zagracająca środek sklepu, zasunięte kotary, pomimo że lada moment wybije ósma. „Wynieś na strych i zapomnij.” Nie zastanawiam się długo – musiałem wiedzieć, co robię zlecając sobie coś takiego. Walizka z pudłem nieopisanych fiolek zniknęła na najwyższym poziomie domu, bym mógł wrócić do pracy. |
| | | Sponsored content | Temat: Re: Sypialnia | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|