|
|
|
| |
Bjarni Korhonen Umiejętności bojowe : V Skąd : Thorshavn, Wyspy Owcze Wiek : 30 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : mugolska Status majątkowy : przeciętny Zawód : auror
| Temat: Salon Sob Lip 18, 2015 1:35 am | |
| Salon Salon jest aktualnie najprzytulniejszym pomieszczeniem w całym mieszkaniu Korhonena. Wcześniej był urządzony dość ubogo, gdyż Bjarni nigdy nie potrzebował wiele do szczęścia i nie przejmował się wystrojem swojego przytułku. To dopiero Liv tchnęła w to miejsce życie – dzięki niej zamontował półki na książki, mimo że ich w ogóle nie czyta, powiesił obrazy mało znanych malarzy, a sama Liv postawiła na środku salonu stół, obok którego stoi stara kanapa, gdzie Bjarni najczęściej śpi. W salonie są jeszcze dwie komody, szafa i niewielki kominek, ale rzadko jest przez niego używany. W kącie znajduje się także miejsce dla jego najwierniejszego z towarzyszy, psa Pioruna. |
| | | Liv Andersson Umiejętności bojowe : IV Skąd : Sønderborg, Dania Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : półkrwi Status majątkowy : bogaty Zawód : kompozytor
| Temat: Re: Salon Sob Lip 18, 2015 2:01 am | |
| Teraz to nagle już tylko jego mieszkanie? Dobrze, może ten komentarz akurat nie jest na miejscu, ale czy on kiedyś słuchał sam siebie? Zamordowano mi ojca. Na moich oczach, ale rozumiem, ta informacja mogła akurat nie dotrzeć do jego uszu, raczej nie miał kto jej przekazać. Na pewno wyszłam w tym czasie COŚ ZAŁATWIĆ. Pisać listy? Ruszenie się z łóżka pod prysznic było czasem wysiłkiem niemożliwym, nie mówiąc już o utrzymaniu w ręku pióra. I niby co miałabym napisać, hę? Mój drogi Bjarni. Dawno nie pisałam, przepraszam, ale wiesz, jestem w żałobie. Całymi dniami leżę w łożku i gapię się w sufit. Na dobrą sprawę nie jestem pewna czy płaczę, chyba przyzwyczaiłam się do płynących po policzkach łez tak bardzo, że nawet ich nie zauważam. Albo po prostu już nie płyną, wypłakałam już całą wodę z organizmu, leże tu sobie wyschnięta jak mumia. To bardziej prawdopodobna wersja. Zastanawiasz się pewnie teraz jakim cudem udaje mi się utrzymać w ręku pióro, takie wysuszone palce pewnie się łamią i kruszą na kartkę? Och. Nie martw się mój drogi, steruje sobie tym wszystkim telepatycznie. Mam nadzieje, że u ciebie wszystko dobrze, a rodzina zdrowa. Kocham - Liv. List życia, na pewno oprawiłbyś go w ramki i postawił na biurku, by poprawiał humor w ciężkich chwilach. Aż cieżko mi uwierzyć - to już pół roku? Czas mija zbyt szybko. Kiedy po tygodniach spędzonych w bezruchu w końcu wstałam z łóżka, napędzała mnie wściekłość, nie miłość. Nie chciałam wracać, chociaż przeszło mi to przez myśl. Jeszcze próbowałbyś mnie zatrzymać. Powiedziałbyś - Liv, nie możesz, nie jesteś wyszkolona, to niebezpieczne. Albo znacznie gorzej, zabiliby cię na moich oczach, w ramach odwetu. Plany mają to do siebie, że są rozkładane w czasie. Każda partia szachów to ruchy i twoje, i przeciwnika. Trzeba to brać pod uwagę. Możesz mi podziękować Bjarni, chociaż teraz pewnie tego nie rozumiesz. Sam mówisz, że ruszyłeś naprzód. Że już nie boli. Mnie boli cały czas, nieustannie pali od środka. W nocy mam koszmary, wszędzie widzę upadającego ojca. Ty za jakiś czas znajdziesz inną dziewczynę, już nie rudą, może nie tak samo temperamentną. Może lepiej gotującą? Wprowadzi się, zajmie moje miejsce. Wypleni ogród z balkonu i wyrzuci stół bo zajmuje za dużo miejsca w kuchni. Owszem, ta świadomość łamie mi serce, ale wolę ją znacznie bardziej niż widok twojego martwego ciała z łoskotem spadającego pod moje nogi! Słysząc twoje słowa zaczynam tracić cierpliwość, źrenice mi się zwężają, łypię na ciebie groźnie i już jestem gotowa krzyczeć kiedy... Jakie to nieprzyjemne uczucie! Coś zimnego spływa po moim ciele, paraliżując układ nerwowy, nie mogę nawet mrugnąć okiem. Oczy wysychają niemal natychmiast i zaczynają piec, to się skończy nieprzyjemnym łzawieniem. Czuję mrowienie w palcach i stopach, a nic nie mogę z tym zrobisz. Przerzucasz mnie przez ramię jak jakiś jaskiniowiec, a kiedy słyszę o aresztowaniu mam ochotę cię zabić. Pal licho sabatowców, jak tylko odzyskam czucie w rękach nie żyjesz Korhonen, umrzesz powolną i bolesną śmiercią! Pomyśleć, że jeszcze pół godziny temu zrobiłabym wszystko by cię od niej uchronić, całe wysiłki na marne! |
| | | Bjarni Korhonen Umiejętności bojowe : V Skąd : Thorshavn, Wyspy Owcze Wiek : 30 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : mugolska Status majątkowy : przeciętny Zawód : auror
| Temat: Re: Salon Sob Lip 18, 2015 2:41 am | |
| Wierz mi, wystarczyło napisać cokolwiek. Dobrze wiesz, że nie jestem szczególnie wymagającym facetem. Nie oczekiwałem od ciebie romantycznych epopei na kilka stron, chorych zapewnień o twojej miłości i tęsknocie, rozpaczliwych zwierzeń i żali po utracie twojego ojca. Po prostu czekałem na jakikolwiek znak, że żyjesz i nic ci nie jest. A ty to miałaś po prostu w dupie. Zadowoliłbym się krótką wiadomością. Nie czekaj, Bjarni. Wystarczyłoby. Żyję. To też by wystarczyło! Trzy słowa – ba, nawet jedno, nie było stać cię na tyle wysiłku przez te kilka miesięcy? Tak trudno było chwycić pióro do ręki i wysłać list na wygniecionej kartce papieru? Żałoba żałobą, sam chcę wymierzyć sprawiedliwość Sabatowi i pomścić śmierć Victora. Był przecież moim mentorem, przyszywanym ojcem, w dodatku nigdy w swoim życiu nie poznałem lepszego człowieka od niego, ale wydaje mi się, że zasługuję chociaż na odrobinę szacunku i jakichkolwiek wyjaśnień. Mimo wszystko. Trzy lata, Liv. Trzy pieprzone lata spędzone razem, Andersson, a ty nie byłaś w stanie wyskrobać do mnie kilku słów! Ani wtedy, ani teraz. Jak widać – najwyraźniej nigdy nie traktowałaś mnie poważnie, jesteś jak te wszystkie kobiety, które przewinęły się przez moje życie. Do dupy. Dotarliśmy w końcu w mieszkaniu. Gwoli ścisłości, to jest już moje mieszkanie, a ty nie masz do niego żadnych praw. Rzucam cię na starą kanapę w salonie, przecież i tak nic nie czujesz przez ten paraliż, więc nie muszę być delikatny. Nie będę się z tobą obchodził jak z chińską porcelaną. Spokojnie czekam aż zaklęcie przestanie działać, choć w tym przypadku to też nie nastąpi zbyt szybko. Mrowienie szybko nie minie, pełną sprawność kończyn odzyskasz za jakieś pół godziny, może nawet więcej Dla bezpieczeństwa jednak zabrałem ci różdżkę, byś przez przypadek nie mogła mi nic zrobić. Nie ufam ci. Przynoszę z kuchni drewniane krzesło, siadam na nim okrakiem, nie spuszczając ani na moment z ciebie wzroku. Czuję jak wszystko rozpieprza mnie od środka, jak łomocze mi serce i język podchodzi mi do gardła. Ale nie będę miękki. Teraz mi powiesz, dlaczego to zrobiłaś, po co to było, mogłaś się odezwać, powiedzieć, że nic z tego nie będzie; że nie chcesz mnie więcej widzieć i mnie nie potrzebujesz. Cokolwiek. - Nie masz mi nic do powiedzenia? – Unoszę sugestywnie brwi do góry, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – NIC? – Nagle odjęło ci mowę, Andersson? To wszystko nie miało znaczenia? Może jestem głupi, nie potrafię obchodzić się z kobietami i nie mam z nimi większego doświadczenia, ale naprawdę nie rozumiem tego wszystkiego. Chciałabyś być na moim miejscu? Żebym to ja zniknął z twojego życia bez zapowiedzi, a nie na odwrót? Nie mam za co ci dziękować. Ruszyłem w końcu do przodu, bo nie miałem innego wyjścia. Bo zniknęłaś. Gdybyś przy mnie została – byłoby inaczej, przecież pomógłbym ci ze wszystkim. Nawet ze zemstą. Moglibyśmy być partnerami w zbrodni, być jak Bonnie i Clyde, to chyba o nich kiedyś mi wspominałaś. Nie jestem żadnym idiotą, Liv, ale chyba właśnie za kogoś takiego mnie masz. |
| | | Liv Andersson Umiejętności bojowe : IV Skąd : Sønderborg, Dania Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : półkrwi Status majątkowy : bogaty Zawód : kompozytor
| Temat: Re: Salon Sob Lip 18, 2015 11:32 am | |
| Taka już jestem. Nie lubię pożegnań. Kiedy coś mnie przerasta potrzebuję czasu. Zaszyć się, schować, wylizać rany, jak zwierzę. Dziki kot. Nie widzieć nikogo, nie musieć się odzwycać, dać się zakslepić temu co krwawi by potem wyjść do ludzi i udawać, że wszystko gra. Przyjąć chłodną fasadę i ironiczny uśmieszek na twarz, tak działam. Odezwanie się nagle, po dwóch miesiącach, wydawało mi się zgoła bezsensowne. Już wtedy byłeś wściekły - więc łatwiej mi było po prostu ciebie unikać niż wysłuchać całej litanii skarg i zażaleń, usłyszeć jakim to jestem potworem bez serca i wzdrygnąć się na huk zamychanych przed nosem drzwi. Hedonizm - sama nie wiem czy wrodzony, chyba raczej nabyty z czasem - nakazuje mi raczej unikać zbędnych nieprzyjemności. Zniknięcia, mój odwieczny zwyczaj, są znacznie prostsze. Nigdy nie mówiłam, że lepsze, chyba sama zdaje sobie sprawę, że to wygodnica zagrywka, dość nieprzyjemna dla drugiej strony. Może się wydawać, że przychodzi mi to łatwo bo po prostu się nie przywiązuje, nie zależy mi, zamknięcie za sobą drzwi nie robi na mnie większego wrażenia. To nie jest do końca prawda. Owszem, w moim życiu można się doszukać wielu przypadków, kiedy ot tak wychodziłam sobie z jakiegoś mieszkania, nigdy więcej nie zaprzątając sobie nim głowy. Ale na przestrzeni tych wszystkich lat przez Bjarnim zdarzały się typy które wywoływały we mnie silniejsze emocje niż tylko dobry seks i eleganckie mieszkanie. Tych zostawiałam w tyle jeszcze szybciej, unikając przywiązania. Nie będę kłamać mówiąc, że kiedy po raz pierwszy wniosłam swój plecaczek do tego mieszkania miałam przeczucie, że już nigdy go nie wyniosę, bez przesady. Ale - to ważne - byłam gotowa na to by go nie wynosić. Nie po stu dniach, nie stu dwudziestu. Co więcej, on dalej tu jest. Teraz mam nowy, nieco mniejszy, bo wszystko co wydawało mi się być bezcenne i niezbędne do życia zostało tutaj. Nie licząc pozytywki. To naprawdę jest niczym przy farsie, która właśnie ma miejsce. Drędwota? Zabranie mi różdżki? Przerzucanie i rzucanie mną jak workiem ziemniaków? Za kogo on się ma?! Złamał mi się przez to wszystko paznokieć. Łypię na niego groźnie, już mogę, powoli odzyskując panowanie przynajmniej nad własną twarzą. Mrugam przy tym jak szalona, a po policzkach ciekną mi łzy, tak bardzo wyschły mi oczy. - Czy mam ci coś do powiedzenia? Oczywiście, że MAM COŚ DO POWIEDZENIA - i nic dziwnego, że odjęło mi mowę, skoro potraktował mnie ZAKLĘCIEM - Jesteś nienormalny. Chory psychicznie. Już do reszty cię popierdoliło! Ale mogłam się tego spodziewać, przecież nikt o zdrowych zmysłach nie śpi na materacu! Trzy lata, do tej pory mnie bolą plecy! - akurat spanie na płaskim i twardym jest zdrowe na kręgosłup, ale nigdy mu tego nie powiem. Szczególnie nie teraz! - W aurora się bawisz? Raczej w jaskiniowca, jeszcze tylko brakowało zdzielenia w głowę dzidą i ciągnięcia mnie za włosy wprost do domu, na kolejne urodziny sprawię ci skórę w centki, już do reszty będziesz przypominać Flinstona! - krzyczę tak głośno, że aż zaschło mi w gardle i zachrypnęłam. A Clyde był impotentem! |
| | | Bjarni Korhonen Umiejętności bojowe : V Skąd : Thorshavn, Wyspy Owcze Wiek : 30 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : mugolska Status majątkowy : przeciętny Zawód : auror
| Temat: Re: Salon Sob Lip 18, 2015 6:07 pm | |
| Nikt tak naprawdę nie lubi pożegnań, więc nie myśl, że jesteś sama i taka wyjątkowa w tej swojej niechęci. One są bolesne za każdym razem – niektóre bardziej, inne z kolei znacznie mniej. Z czasem jednak trzeba się z nimi pogodzić, nie ma innego wyjścia. Ale tak się nie postępuje z ludźmi, Liv. Powiedz mi, gdzie twój pieprzony honor i sumienie? Gdzie moja Liv Andersson, którą poznałem ponad trzy lata temu? Czy Victor przez całe życie niczego cię nie nauczył? To on pokazał ci, że tak właśnie należy traktować ludzi? Nie wierzę w to wszystko, nie mam pojęcia, skąd to się w tobie wzięło, dlaczego to zrobiłaś. Przecież to nie było żadne normalne rozwiązanie, prawda prędzej czy później wychodzi na jaw. Tak jak teraz – widzisz, okazało się, że jednak żyjesz, kręciłaś się gdzieś tutaj obok pod nosem, ukrywałaś się po kątach Oslo i nawet ci się to udawało. Przez prawie pół roku! Koniec jednak tych popieprzonych gierek, nie zamierzam się w to dłużej bawić, lepiej mów mi od razu, po co było to wszystko. Nigdy nie zrobiłem ci krzywdy, prawie zawsze szedłem na ustępstwa w wielu kwestiach… Byłem dobry, zwyczajnie dobry! Tak mi się za to teraz odpłacasz? Żądam od ciebie wyjaśnień, jakichkolwiek, nawet najgorszych na świecie. - Mnie popierdoliło?! – obruszam się natychmiastowo, tym samym gwałtownie podnosząc się z drewnianego krzesła i wpatrując się w twoim kierunku z rozwścieczoną miną. A jak inaczej niby miałem postąpić? Wyobrażasz sobie inny scenariusz na moim miejscu? Może miałem cię po prostu puścić, jak tylko cię zobaczyłem na targu, co? Pewnie jeszcze myślisz, że to byłoby najlepsze rozwiązanie? Nie, nie byłoby. Musiałem jakoś cię zatrzymać, nawet jeśli miałem to zrobić siłą. – Na mordę Ymira, chyba sobie teraz ze mnie kpisz. – Jak przez całe trzy lata! Oszukiwałaś mnie, co jeszcze, może zdradziłaś, a potem znalazłaś sobie innego faceta jak gdyby nigdy nic? A ja czekałem jak skończony idiota, frajersko łudziłem się, że gdzieś tam jeszcze jesteś; że może pewnego dnia do mnie wrócisz. – Kurwa, Liv… Zostawiłaś mnie po trzech latach związku, zniknęłaś, nie raczyłaś napisać żadnego listu. Nic! I to ja jestem nienormalny? Chory psychicznie?! – Bo co, bo użyłem Drętwoty, by z tobą porozmawiać? Gdybym tego nie zrobił pewnie już bym cię nigdy nie ujrzał. Ale zrobiłem, więc teraz leżysz jeszcze obezwładniona na kanapie, a ja stoję rozwścieczony przed tobą, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo w tym momencie cię nienawidzę. - Teraz mi masz coś do wyjaśnienia? Trzeba było mi wcześniej powiedzieć: Bjarni, słuchaj, jesteś beznadziejny, popierdolony, to koniec z nami! – Wtedy bym zrozumiał i dałbym ci odejść, nie żądałbym od ciebie żadnych wyjaśnień. A tak to, cóż, powinienem zabrać cię na Wyspy Owcze. Może tam nauczyłabyś się uczciwości, szacunku i wierności, chociaż nie wiem, czy w twoim przypadku nie jest za późno. – Ale nie, po co! Lepiej spierdolić bez słowa. – Kopię z całej siły krzesło tak, by wylądowało z impetem zaraz obok kanapy. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek był tak przez kogoś rozwścieczony. |
| | | Liv Andersson Umiejętności bojowe : IV Skąd : Sønderborg, Dania Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : półkrwi Status majątkowy : bogaty Zawód : kompozytor
| Temat: Re: Salon Sob Lip 18, 2015 10:09 pm | |
| Jakbyś nie zauważył kochanie, mój ojciec nie żyje. Zabito go jak psa, w ciemnej alejce, kiedy wracaliśmy razem z kolacji. Więc wybacz, że po takim doświadczeniu jego nauki odbieram raczej jako coś szlachetnego, ale definitywnie nieżyciowego i raczej mało przydatnego. Mało przydatnego by przetrwać. I nie udawaj już takiego świętoszka, Liv Andersson którą poznałeś trzy lata temu też bez słowa wyszła z czyjegoś mieszkania by zostawić swój plecak w twoim. Dobrze o tym wiedziałeś, może nie od razu, ale z czasem dowiedziałeś się o moich wszystkich większych czy mniejszych grzeszkach - nie dób ze mnie świętej, która nagle weszła na złą drogę. Skąd się to we mnie wzięło, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Chyba po prostu potrzebowałam odrobiny wolności. Swobody. Po latach zajmowania się nieodpowiedzialną matką, kiedy wreszcie moja metryka zaczęła odpowiadać mentalności (zawsze było we mnie mało dziecka) zaczęłam się szwędać, zostawiłam za sobą to co zawsze mnie zatrzymywało. Zastanawiam się, może od zawsze był we mnie jakiś pierwiastek włóczykija, ale powstrzymywany przez lata, rozrósł się do większych rozmiarów i przekonał by tułać się tak z miejsca na miejsce. Naprawdę odpowiadał mi taki tryb życia, przez bardzo długi czas. Potem zaczął nużyć. Teraz jest po prostu przydatny. - Ty się dziwisz, że nie chciałam rozmawiać skoro CHCESZ MNIE ZABIĆ? - rozsądne byłoby rzucenie muffiato, cała ulica nie musi słyszeć naszych wrzasków. Ale co robić, przecież nie będe się kajać kiedy ten rzuca we mnie krzesłem! - Zostawić list?! Już widzę jak go czytasz! - skąd u ciebie takie nagle zamiłowanie do słowa pisanego?! I teraz jestem naprawdę bardzo zawiedziona. Jakie oszukiwanie? Jakie zdradzanie? Przez ostatnie trzy lata byłam wręcz przykładem partnerki doskonałej, szukaj takiej ze świecą. Nawet gotowałam pieprzone obiadki, chociaż w ogóle mi to nie wychodziło! Wcale nie znalazłam sobie nowego faceta, po prostu miejsce do spania. U kogoś. Nie od razu. Dopiero kiedy uznałam, że nienawidzisz mnie na tyle bardzo, czekają nas jedynie same nieprzyjemności, więc lepiej sobie ich oszczędzić i żyć przyjemnymi wspomnieniami. Bo teraz to wzajemne darcie rujnuje nasze całe trzy lata. Tak mielibyśmy w głowie tylko dobre momenty, ja i ty, to byłoby coś do czego dobrze jest wracać w myślach. A teraz... Zostaną nam krzyki. Wszystko się pali - Jasne, bierz to wszystko personalnie, biedny beznadziejny Bjarni! - nigdy, nigdy nie dałam ci odczuć, że mam cie za kogoś niewartego swojej uwagi, nie wiem skąd te insynuacje - [b] Potrzebowałam czasu! Przestrzeni! Może nie zauważyłeś, ale straciłam ojca! - denerwuje mnie to, że nawet nie mogę się ruszyć - Zabili go na moich oczach, widziałam jak jego ciało bezwładnie opadało na bruk. Nie walczył nawet, bylebym tylko miała czas uciec, wybacz, że po czymś takim nie miałam ochoty na ROMANSE - proszę Bjarni, zadowolony, na samo wspomnienie zaczyna trząść mi się głos i oczy znowu zachodzą łzami. Do takiego stanu chciałeś mnie doprowadzić? To jakaś wyrafinowana forma zemsty i tortury, doprowadzić mnie do skrajnej żałości i upodlenia? Nie spodziewałam się po tobie aż takiego okrucieństwa - Dobrze wiedziałam, że tak zareagujesz kiedy wrócę po miesiącach, wolałam się trzymać z daleka - dodaję po chwili, bardzo cicho. Nie czułam sie tak źle od miesięcy. Wszystko mnie boli, tak od środka, jakby ojciec umarł nie pół roku, a pół godziny temu. Jest mi wstyd, policzki mnie palą, płyną po nich łzy, nie mogę ich nawet wytrzeć bo nie mogę się ruszyć. Leżę tak, sparaliżowana, rzucona jak worek ziemniaków, jak jakaś rzecz, nie człowiek. Chciałabym po prostu stąd uciec - do domu. Tylko to wszystko dzieje się w miejscu, które do tej pory miałam za dom. Wciąż. |
| | | Bjarni Korhonen Umiejętności bojowe : V Skąd : Thorshavn, Wyspy Owcze Wiek : 30 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : mugolska Status majątkowy : przeciętny Zawód : auror
| Temat: Re: Salon Nie Lip 19, 2015 10:18 pm | |
| - Nie jestem Neandertalczykiem. Potrafię czytać, Liv. Nawet przeczytałem tego pieprzonego X, którego zawsze tak zachwalałaś! – informuję, skoro najwyraźniej przez trzy lata nie zdążyłaś zarejestrować faktu, że nie jestem głupi. Co prawda może nie interesowałem się sztuką czy literaturą, ale przecież to nie jedyne zainteresowania. A świat nie jest sprawiedliwy. Dobrze wiem, że to właśnie Sabat zabił Victora Anderssona. Ne znam dokładnie wszystkich okoliczności, ludzie przecież gadali bez ustanku, ale ile w tym wszystkim było prawdy – trudno mi powiedzieć. Potrafię zrozumieć potrzebę czasu i przestrzeni, to normalne w takim przypadku, że niekoniecznie chce się z drugą osobą przebywać, ale wystarczyło tylko jedno słowo. Jedno. Nie od razu, dwa czy może nawet trzy tygodnie później. Nawet nie było cię na nie stać! Nie musiałaś pisać od razu, jestem przecież wyrozumiały, jeśli wymaga tego sytuacja. Ale czekałem pół roku. Pół roku na ciebie czekałem, a ty jak gdyby nigdy nic pojawiasz się na targu. I mówisz mi, że nie miałaś ochoty na żadne romanse. Romanse. A więc był to dla ciebie tylko romans, nic nieznaczący, bezwartościowy i zapewne niezobowiązujący romans. Dobrze o tym wiedzieć, przynajmniej teraz wiem, jak powinienem do tego wszystkiego odnosić. Zmarnowałem na ciebie trzy lata. Całe trzy, długie lata. - Każdy z nas kogoś stracił! – W rzeczywistości nie jesteś z tym wszystkim sama, przecież Victor był dla mnie wyjątkowo ważną osobą, może nie był tak naprawdę moim ojcem, ale jednak spędziłem z nim szmat czasu Poza tym, nie mówię tutaj o nim, tylko o moim bracie, który zaginął, choć bardziej prawdopodobną wersją jest to, że również został zamordowany z rąk Sabatu. Nie ma od niego żadnych wieści, a wszystkie tropy mówią o tragicznej śmierci Hjalmara. I zostałem sam, w ciągu miesiąca straciłem prawie wszystkie najważniejsze dla mnie osoby. Myślisz, że mi było z tym dobrze? – Dobrze wiesz, że przykro mi z powodu ojca, ale... Liv, jesteś pieprzoną egoistką! Potraktowałaś mnie jak śmiecia! – krzyczę z wyrzutami w głosie, nie mogę się opanować. Mam w dupie to, że usłyszą nas sąsiedzi zza ściany czy ludzie z ulicy. Nie mam już dłużej ochoty na ciebie patrzeć, wynoś się stąd, nie chcę cię więcej widzieć, już wystarczająco straciłaś dzisiaj w moich oczach. Rzucam jakieś zaklęcie, by przyspieszyć czucie twoich kończyn, po czym rzucam różdżką w twoim kierunku i gwałtownie pokazuję ręką w stronę drzwi. - Wynoś się stąd… – I nigdy nie wracaj, nawet z podkulonym ogonem. Nie chcę cię więcej widzieć. Zniszczę cię, kiedy spotkam następnym razem. Za wszystko, Liv, za wszystko. Pamiętaj, że ja nie rzucam słów na wiatr. Nigdy. – Wynoś się stąd, wypierdalaj nabierać kolejnego frajera, któremu zmarnujesz trzy lata. Tylko w tym jesteś dobra. – Dość, dość już na dziś. Chyba dawno nie byłem tak załamany, rozwścieczony i agresywny, przynajmniej nie przypominam sobie, bym był w takim stanie. Tego dnia jednak zostały przekroczone wszystkie granice. Łapię się za głowę, jakby zaraz mi miała eksplodować. Gratulacje, Liv Andersson. Jesteś mistrzynią w rujnowaniu cudzego życia, należy ci się order zwycięstwa. |
| | | Liv Andersson Umiejętności bojowe : IV Skąd : Sønderborg, Dania Wiek : 27 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : półkrwi Status majątkowy : bogaty Zawód : kompozytor
| Temat: Re: Salon Pon Sie 24, 2015 4:06 pm | |
| - To był jebany Tołstoj! - tyle mam ci do powiedzenia. Tyle Korhonen, nic więcej, nie będę się zniżać do poziomu jakiejkolwiek dyskusji z twoją osobą, nie jesteś nawet wart kalorii jakie musiałabym spalić otwierając buzię by wypluć z siebie jakiekolwiek słowa. Pół roku na ciebie czekałem. Ot tak pojawiasz się na targu. Bu-hu, biedny Bjarni. Jakby chciał znaleźć to by znalazł, najwyraźniej tak szukał, że czekał. I zastanawiam się jakie rzekomo miało być to jedno (podkreślam, jedno) słowo, które by mu wystarczyło. Co gdybym napisała na przykład… ziemniaki. Albo alkohol. Czy książki. Byłoby ok? Na drugi raz, kiedy już otrząsnę się ze śmierci najbliższej mi osoby rozszarpanej na moich oczach przez przywódcę Sabatu, to wyślę mu taką tajemniczą zagadkę sową, zobaczymy jaki będzie szczęśliwy. I naprawdę, miałam wyjść. Zebrać tę resztkę godności z której mnie jeszcze nie obdarłeś w sposób barbarzyński (chociaż jestem pewna, że nawet neandertalczycy mieli więcej gracji), kiedy słyszę coś o zmarnowanych trzech latach… O nie Korhonen. Nie puszczę ci tego płazem, nawet nie myśl. Nie daruję! Szybkim krokiem niweluję tę oszałamiającą odległość która nas dzieli, po czym wymierzam ci siarczysty policzek w tę wiecznie nieogoloną i zarośniętą twarz - Nic nie wiesz! - i nawet wizualnie zaczynasz przypominać czarną owcę - Nic nie wiesz! I niczego nie rozumiesz ty… ty… - na język ciśnie mi się tyle inwektyw, że aż się zapowietrzam. Żadna nie jest wystarczająco mocna by oddać moją pogardę. I złość. I zażenowanie. I nienawiść. I całą masę innych uczuć które się we mnie kotłują, gotowe do wybuchu w absolutnie każdym momencie - To była jedyna dobra rzecz, my, jedyne co zostało. A zrujnowałeś nawet to! - z każdym słowem uderzam w jakąś część twojego ciała by chociaż w ten sposób wyrazić swój gniew, być wreszcie z r o z u m i a ł, że to ty jesteś pieprzonym egoistą, który obrócił wszystko w proch, nie ja! - Nie chciałam się żegnać, chciałam żeby to co mamy jeszcze gdzieś trwało, żyło, nawet jeśli nie mogłabym nigdy wrócić, żeby zostały same dobre wspomnienia, a ty zabrałeś mi nawet to! Wziąłeś każdy moment i sprowadziłeś go do kategorii czegoś nic nie wartego, zabrałeś mi najcenniejszą rzecz, która mi została - i za to cię nienawidzę Korhonen, teraz na każdy moment który mieliśmy padnie cień tego teatrzyku który odstawiłeś, twoich krzyków, rzucania krzesłami -Nic nie wiesz! I to ja jestem frajerką której zmarnowałeś trzy lata, bo gdybyś kochał mnie chociaż trochę tak, ja ciebie to rozumiałbyś, że pożegnanie byłoby zbyt bolesne! Przez ciebie to nie jest na zawsze, przez ciebie osiągnęliśmy właśnie moment w którym musimy się rozejść, w którym nie możemy już pójść dalej. Musiałeś to powiedzieć, wykrzyczeć i zdeptać, bo jesteś za tępy by zrozumieć, że przyjście do ciebie i powiedzenie ci „do widzenia” byłoby tak samo bolesne jak śmierć mojego taty. Po tym momencie nie potrafiłam już jeść z tobą śniadań i obcinać ci włosów bo to wszystko byłoby podszyte paraliżującym strachem, że ciebie spotka to samo a ja nic nie będę mogła na to poradzić, będę mogła tylko patrzeć jak wykrwawiasz się na bruku. Ale jednocześnie tak bardzo nie chciałam cię tracić, nas tracić, bo my byliśmy jedyną rzeczą, która pozostała mi z dawnej Liv Andersson, która trzymała przy życiu i nie pozwalała przekroczyć niektórych granic. Teraz nie mam już żadnych skrupułów. |
| | | Bjarni Korhonen Umiejętności bojowe : V Skąd : Thorshavn, Wyspy Owcze Wiek : 30 lat Jestem : za Protagonistami Czystość krwi : mugolska Status majątkowy : przeciętny Zawód : auror
| Temat: Re: Salon Czw Sie 27, 2015 2:51 am | |
| - Tołstoj, nie Tołstoj, jeden chuj. – Czy to jest ważne w tym momencie? Naprawdę? Jeszcze musisz się czepiać, że nie potrafiłem zapamiętać jego nazwiska? Masz w ogóle czelność to robić, Andersson? Odnoszę teraz wrażenie, że wszystko, dosłownie wszystko, co dla ciebie robiłem nie ma już nagle żadnego znaczenia. I chyba faktycznie tak jest. Co z tego, że byłem dla ciebie dobrym facetem. Czy kiedykolwiek czymś zawiniłem? Nie. Więc jeśli już chciałaś zniknąć, wymigując się żałobą po ojcu, którą częściowo byłem skłonny zrozumieć – mogłaś zrobić to raz, a dobrze. Skandynawia przecież nie ogranicza się wyłącznie do Oslo! Widzisz, Liv, nawet uciekanie ci nie wychodzi. Już nie patrzę na ciebie przez pryzmat starych wspomnień, nigdy tak nie będzie, nie powrócimy do tego, co było. Jest teraz złość, wściekłość, żal i nienawiść – tak, to dobre słowo. Nienawidzę cię i wciąż nie pojmuję tego, jak mogłaś być tak cholernie egoistyczna. - Zabrałem ci najcenniejszą rzecz, którą miałaś? Dobrze wiedzieć, cieszę się w takim razie z tego powodu. – Sugestywnie unoszę brwi, a po chwili wybucham poddenerwowanym, nawet lekko zażenowanym śmiechem. Tak, powiedz jeszcze, że to wszystko to moja wina. – Ja nic nie wiem? Ja?! Na Odyna, to ty… To ty, kurwa, zmarnowałaś mi trzy lata. Całe trzy lata. Wiesz, ile to jest? Już wolałbym, żebyś przyszła do mnie pół roku temu i powiedziała, że to koniec. A ja szukałem cię jak pojebany. Martwiłem się, jeśli do ciebie to wciąż nie dociera. – Nie potrafisz zrozumieć i dostrzec, że ja, Bjarni Korhonen, naprawdę cię kochałem? To nie był dla mnie żaden przelotny romans. Czekałem na ciebie wraz z Piorunem. Cały czas. Ale to koniec. Nie ma już nas i nigdy nie będzie. To przeszłość, do której nie zamierzam wracać. - Fantastycznie, mów mi więcej, Liv – mówię od niechcenia, wciąż chodząc rozjuszony po mieszkaniu w kółko. W głowie mi się nie mieści, co ty za bzdury do mnie mówisz. Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Odejdź już, odejdź, albo sam cię zaraz stąd wywalę. A pomyśleć, że kiedyś mieszkaliśmy tutaj razem. To był nasz dom. – Nie pokazuj mi się więcej na oczy, inaczej… Inaczej zginiesz z moich rąk! – Nie żartuję, nie zawaham się przed tym, nie pozwolę już robić z siebie więcej idioty. Nigdy więcej, Andersson. Zbyt wiele się nacierpiałem przez całe życie. Rzucam więc na pożegnanie czym prędzej jedno z zaklęć, które wyrzuca z impetem Liv z mojego mieszkania, po czym zatrzaskuję ostentacyjnie drzwi. Spierdalaj.
Bjarni i Liv z tematu |
| | | Sponsored content | Temat: Re: Salon | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|