Świnia zostaje świnią, choćby na sobie złote siodło miała.
Czyli skąd wzięli się Odrowążowie.
W historii czeskiej szlachty można znaleźć Odrowążów – ród możnowładczy pochodzenia morawskiego. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1350. roku. W Herbarzu Kacpra Niesieckiego, ich herb został opisany jako biała strzała na czerwonym polu, z ogonem pawim na klejnocie herbowym.
Nie ma to zupełnie nic wspólnego Kunegundą.
Odrowążowie, którzy nas interesują, to rodzina czystokrwistych czarodziejów, która żyła na biednej morawskiej wsi w domku z dachem ze słomy, prowadząc swoje skromne gospodarstwo na granicy nędzy. Zasłyszane gdzieś nazwisko i historię, jakoby w krwi rodziny miałyby się pojawić jakieś szlacheckie błękity, wymyślił na poczekaniu jeden z praprapradziadków Kunegundy, między żniwami, a zakopywaniem krewnych pod stodołą. Nie wiedział, że nazwa rodu pierwotnie brzmiała Odrzywąs i niewiele miała wspólnego z wężami, jednak jako dumny dziedzic zdolności mowy wężoustej, ta nazwa najbardziej mu się spodobała.
Odrowążowie nie lubią mugoli. Przyczyny można szukać w tym, że okoliczni mugole, podejrzewając Odrowążów za bratających się z siłami nieczystymi (słyszało się po karczmach, że Odrowążowie znają jakiś syczący języki, którymi porozumiewają się z diabłem), co jakiś czas, sezonowo, obwiniali ich za ulewy/susze/nieurodzaj i sukcesywnie palili, pozbawiali głów, lub zakopywali żywcem. Ostracyzm społeczny między innymi sprawił, że Odrowążowie żyli w izolacji nie mieszając swojej krwi z mugolską, a okoliczni mieszkańcy mijając dom Odrowążów, po trzy razy żegnali się krzyżem i spluwali za siebie.
Konia chwal dopiero po miesiącu, a żonę po roku.
Czyli skąd się wzięli Odrowążowie w Skandynawii.
Całkiem dobrze rozwijało się gospodarstwo Odrowążów w drugiej połowie dwudziestego wieku. Dziadek Kunegundy przeznaczył cześć swojej ziemi na uprawę lnu, która okazała się opłacalna, więc za zaoszczędzone parę groszy, postanowił postawić na cmentarzu prawdziwy grób dla członków rodziny. Myślał nawet o zmianie słomianego dachu na dachówki, jednak żona mu nie pozwalała, bo pod strzechą to przytulnie i cicho i nie ma co dziwować.
Wkrótce jednak Henryk Odrowąż – ojciec Kunegundy postanowił zostawić wieloletnie gospodarstwo i wyjechać z Moraw, kiedy mugolscy sąsiedzi próbowali spalić jego małżonkę Madlenkę. Ponieważ był to człowiek honorowy, stwierdził, że pal go licho jego domostwo i pola, postanowił spalić wieś. Jednak nie udawało mu się wzniecić szatańskiej pożogi, więc w ostateczności pomachał kosą, żeby strącić kilka mugolskich głów, poszczuł na nich kilka swoich węży, po czym wziął pięcioletnią córkę Kunegudnę Perperunę (nazwaną na cześć czeskiej szlachcianki i bóstwa słowiańskiego) pod pachę, lekko tylko nadpaloną żonę za rękę i na miotłach uciekli przez Polskę, a potem przez Bałtyk, prosto do Norwegii (w niemałym stopniu kierowani usłyszanymi historiami o antymugolskim Sabacie). Tam osiedlili się w jakiejś wsi i zaczęli hodować kury i owce.
Jak posiejesz, tak zbierzesz.
Czyli skąd się wzięła Kunegunda.
Kunegunda była bardzo wesołym i rozbrykanym dzieckiem. Postanowiła mieć bardzo dużo przyjaciół. Najpierw przyjaźniła się z wężami. Madlenka mówiła, że Kunegunda pierwsze swoje słowa wysyczała, później dopiero zaczęła jąkać się w mowie ludzkiej. Jeszcze na Morawach, Kunegunda biegała po wiosce obwieszona wężami, które do niej syczały, strasząc okoliczne dzieci.
W Norwegii, gdy była ledwo odrosła od ziemi, przyjaźniła się głównie z kurami. To było praktyczne dla jej rodzicieli, bo kury biegały po podwórku, na które wychodziło okno kuchenne, więc Madlenka mogła mieć ją na oku, kiedy stała przy swoim kociołku.
Gdy Kunegunda ledwo tylko podrosła, postanowiła zaprzyjaźnić się dla odmiany z owcami. To było bardziej kłopotliwe, bo kiedy wybiegała na pastwisko, Henryk nie mógł jej dojrzeć wśród owiec, nawet gdy stawał na najwyższy pagórek. Z drugiej strony, nie musiał się martwić, bo kiedy któregoś razu lis zaczaił się na stado, Kunegunda do pogryzła. Zaskarbiła tym sobie sympatię stada.
Gdy Kunegunda poszła do szkoły i spotkała prawdziwych ludzi, nie rozumiała o czym ma z nimi rozmawiać. W przeciwieństwie do kur, owiec i węży, wydawali się bardzo nudni. A Kunegunda była na to zbyt dzika. Zazwyczaj więc stroiła złośliwe miny, kopała ich po kostkach, pluła, lub przezywała.
Faza w której Kunegunda radośnie i beztrosko powiększała sobie listę wrogów, przeszła szybko, gdy odkryła, że jej mocne strony, wykształtowane między innymi pracą w gospodarstwie, jak zahartowanie, niezależność, siła i odwaga (czasem tylko granicząca z awanturniczością) mogą imponować innym i być przydatne, jeśli przestanie zniechęcać do siebie każdego kogo spotka.
Od tego czasu Kunegunda polubiła spędzanie czasu z ludźmi. Nie jest łatwo, bo Kunegunda to swojska dziewucha i nie zawsze chce się zachować tak jak powinna. Jest hałaśliwa, bezpośrednia, lubi wyrażać skrajne i nieraz kontrowersyjne opinie, a w złości potrafi być prawdziwym raptusem. Jednak jeśli czuje go kogoś sympatię, potrafi pokazywać swoją najlepszą stronę, czyli niegasnący optymizm, skłonność do poświęceń, spontaniczność, wierność i waleczność. Jednak pierwiastek bezzasadnej złośliwości i bezczelności wciąż jej pozostał, więc jej znajomi, muszą się pogodzić, że czasami nie potrafi się powstrzymać przed brutalną szczerością (często podszytą troską!). Ale nie można gniewać się na Kunegundę. Jest przecież taka niewinna, urocza i czarująca. Przygarnia porzucone pisklęta, czasami bez powodu piecze ciasteczka i podrzuca je różnym osobom żeby zrobić im przyjemność, dla swoich węży syczy słodkie kołysanki, a swojego patronusa w kształcie kury nazwała Spitygniew.
Po ciemku każda krowa czarna.
Czyli Kunegunda i mugole.
Kunegunda to Odrowążówna z krwi i kości, więc siłą rzeczy, od urodzenia nie lubiła mugoli. Możliwe, że ma z tym związek fakt, że widziała, jak mugole próbują spalić jej matkę. Razem z rodzicami, po przybyciu do Skandynawii, natychmiast podłapała program Sabatu i dorastała z myślą jak wspaniały byłby świat bez mugoli.
Kiedy Kunegunda miała dwanaście lat, kociołek Madlenki któregoś dnia niespodziewanie wybuchnął i niewiele zostało z Madlenki. Taka to szybka śmierć. Tyle co splunąć. Razem z ojcem pochowali matkę przy domu, pod ładną wierzbą. Niedługo potem Henryk Odrowąż poznał Idę – Norweżkę, czarownicę półkrwi, z którą żyję w nieślubnym związku. Ida jest przemiłą osobą i odkąd są razem, urodziła już troje chłopców (Adolf, Wratysław, Ferdinand). Razem z Henrykiem rozszerzyli gospodarstwo, zaczęli hodować i tresować magiczne stworzenia, zatrudnili pracowników i siłą współpracy, Odrowążowie z nędzarzy stali się bogaczami.
Biedna Kunegudna jest przez to mocno rozdarta. Przekonania wyniesione z rodzinnej ziemi zostały mocno zachwiane prze zderzeniu z nową rzeczywistością. Odrowążówna stara się pogodzić bycie pokojowo nastawionym do poznanych mugolaków i częstowanie ich ciasteczkami, ze swoją wizją świata bez mugolaków.