|
|
|
| |
|
Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Pokój nr 1 Pon Sie 17, 2015 8:27 pm | |
| Chyba zasnąłem, tylko że nie do końca. W zamyśle miałem odpocząć tylko przez chwilę i pójść porozmawiać z Claireminą, zapewnić ją, że po pierwsze, wbrew dramatyzmowi sytuacji wciąż była daleka od zabicia mnie, a po drugie, że... nie wiem, nie gniewam się. Clairemina Brohl roztrzaskała mi nos na krwawą miazgę, a ja nie jestem na nią ani trochę zły. To chyba świadczy o tym, że osiągnąłem jakiś nowy stopień bycia nienormalnym. Więc zamknąłem oczy na sekundę. Potem uchyliłem powieki i było ciemno. Poza tym, chwilę temu byłem cały mokry, a teraz już nie. Dziwne. Pomimo bolesnego sprzeciwu ze strony ciała zmusiłem się do wstania i poszukania na szafce nocnej Larsa zegarka. Dwudziesta. Chwila. Co. Siedzę więc na łóżku Larsa, próbując wydedukować, gdzie podziało się pięć godzin mojego życia, ale w końcu godzę się z tym, że są bezpowrotnie stracone. Z Claireminą zobaczę się jutro, tak, jutro może będzie nawet lepsze. Wracam więc na swoje łóżko na poduszce znajduje jeszcze kilka kropel krwi, wzruszam tylko ramionami i ostrożnie kładę się na plecy. Orientuję się, że mam na sobie ten sam sweter, wciąż zakrwawiony, choć plamy są rozmazane przez mój długi pobyt pod prysznicem. No i. Trudno. Zamykam oczy, ale czuję, że już nie zasnę, choć dalej jestem zmęczony. |
| | | Charlie ColettiKomitet Uczniowski Umiejętności bojowe : III Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VIII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : jasnowidz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny
| Temat: Re: Pokój nr 1 Pon Sie 17, 2015 9:01 pm | |
| Od dawna nie byłem tak skonfundowany. Znowu to robisz. Pstrykasz palcami, zmieniając moje uczucia w ciągu dni, godzin. Minut, w skrajnych wypadkach. To strasznie mnie męczy. Teraz jeszcze ta sytuacja. Nie wiedziałem jak się zachować. Co to znaczy, że ja cię ignoruję? Przecież to ty… Niech cię jasny szlag, Yahto. Nie wiem, co myśleć. W ogóle nie wiem. Myślałem, że jak minie kilka godzin, to coś mi się wyklaruje, ale w zasadzie to. Nie. Porozmawiałem z Claireminą, nie wiem, co jej napadło. Uprzejmie jej wytłumaczyłem, że zachowała się jak rozkapryszony dzieciak, w dodatku wysoce nierozważny. Powiedzmy sobie szczerze, gdyby mnie w ten sposób zaatakowała nikt by tak nie panikował. Ale to ty. Całe szczęście moje siostry za wami poleciały. Nie rozumiem tylko dlaczego Claudia nie powiedziała mi, że cię rozgryzła. Może uznała, że już wiem. Nie miałem okazji jej o to zapytać. Nie widziałem jej od czasu incydentu w łazience. Mam nadzieję, że jej podziękowałeś. Albo to zrobisz. Ja chyba też powinienem, chcąc czy nie, stałem się jedną z przyczyn tej bójki. To idiotyczne, skręca mnie na samą myśl, zaciskam dłonie w pięści, liczę do dziesięciu. I pukam do drzwi. - Hej. - Mogę wejść? Nie śpisz już, widzę. Byłem wcześniej, chciałem zerknąć, ale Lars wydukał, że śpisz, przerażony zapewne stanem, w jakim się znajdujesz. Mam nadzieję, że tym razem wziął ze sobą inhalator. Zamykam cicho drzwi, opierając się o nie. A potem widzę, w czym leżysz. Na litość boską, Yuma. - Yahto, dlaczego ty się jeszcze nie przebrałeś? - Wiesz, ile godzin minęło? Czemu Claudia ci nie pomogła, jeśli byłeś za słaby? Przecież ten sweter masz cały zarzygany. Co zresztą czuć w powietrzu. Podchodzę do okna i uchylam je. Chcesz tu wszystkich przyprawić o mdłości? Twoja twarz wygląda okropnie i jednocześnie o wiele lepiej, niż pięć godzin temu. W dodatku, e… nie wiem, czy jesteś tego świadom, ale jest cała w brokacie. Claudia i jej poczucie humoru. Kącik mi drgnął, ale powstrzymuję się, sam się później przekonasz. Cóż. Podchodzę w końcu do łóżka i łapię się jego drewnianej ramy. Cóż. Hm. Hej. |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Pokój nr 1 Pon Sie 17, 2015 9:51 pm | |
| - Hej. Unikam cię wzrokiem, z jednej strony będąc trochę zły, z drugiej nie wiedząc, co tu robisz. I w ogóle nie wiedząc, czy ja cokolwiek dobrze wiem. Rozumiałbym, jakbyś grał tylko przed Claireminą, ale po co miałbyś odstawiać swój teatrzyk przede mną? Może tylko po to, by znowu mnie skołować, pozwolić, bym obdarzył szczyptą zaufania. Nie wiem. Naprawdę. - Bo. - Spoglądam na swój sweter. - Nie wiem. Spałem. Prawdę mówiąc, mój zmysł powonienia ostatnio trochę ucierpiał. Muszę nieludzko (żart) śmierdzieć, ale tak po prawdzie, jest mi to daleko obojętne, ja tego nie czuję. Za to gdy tylko wszedłeś, zaczęło mi przeszkadzać to, że trochę się jakby kleję od swojej krwi i wymiocin. Sporo tych wydzielin wypłukałem pod prysznicem, ale ten sweter wciąż nie jest najprzyjemniejszą rzeczą, jaką mogę założyć na kark. W sumie, Carlo. Masz rację. Powoli podnoszę się i podchodzę do swojej szafki, wydobywam tam pierwszą rzecz, jaka wpadła mi w ręce. Teraz będzie trudniej, ściągnięcie tego swetra jest cholernie ciężkie, gdy jest się tak poobijanym. Krzywię się trochę, no dobrze, udało się. Przy ubieraniu się dociera do mnie, że zakładam właśnie koszulkę od Claireminy, z tym głupim nadrukiem z dwoma kotkami w awionetce. Z pokerową miną naciągam koszulkę na brzuch. Niby w czym jest gorsza od twoich neonowych piesków, Carlo? Rzucony na ziemię sweter wpycham stopą pod łóżko, później go, nie wiem, spalę. Teraz naprawdę nie mam na to siły. Siadam z powrotem na kołdrze. No i. Hej? - Spanikowała - bardziej stwierdzam niż pytam. Znam przecież Claireminę. |
| | | Charlie ColettiKomitet Uczniowski Umiejętności bojowe : III Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VIII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : jasnowidz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny
| Temat: Re: Pokój nr 1 Pon Sie 17, 2015 11:18 pm | |
| Ładna koszulka. Od rudej, co? Od razu poznałem. Po awionetce rzecz jasna, nie, żeby po kotkach. Stoję tak, ze spuszczoną głową, zaciskając palce na ramie i zastanawiam się. Zastanawiam się, co właściwie się stało. W którym momencie to wszystko się tak strasznie poplątało. Czy to wszystko faktycznie jest jedno wielkie nieporozumienie? Otwieram usta, aby coś powiedzieć, ale wtedy ty się odzywasz. Cóż. Jest to temat, na który łatwiej mi rozmawiać. Kiwam powoli głową. - Wpadła w histerię. Kiedy Claudia zajęła się tobą podała jej jakieś środki na uspokojenie. Podobno będzie spała do jutra. - To dobrze, nie szło jej znieść. Ani za bardzo zrozumieć z początku. Potem, po środkach mówiła wyraźnie. A potem zasnęła. Nie było więc sensu dłużej przebywać w jej towarzystwie. Milknę i zbieram się w sobie, żeby zacząć temat. - Posłuchaj, Yuma. Czy ty naprawdę nie bawiłeś się… Wpadła w histerię… - Czekaj. Co. Przecież już ci to powiedziałem. Czuję jak do oczu napływa mi ciemna ciesz. Nie! Nie nie nie nie nie. Nie, błagam, nie, nie teraz. Zatkały mi się uszy i nie widzę już Yumy. Widzę natomiast leżącą Claireminę. Nie, nie, nie! Zaciskam powieki i biorę głęboki oddech, jakbym zaraz miał wskoczyć do wody. Otacza mnie ciemność. Czuję jak zaciskam palce z całych sił na łóżku, ale im bardziej staram się to zwalczyć, by odzyskać choć chwilę świadomości i uciec, tym szybciej świat usuwa mi się spod stóp. Oni rozluźniają mój uścisk i otwierają mi powieki, ale nie widzę już ani łóżka Yumy, ani śpiącej Claireminy. I wtedy orientuję się, że to wcale nie Clairemina. Otacza mnie cisza, tak strasznie ciężka, gdy przeczuwam, że coś ukrywa. Gdzie ja jestem? Nie byłem tu nigdy. Ciemne, ciemne niebo. Czarny zarys lasu. Okręcam się wokół własnej osi. Z każdej strony to samo. Tylko jedna ścieżka. W którą stronę mam patrzeć? W którą, żeby niczego nie zobaczyć? Szepcząc moje imię, w tylko sobie znany, obrzydliwy sposób odwracają moją głowę w lewą stronę. Mija mnie biegnącą nie-Clairemina. Podążam za nią, niedaleko, choć każdy mój krok rzeczywisty odpowiada kilkudziesięciu tamtym. I wtedy nagle, docierają do mnie dźwięki. Uderzają mnie. Ze wszystkich stron, atakują. Przyciskam dłonie do uszu i upadam, bo to nie tylko dźwięki, to fale wibracji powietrza, nie mogę ich znieść, czuję, że zaraz rozsadzi mi głowę, przyciskam łokcie do siebie, zęby zagryzam na nadgarstku. To boli. I choć zaciskam powieki, to tam nie zasłaniają mi widoku. To nic. To nic. Nic sobie z tego nie robią. Przenoszą mnie dokładnie na miejsce zbrodni, wkładają do jej głowy, widzę wszystko jej oczami. Jej wielkimi, pustymi oczami. Całe Dzieło ostateczne z bliska. Wszystkie twarze ludzkich marionetek wykrzywione w agonii, ich pokaleczone stawy, sponiewierane, nagie ciała. Dość już. Błagam. Dość. Brakuje mi tchu. To ta ciecz czarna, zalewa całą polanę, dostaje się do moich płuc, ścieka z ich stóp, z oczu wylewa się i z ust. Słona. Jak łzy w kącikach moich oczu, to ciśnienie chce mnie zabić. Serce bije mi jak oszalałe. I zalewa mnie metaliczny smak i nie ma już nic. Nic z tych rzeczy z jej głowy. Tylko ja kulę się i gryzę i czuję, dopiero teraz, jak boli mnie przedramię. Poza tym, że boli mnie wszystko i oddycham ciężko. I wiem, że jestem tutaj, gdzie wcale nie chciałem być w takim momencie. A nie wiem, kto jest tu ze mną, poza tym, że są tu oni. Boję się otworzyć oczy. Nie potrafię tego zrobić. Utkwiłem, między tym, a tamtym i wolę mieć w głowie, te wspomnienia, które niszczą mnie i zalewają, niż zyskać nowe, ze ścierami, które czyhają na mnie zajmując każdy wolny skrawek tej sypialni. Przełykam ślinę, odczepiając żeby od ręki i zaciskając je. Zwijam się ciaśniej. I już nie mogę. I nie chcę. Niech mnie po prostu ktoś. Niech po prostu. Ktoś.
|
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 12:20 am | |
| Moje spojrzenie trochę łagodnieje, gdy myślę o Claireminie. Biedne dziecko. Pewnie naprawdę wychodzę na niezbyt zrównoważonego masochistę, ale wiem przecież, ile ta dziewczyna ma na głowę. I zdaję sobie sprawę z tego, że przez ostatnie miesiące nie byłem specjalnie pomocny, by nie powiedzieć, że tylko pogorszyłem sprawę. Powiedzmy, że uznaję sześćdziesiąt pięć procent uzyskanych obrażeń za solidnie zapracowane. Wstrząśnienia mózgu i złamanego nosa wolałbym sobie odpuścić, ale to był w pewnym sensie wypadek. Może nie powinienem tak ochoczo wątpić w to, że Clairemina by jednak mnie nie skrzywdziła, w tamtej chwili nie mogłem mieć wątpliwości, że mnie nienawidziła. Gorącą nienawiścią, do której zdolni są tylko piętnastolatkowie. Wzdycham. Nie, nie bawiłem się tobą. Zacznijmy od tego, że nie mam w zwyczaju bawić się cudzym życiem. Zdziwiony? Wiem, że jestem w tej szkole raczej kojarzony jako cielesna powłoka wypełniona nienawiścią, ale mógłbyś, chociażby, nie wiem. Zapytać. Twoja duma by pewnie ucierpiała, ale może udałoby mi się uratować twarz. Zresztą. Sam bym pewnie nie poruszył tego tematu, prawda? Nie próbowałem się nawet dowiedzieć, dlaczego nagle zmieniłeś co do mnie nastawienie. Cóż. Chyba doszedłem do tego samego wniosku co ty. - Powtarzasz się, Carlo... - zauważam sceptycznym tonem, ale wtedy dociera do mnie, co się dzieje. Czuję się tak, jakby mój kręgosłup zmienił się w sopel lodu. Och, nienienie. Nie rób mi tego tutaj, Carlo. Jestem tu tylko ja, no dobrze, za drzwiami jest jeszcze Lars, chciałbyś w tej chwili mieć Larsa przy sobie? Nie sądzę! Co robić. Y. Y. Y. Nie, Yumawikvaytawa, weź się w garść, nie jesteś Claireminą, by w kluczowej chwili wpadać w histerię. Tylko że. Gdy tak na ciebie patrzę, Carlo, nie mogę nie myśleć o tamtych wszystkich rzeczach, i... o szlag by to, Claudio, gdzie ty jesteś? Odwracam się w stronę drzwi, gotowy, by ją znaleźć, ale zerkam na ciebie, nie mogę cię tu zostawić, nie mogę też z tobą zostać, więc tak stoję rozdarty i. Nie panikuj, Yumawikvayatawa, nie panikuj. Po prostu. Zrób coś. Nie wiem. Może. Prawda jest taka, że już panikuję jak szlag. Dlaczego nie jesteś cholernym astmatykiem, Carlo. Albo diabetykiem. Dlaczego twoich problemów nie można zniwelować ot tak. Mrugam gwałtownie, bo zamiast ciebie przez moment widzę mojego ojca, chociaż jestem pewien, że nie jestem jasnowidzem. Świetnie. To znaczy, że po prostu mi odbija. Nie wiem, co robić, ale trochę jednak wiem. To znaczy. Nagle w mojej głowie pojawia się pełno rozwiązań, a ja nie mam dość czasu, ani przytomności umysłu, by przeanalizować, więc po prostu przystępują do realizacji. Po prostu zaczynam mówić, chociaż przecież nie ma szans, byś zrozumiał, co mówię, zacząłem już jednak, więc nie cofnę się, nawet jeśli to głupie. Wielki Duchu, którego głos słyszymy w wietrze i który dajesz życie wszystkim, usłysz mnie. Och nie, co ja robię. Z tego wyjdzie coś złego. Przychodzę jako jedno z twoich wielu dzieci. Głos drży mi z przejęcia, nie potrafię w ogóle zachować spokoju, w przeciwieństwie do niej. Jestem mały. Jestem słaby. Potrzebuję twojej wiedzy i twojej siły. Potrzebuję jak szlag. Zbliżam się powoli do Carla i klękam przed nim. Ja chyba... wszystko pomyliłem. Pozwól mu iść w pięknie. I by jego słuch mógł wychwycić twój głos. Jestem prawie pewien, że coś pomyliłem. To zawsze działało, ale tylko wtedy, gdy ona mówiła, tym swoim melodyjnym, cichym głosem. Naukę, którą ukryłeś w każdym liściu i każdej skale. Próbuję rozgarnąć twoje ramiona, no dalej, Carlo, pozwól mi. Obiecuję, że nie skrzywdzę cię. Proszę o wiedzę i siłę. Nie by górował nad braćmi, ale by był w stanie zwalczyć największego wroga... Sięgam do twojej twarzy. Carlo. Hej. Wróć tutaj. ...siebie samego. |
| | | Charlie ColettiKomitet Uczniowski Umiejętności bojowe : III Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VIII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : jasnowidz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 1:01 am | |
| Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie chcę tego tak. Przecież to nie tak zupełnie. I nie w tą stronę. I boli mnie głowa i pęka mi czaszka i jestem pewny, że słyszę to dokładnie, pęknięcia, chrząknięcia, słowa, których nie rozumiem i nie mogę już, nie czuję temperatury, ani powietrza, zapadam się w sobie i nie wiem, ile to trwa, ale wraca do mnie każdy mięsień i czuję, jaki jest spięty, jak przechodzą przeze mnie dreszcz. Długo tu jestem? Jak długo tu jestem? Długo? Jak długo? Charlie. Echo. Halo? Niechąco. Zdrętwiałe wargi. Charlie, a pamiętasz nasz spacer nad… Nie pamiętam. Zrywam się nagle, próbuję podeprzeć ręką, ale jest zbyt zdrętwiała, boli mnie, nie mogę nią władać. Siadam więc niezgrabnie, ale to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia, bo to się wcale nie kończy przecież, to się nie zmienia, a może to tylko echo, może to tylko, tylko echo. Spoglądam kolejno w każdy narożnik pod sufitem, mrużę oczy, bo wcale nie chcę, ale strasznie się boję, strasznie. Łapię dłoń Yumy i ściskam ją z całych sił, jakbym mógł, w ten sposób pozbyć się tego okropnego uczucia, ale wiem, że to nie działa w ten sposób, to tylko odruch, to tylko, tylko odruch. Spuszczam głowę opierając ją na kolanach. Widzisz, Yuma? Spójrz teraz. Na ten pokój spójrz jak ja go widzę, na ich wszystkich wokół i tych stałych, ohydnych odmieńców ciemnych, klejących się, oddychających ciężko swoim słodkim, zgniłym oddechem przy naszych twarzach i tych, należących do jej wspomnień. Wszyscy oni znajdują sobie kawałek miejsca, lokują się czekają na nas, czekają, aż dołączymi wiesz, Yuma, widzisz to. Ty wiesz, że to iluzja, wiesz to Yuma, więc obudź mnie, obudź mnie proszę, bo dla mnie to wszystko jest tak realne, jak twoja dłoń. Czujesz, jak ziemia drży? Czujesz, te drgania powietrza? I w momencie, kiedy nie mogę tego już wytrzymać, puszczam twoją dłoń i osuwam się na ziemię i nie ma już nic.
Ostatnio zmieniony przez Charlie Coletti dnia Wto Sie 18, 2015 1:37 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 1:34 am | |
| Gdy łapiesz moją rękę, już wiem, że popełniłem błąd. Nie powinienem się do ciebie zbliżać, to jakiś mój powracający grzech, prawda? Zawsze wydaje mi się, że ten jeden, jedyny raz wszystko ułoży się dobrze, ale najwyraźniej ciągle zapominam, że jestem Yumawikvayatawą Yahto. Po prostu nie mogło mi się udać. Ściskasz moją dłoń tak mocno, że aż mnie mdli, Carlo, obudź się, proszę, ja nie wiem, co robić. Naprawdę nie mam pojęcia. Próbuję cofnąć rękę, ale nie pozwalasz mi na to, Carlo, obudź się. A potem przestaję zwracać uwagę na ból miażdżonej dłoni. Nie, nie, nie. Czemu mi to pokazujesz? Zaciskam oczy, ale to wdziera się pod moje powieki, nie, nie, Carlo, przestań. Schowaj to, nie chcę na to patrzeć, czym sobie na to zasłużyłem? Szarpię się z całych sił, wspomagając wolną ręką, ale nie chcesz mnie puścić, puść mnie, Carlo, puść mnie. Nie wytrzymam tego dłużej, zostaw mnie, Carlo, dlaczego ty mi to... ...ale wtedy twój uścisk się poluźnia, odrzuca mnie do tyłu, ale nie pozwalam sobie na chwilę bezruchu, podpieram się łokciami i cofam w panice, aż natrafiam plecami o oparcie łóżka. Oddycham ciężkim, urywanym oddechem, chowając twarz za zgiętymi kolanami, wiem przecież, wiem, że to tylko iluzja, ale co z tego, skoro było takie realne? Nie mam odwagi ani chęci spojrzeć na Carla. Nie, nie po tym, co mi zrobił. |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 2:14 am | |
| P-p-p-panno C-c-c-c-oletti asgfgkhhkhlj. Co mówisz? Lars, nie rozumiem cię, mów głośniej i wyraźniej. Co? Jak to? A wchodziłeś tam? Idę szybki krokiem i otwieram drzwi pokoju. I tak w nich stoję przez chwilę i. Słodki boże. Co jest nie tak z tym dniem? Poważnie. Ale poważnie. Dobra Claudia. Wszystko dziś na twojej głowie. Nie szkodzi. Wchodzę do pokoju i odrywam wzrok od biedaków, podchodząc do szafki Larsa. Inhalator. Wracam do drzwi, wręczam mu go, mówiąc, że ma nikogo nie wpuszczać, dopóki mu nie powiem, że może. Zanim zdąży zadać mi więcej pytań zamykam mu drzwi przed nosem i zasuwam zamek. A potem odwracam się i spoglądam znów na dwóch nieszczęśników. Chłopcy… Proszę was… Klękam przy nieprzytomnym Carlo. Ja chyba was wszystkich dziś pousypiam. To jest jakiś plan. Wiem, że mógłby ocknąć się lada moment, a nie wiem, co się tu stało. Wolałabym jemu i nam tego oszczędzić. Jestem zmęczona. A Carlo dawno nie zasłabł po ataku. A przynajmniej mnie nic o tym nie wiadomo. Dobra. Klęczę tak przez chwilę nad nim, po prostu, z przymkniętymi oczami. To był długi dzień. Ale jeszcze się nie skończył. I nic się na to nie zanosi. Przecieram dłonią twarz. Dobrze zatem. Czas wziąć się do pracy. Przywołuję swoją torbę, kiedy słyszę uderzenie w drzwi, podchodzę i otwieram je. Zapomniałam o tym. Ludzka rzecz. Zasuwam zamek, wracam do Carlo. Braciszku, co ja mam z tobą zrobić? Tak dzielnie się trzymałeś a teraz co. Wciągasz w to Yumę, niepotrzebnie, wiem, że niechcący ale, Charlie. Potrafiłeś wykrzesać z siebie zawsze te paręnaście sekund, aby uciec. Co się stało? Reagujesz normalnie, wszystko jest w porządku, jak zawsze, perfekcyjne ciało, tylko ten nadgarstek mnie martwi. Ugryzłeś się. Biedactwo. Ładuję ampułkę i przecieram twoją skórę wacikiem, a potem wbijam w nią igłę. Szczerze najchętniej po dzisiejszym dniu też podałabym sobie jakiś środek nasenny, aby przespać spokojnie całą noc, ale czuję, że muszę być na straży. Opatrzenie ranki zajmuje mi parę sekund, to nic. Odkładam narzędzia, unoszę różdżkę, a ciało mojego brata podrywa się w górę. Bogowie, jaki on ciężki, przez zaklęcie to nawet czuję. Wątpię, czy bym go uniosła o własnych siłach, bez magii. Carlo spoczął na łóżku Yumy, wybacz Yahto, dalej nie dałam rady. Wstaję, aby go ułożyć, poprawić i przykryć. Ten dzień, jest tak strasznie. Tak strasznie popierdolony. A potem wracam i przyciągam swoję torbę pod łóżko, gdzie siadam naprzeciw Yumy. Więc… spotykamy się znów. Data ostatniej wizyty : dziś. - Hej. - Mówię i opieram głowę na ręce, a łokieć na kolanie. Yuma, nie musisz się bać, nie zrobię ci krzywdy. Spokojnie, żadnych gwałtownych ruchów. - Pokazał ci coś. - Mówię. Nie pytam, wiem przecież. Poznaję. Każdy z nas przez to przechodził. Nie masz pojęcia, ilu wspomnień się wyzbyłam przez to. A na jak wiele się uodporniłam. Stukam delikatnie palcem wskazującym lewej dłoni w wierzch twojej stopy. Hej, Yuma. Mogę ci pomóc. |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 11:08 am | |
| Nie dostrzegam tego wszystkiego, ani Larsa, ani Claudii, ani fruwającej torby czy lewitującego Carla, chociaż na którymś poziomie świadomości wiem, że to wszystko się dzieje. Tylko że. Mam wrażenie, jakby między mną a rzeczywistością stanął nagle niewidzialny mur. Nie wiem, jak to możliwe, że moje serce łomocze tak mocno, jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej i jednocześnie wciąż mogę czuć się straszliwie odrętwiałym. Uspokój się, tego już nie ma. Ale. Boję się, że ciągle jest, tylko po prostu już tego nie widzę. W pierwszym odruchu przyciskam się jeszcze bardziej plecami do oparcia łóżka, przez chwilę patrzę szeroko otwartymi oczami na Claudię. To tylko ty. Aha. Próbuję wyrównać oddech i po bardzo niezręcznych sekundach pełnych milczenia w końcu decyduję się odpowiedzieć. - Hej. Tak, pokazał mi coś. Nie rozumiem, dlaczego, ale widzę po tobie, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak to jest. To dziwne, tyle razy byłem świadkiem takich ataków, jednak dopiero teraz przekonałem się, jak to wygląda z ich perspektywy. Jak ja mogłem w ogóle myśleć, że sobie z tym poradzę? - Powinienem był od razu przyjść po ciebie - stwierdzam tylko obojętnym tonem głosu. Kiedy ja się w końcu nauczę? Spuszczam wzrok na ziemię, znowu siedząc w ciszy, ale kiedy podnoszę spojrzenie na ciebie, wciąż tu jesteś. - Wiesz, miałem ciężki tydzień, nie obrazisz się, jeśli popatrzę się trochę tępo przed siebie? - Trochę żartuje, ale obawiam się, że wcale. Pocieram swoje własne ramiona, nie wiem, czy mi zimno, czy. Nie wiem. Claudio, naprawdę przyda mi się trochę odpoczynku, ale muszę jeszcze załatwić sprawę z Claireminą i... kiedy Carlo się obudzi, też powinienem z nim porozmawiać. Nachodzi mnie dziwna myśl. Może Carlo wcale nie interesował się moją utratą magii ze względu na mnie. Bardziej bał się swoich wizji, czy czuł dumę ze swoich iluzji? Straciwszy kontakt z magią raz na zawsze uwolniłby się od tych koszmarów, ale to przecież duże poświęcenie. Nie wiem, czy byłby na nie gotów, chociaż może podświadomie tego właśnie pragnie? Czepiam się tego pomysłu, by odwrócić uwagę od wspomnienia tej wizji, magii nie można zniszczyć, nie można jej wyplenić, można ją co najwyżej... Zrywam się nagle na nogi, przepraszam, Claudio, jeśli trąciłem cię ramieniem. Ta myśl jest trochę zbyt niepokojąca, bym mógł ją udźwignąć na stojąco, więc znowu powoli siadam. Wiesz co. Chyba właśnie znalazłem moją magię. - Przepraszam. Połączyłem fakty - usprawiedliwiam się trochę nieskładnie. |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 11:40 am | |
| Śmiało. W końcu jesteś u siebie. Ale ja też jestem zmęczona, wiesz. Dlatego nie odpowiadam nic, wzruszam tylko ramiona, czyń swoją powinność, Yahto. Powinieneś był, ale rozumiem to, spanikowałeś, myślałeś, że to zwykły atak może, nie jestem pewna, czy jesteś w ogóle świadom, że Carlo jest iluzjonistą. Cóż, źle to sformułowałam. Teraz już na pewno masz o tym pojęcie. Przekonałeś się na najgorszy z możliwych sposobów. Przykro mi. Naprawdę przykro. Wiem, jakie to straszne przeżycie. Siedzimy więc tak, patrząc się przed siebie, każdy w swoją stronę, ja odpoczywam, ty odpoczywasz, dobrze jest. Nie jest, ale chciałam sobie tak pomyśleć, bo mi pasowało do zdania. Wiesz, dobrze, że przynajmniej dociera do nas to chłodne, wieczorne powietrze. Nie cierpię dusznych pomieszczeń. Robi się mi od nich niedobrze i boli mnie głowa, a nie chcę mieć roli w tym dramacie i zwymiotować ci tu na przykład na dywan, chociaż wtedy bylibyśmy kwita? Nie bylibyśmy. Głównie dlatego, że nie traktuję tego jak przysługę. Wstaję w tym samym momencie co ty i faktycznie, choć nie potrąciłeś mnie mocno, na sekundę tracę równowagę. Nessun problema. Nic się nie stało. - Gratuluję, odblokowałeś osiągnięcie. - Stwierdzam bezbarwnym, jak zawsze głosem i zerkam na Carlo, obchodząc łóżko. Oddycha spokojnie i leży tak po prostu. Bezbronny i nieuzbrojony. Podchodzę do okna i otwieram je szerzej, zaciągając się głęboko czystym powietrzem. Taki przyjemny wieczór, doprawdy, dlaczego nie możemy sobie teraz siedzieć przy ognisku bądź nad wodą i patrzeć na niebo, zbyt zachmurzone, abyśmy mogli szukać gwiazd. Leżeć po prostu na kocu i nie rozmawiać nawet, tylko ze sobą samym w głowie i odpocząć po tym wszystkim, poważnie, to by się wszystkim o wiele bardziej przydało, niż. Cóż. TO. Odwracam się i spoglądam na Yumę. Ale może tylko dla mnie taki wieczór brzmi jak przyjemny odpoczynek. Nie pytam, jakie fakty sobie poukładałeś. To nie moja sprawa w zasadzie, jeśli mi powiesz, zainteresuję się, jeśli nie - w porządku. Innym razem może czułabym się odpowiedzialna za wdrążenie cię w szalony świat demonicznych iluzji, ale z drugiej strony, może nie jesteś teraz na siłach. A może już to przetrawiłeś. W każdym bądź razie nie wydaje mi się, abyś miał potrzebę, by ze mną teraz o tym porozmawiać. W zasadzie więc mogłabym sobie pójść. Czemu zatem mam wrażenie, że jeszcze nie powinnam. |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 1:14 pm | |
| Waham się, czy ci mówić o tym wszystkim, zresztą, wcale bym się nie zdziwił, gdybyś skwitowała to wzruszeniem ramionami, przecież domyśliłaś się już dawno, eh, Yahto, tak długo ci zajęło, byś ruszył głową? Wiesz, ty też widzisz więcej, chociaż w zupełnie odmienny sposób niż Carlo, znacznie mi bliższy i bardziej zrozumiały. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje, że w ogóle rozważam te opcję - nie powinienem tak szybko nabierać zaufania do ciebie, podejrzewam jednak, że jeśli ktoś pomaga ci w chwili, gdy wymiotujesz i krwawisz jednocześnie, staje się chyba synonimem wszystkiego, czego potrzebujesz w życiu. Wtedy potrzebowałem wiadra i nastawienia nosa, cóż, mówisz masz. A teraz przydałoby mi się odrobinę lodowatej racjonalności, ja jestem na nią zbyt zmęczony i zbyt roztrzęsiony. Kto wie. Może też jesteś, tylko zachowujesz pozorny spokój ducha dużo lepiej niż ja. Siedzę jeszcze przez chwilę, patrząc na ciebie na tle otwartego okna. Karma ponoć dopada w końcu wszystkich, wolałbym jednak, by moją porcję zemsty rozłożyła mi na raty. Tymczasem wszystko się zebrało. W ciągu tego jednego dnia. Wzdycham i wstaję powoli, opieram się o ścianę przy otwartym oknie, trochę po to, by być bliżej ciebie, trochę dlatego, że mi też przyda się więcej tlenu. - Prawie się wtedy udusiłem, ale ktokolwiek stoi za tym rytuałem, nie to chciał osiągnąć. Przed jego wpływem chroniono tylko ludzi, więc zadziałał na mnie przypadkowo. - Na mnie i na Amandine, pewnie zresztą na kilka innych osób również. - Chodziło tylko o naszą magię, ale ponieważ w tamtej chwili... tej chwili potrzebowałem jej, by oddychać, to... - Yumawikvayatawo, weź się w garść, wiesz, ile czasu już minęło? Dlaczego ciągle czuję uszczypnięcie paniki, gdy wspominam tamtą chwilę? - No dobrze, byłem przypadkową ofiarą. Chodziło o. Skrzynie. Coś było w tych skrzyniach. - Milczę przez moment, po czym spoglądam na Claudię. - Ile to ma sensu? - Chyba nie jestem w stanie ocenić obiektywnie. - Jeśli rytuał się powiódł, pewnie magię straciłem bezpowrotnie, zresztą, nieważne, ktoś potrzebował do czegoś ogromnej mocy magicznej i był na tyle zdesperowany, by wmieszać w to całą szkołę, byleby osiągnąć skutek. Jak źle to wygląda? |
| | | Claudia Francesca Yahto Umiejętności bojowe : II Skąd : Palermo, Włochy Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Czystość krwi : czysta Status majątkowy : majętny Zawód : ratuję mangozjebasaki
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 1:56 pm | |
| Whoa whoa, kolego Yahto, ależ ty się rozgadałeś. Meh. Koniec interentuzjazmu. Przesuwam się trochę, możesz podejść do okna, wiesz, pewnie spałeś z minimalnym dopływem powietrza, co? Potrzebowałeś magii, by oddychać, a że jej nie miałeś, to się dusiłeś. Kropka. To proste, nie musisz tak jojczeć, Yuma, ja wiem. Nie jest swoim bratem, rozumiem wszystko, co do mnie mówisz. Wiem, że wiele przeszedłeś, a dziś emocje sięgnęły zenitu, ale mówisz tak strasznie chaotycznie, że gdybym nie była zaznajomiona z sytuacją, nie wiedziałabym o co ci chodzi i najpewniej zmęczyłabym się tą rozmową po twoich pierwszy trzech słowach. Ale masz to małe szczęście, że wiem. Wiem już wszystko i nawet więcej, zrobiłam swój research. Słucham cię do końca, przyglądając ci się jeszcze chwilę po twoim pytaniu, w razie, gdybyś jednak chciał dodać coś, co będzie miałoby sens, gdybyś się uzupełniło tą wypowiedź wyjaśnieniami. Ale nie, już nic nie mówisz. Odwracam się więc od ciebie i spoglądam na pokój, przyciskając kciuk do dolnej wargi. Czy to źle wygląda? Nie. Sprawy zazwyczaj mają się lepiej, niż się ludziom wydaje. Hm. Skrzynie. A gdzie są teraz te skrzynie? To dość popularny motyw, nie sądzisz? Skrzynie, będące w zasadzie kluczem do rozwiązania zagadki, znikające w tajemniczych okolicznościach. - Wygląda na to, że to rytuał Schrodingera. - Stwierdzam, po chwili namysłu odwracając się do ciebie. Dopóki sprawa się nie wyjaśni, obrzęd mógł się jednocześnie udać i nie. Co oznacza, że wciąż jesteś magicznym stworzeniem i w tym samym czasie nie jesteś nim już. Hm. - Carlo od dawna nie miał tak silnego ataku. Niewykluczone, że ma to związek z tym wydarzeniem. - Łączę fakty. Łączysz fakty, Yuma? Nadążasz? Wiem, że nie jesteś w najlepszej formie. A twoja twarz dalej błyszczy się od brokatu. Ale myślę, że dam ci parę sekund, na dotarcie informacji. Poza tym. Kiedy ostatnio dzisiaj coś jadłeś? Nie jadłeś, prawda? A powinieneś. Powinieneś też leżeć i odpoczywać, ale dopóki będziesz obok mnie, nic nie powinno ci się stać. Posiłek jest ważny. Wiem, co mówię. Bo jedzenie to. To ja bardzo. Bardzo lubię jedzenie. Hm. Tak. - Chodź, dam ci coś do jedzenia. - Odpycham się od parapetu i ruszam w kierunku drzwi, ale zatrzymuję się i odwracam jeszcze w twoim kierunku. - To znaczy… ja ci to tylko podam… to znaczy, to będzie stało, a ja to… na talerzu położę i… - Crap, Claudia. Nie tak dawno wykpiłam Yumę w myślach, że nie potrafi porządnie złożyć zdania, a teraz sama wpadła w pułapkę różnic kulturowych. Spoglądam w bok i czuję, jak sztywnieją mi mięśnie barku. Weź się w garść, przecież go nie urazisz, ani nic. I tak chyba powinien puścić to mimo uszu? Co by nie było, naprawiłam mu dziś nos. - To nie będzie danie przygotowane przeze mnie… - Kończę koślawo i spoglądam na ciebie. Wiesz. W tym temacie też zrobiłam swój research. Hm. Cóż. Chyba, chyba możemy iść. Cofam się, odwracając w pół kroku i sięgam po swoją torbę. |
| | | Yumawikvayatawa YahtoKoło Wzajemnej Przyjaźni Umiejętności bojowe : III Skąd : Minnesota, USA Rok nauki : VII Wiek : 18 lat Jestem : neutralny Genetyka : Manôgemasiz Czystość krwi : czysta Status majątkowy : bogaty Zawód : zajmuję się gimbem
| Temat: Re: Pokój nr 1 Wto Sie 18, 2015 3:43 pm | |
| Rytuał Schrodingera. To całkiem. Śmieszne. Ha. Uśmiecham się kącikami ust, ale tylko na krótką chwilę, koniec końców rozmawiamy o poważnych sprawach. Tak. Tak, nadążam. Jako jasnowidz pewnie jest bardziej wyczulony na wszystkie... zmiany w atmosferze. Co mogło tak podrażnić jego szósty zmysł? Wizja Carla... jakkolwiek niefortunna w skutkach, pozwala mieć nadzieję, że skradziona magia nie została nigdzie uwięziona, tylko krąży rozproszona w powietrzu. Cóż, nie sądzę, by ktokolwiek prowadził badania na temat tego, do czego może doprowadzić tak ogromna ilość niespętanej niczyją wolą energii. Pod wieloma względami to bardzo precedensowa sytuacja, co, Claudio? Przymykam powieki, zastanawiając się nad możliwymi scenariuszami. Albo przeważy potrzeba wszechświata do zachowania równowagi i pomimo kilku długofalowo nieistotnych anomalii wszystko wróci do normy, albo stoimy u progu ogromnego kataklizmu. Przenoszę powoli wzrok na ciebie. Och. To takie pocieszające, że najprawdopodobniej jedynymi osobami w okolicy, które zdają sobie z tego sprawę, jesteśmy my? Przez "pocieszające" mam na myśli coś w stylu "niech to szlag, istnieje jakieś (bądźmy optymistyczni) osiemdziesiąt siedem procent prawdopodobieństwa, że dojdzie do czegoś w stylu niekontrolowanej eksplozji magicznej, która jeśli nie zmiecie nas z powierzchni ziemi, zmieni świat w jakiś chaotyczny demoniczny poligon wojskowy i zanim ktokolwiek potraktuje nas poważnie proces destrukcji może okazać się nieodwracalny, chcesz trzymać się za ręce, gdy ten świat będzie płonąć, czy coś?". Unoszę nieco brwi na twoją propozycję, ale powiedzmy sobie szczerze, żyję wśród ludzi od trzech lat i dosyć często słyszę takie rzeczy. Z początku to było, no. Bardzo konfundujące. Teraz wiem, że to z reguły nic dla was nie znaczy, chociaż zazwyczaj jestem dość zdziwiony, gdy to słyszę, no i tłumaczenie wam, dlaczego raaaaczej się nie zgodzę bywa również krępujące. Ale. Co. Czekaj. Patrzę na ciebie z dziwną, dość niewyraźną miną, nie, nie, Claudio, proszę, ani słowa więcej. - Nie sądziłem, że ty... będziesz chciała... bo przecież... - W końcu kapituluję i uciekam wzrokiem, świetnie, nie mogłaś sprawić, by to było jeszcze bardziej niezręczne. W końcu kiwam głową, świetnie, chodźmy zjeść coś zupełnie niezobowiązującego. Chociaż to zaskakujące. Claudio, nie tyle widzisz więcej, co wiesz więcej, co?
/zt |
| | | Sponsored content | Temat: Re: Pokój nr 1 | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|